W aurze zaprogramowanego skandalu weszła na ekrany polskich kin „Nimfomanka" Larsa von Triera – film, który może przynieść jego reżyserowi kolejną Złotą Palmę albo stać się złotym gwoździem do trumny duńskiego reżysera. Autor jak żaden inny potrafi operować „estetyką skandalu", wielokrotnie w swych filmowych dokonaniach naruszając obyczajowe tabu, niebezpiecznie balansując na granicy artystycznej kreacji i „łatwego" efektu. Zabiegu polegającego na sięganiu do pornografii („Idioci", 1998) czy transgresyjnego horroru („Antychryst", 2009).
Pod płaszczykiem religii
W swej monumentalnej monografii „Seks i X muza" jej autor – Arkadiusz Lewicki – przytacza przykład erotycznego filmu „Fatima Cooche-Cooche Dance", który został zarekwirowany przez nowojorską policję jako „nieobyczajny". Zajście to miało miejsce już w 1896 roku. Pionierzy kina – jak Méliès (kręcący film o kuszeniu św. Franciszka, którego nawiedzały demony w postaci... roznegliżowanych kobiet) bądź Ferdinand Zecca (tworzący „Sceny dramatyczne i realistyczne", ekranowe ilustracje do powieści Emila Zoli), „ożywiali filmową koniunkturę" obrazami balansującymi na krawędzi pornografii.
Kto zaś widział hollywoodzkie produkcje sprzed nastania kodeksu Williama Harrisona Haysa (na czele ze skandalizującymi epikami Ericha von Stroheima, melodramatami z Thedą Barą czy „biblijnymi" filmami Cecile'a B. De Mille'a – pod „płaszczykiem" treści religijnych przemycających erotyczne perwersje), dobrze wie, że kinematografia światowa – jej progres, ale i regres – związana jest nieodłącznie z próbami przekraczania społecznego tabu. Przede wszystkim w kwestii ukazywania ludzkiej cielesności: zarówno w wymiarze seksualnym (naruszanie w nim tabu wciąż jest chlebem powszednim kina, dziś szczególnie jest to widoczne), jak i w wymiarze ukazującym destrukcję ludzkiej cielesności (przemoc stająca się fetyszem wciąż potrafi wstrząsnąć, zwłaszcza jeśli podana jest w związku z seksualnością – gwałt analny połączony z brutalnym pobiciem w „Nieodwracalnym" Gaspara Noe z 2002 roku – wciąż potrafi wielu wytrącić z równowagi).
Jeśli dorzucimy do tego tabu w wymiarze sakralnym – często (zwykle świadomie) naruszane przez posługujących się skandalem filmowców – otrzymamy wybuchową mieszankę, która wciąż elektryzuje twórców i widzów, spragnionych - wobec intelektualnej miałkości współczesnego kina - emocji, pobudzanych jedynie poprzez czysto fizjologiczne bodźce. Zamiast jednak wymieniać kolejnych skandalistów X muzy i ich filmy, spróbujmy zastanowić się chwilę nad mechanizmem skandalu wpisanym w sztukę filmową: jako medium penetrującym wszelkie możliwe przejawy ludzkiej egzystencji.
Brutalna zgrywa
Można wyróżnić dwa typy filmowców-skandalistów. Pierwszy typ to filmowcy wyrachowani, na zimno kalkulujący, co w danej chwili jest jeszcze w kinie „nieruszone", na czym można „wypłynąć", przelicytowując innych twórców w wizualnym szaleństwie. Druga grupa filmowców to artyści, którzy nie wychodzą od skandalu, raczej mierzą się z tematem, który ze swej istoty wymaga, że tak powiem, „radykalnych" środków ilustrujących podejmowany przez reżysera temat.