Moi „przyjaciele" facebookowi, z niewielkimi wyjątkami, nie zaśmiecają terenu, raczej dzielą się ciekawymi artykułami, zapomnianymi tematami, filmami, pokazują wspaniałe pejzaże, często nawet nieozdobione ich podobiznami. Oczywiście i ja dobieram sobie odpowiednich „przyjaciół" i do mnie garną się ludzie o podobnych zainteresowaniach i gustach (choć wcale nie o tych samych poglądach). Podobno Facebook staje się coraz bardziej medium ludzi starszych, a młodsi przenoszą się na twittery i sięgają po temu podobne skrócone metody kontaktu, które nie wymagają znajomości ani gramatyki, ani ortografii, ba, nawet logiki. Nie można wykluczyć, że za niewiele pokoleń ludzkość wróci do komunikowania się w takim trybie, tak jak nasi przodkowie w okresie paleolitu: rysunki typu jaskiniowego będą opisywały rzeczywistość, a petroglify odnosić się będą do idei wyższych i abstrakcyjnych. Co może nawet będzie się podobało niektórym, skoro wedle profesora Andrzeja Wiercińskiego „sztuka paleolityczna jest symbolicznym ujęciem dostrzeżonej przez ówczesnego człowieka prostej pary przeciwieństw: »kobieta – mężczyzna«".
Właśnie na Facebooku znalazłam w ostatnich dniach dwa natchnienia do tego felietonu.
Pierwszym była dwuminutowa scena z sowieckiego filmu z lat 30. „Czapajew". Czapajew i jego gieroje, rozchełstani, zarośnięci, siedzą bez żadnego ładu czy składu w jakichś dołach, a prosto na ich karabiny maszynowe maszerują w wojskowym szyku, w wyprasowanych mundurach, w takt werbla „biali" (najprawdopodobniej oddziały generała Antona Denikina, urodzonego we Włocławku syna Polki, Elżbiety Wrzesińskiej – wszyscy lubią polonika). „Krasiwo idut" – mówi z podziwem jeden z „czerwonych". „Inteligenty" – odpowiada z pogardą dowódca. I oczywiście „inteligenty" zostają zmieceni i z ekranu, i z powierzchni późniejszego Związku Sowieckiego.
Antyinteligencka polityka bolszewików nie powiodła się do końca, niektórzy przetrwali, mając możliwie jak najmniej polityczne zawody, takie jak matematyk czy muzykolog (choć i tam czasem bywało niebezpiecznie), inni jeszcze przeżyli w Gułagu. Ale czystki, zwłaszcza te z lat 30., które uderzyły w tak zwaną inteligencję techniczną, zabrały do Gułagu i na śmierć inżynierów, techników, robotników wykwalifikowanych i naukowców, i ich brak okrutnie odbił się na gospodarce sowieckiej. (Gorąco polecam dwie książki: „Wielką czystkę" Aleksandra Weissberga-Cybulskiego i niestety nieprzetłumaczoną na polski „The Forsaken. An American Tragedy in Stalin's Russia" Tima Tzouliadisa).
Pozbawieni inteligenckiej tradycji, i tak niezbyt silnej, i jednocześnie żyjący w państwie, które nie interesowało się potrzebami „człowieka", a jedynie „ludzkości" – Rosjanie musieli wiele rzeczy wymyślać czy odkrywać na nowo, metodą „na zdrowy chłopski rozum": i tu pora, by wprowadzić kolejną postać, bardzo popularnego na YouTube jegomościa o przydomku CrazyRussianHacker, który po angielsku, lecz z silnym (prawdziwym lub nie) rosyjskim akcentem uczy nas wszystkiego. Taki Borat od rozwiązywania problemów dnia codziennego. Ma przy tym charakterystyczne cechy człowieka sowieckiego, spotykane również powszechnie w Polsce. Po pierwsze – niezdolność do wyobrażenia sobie, że może istnieć kilka rozwiązań. CRH nie mówi: „Mam nowy sposób na usmażenie jajka". Nie, podniecony krzyczy: „Nie umiecie smażyć jajek (czy: obierać pomarańczy), ja was nauczę". Wspaniały jest jego pomysł na otwarcie butelki wina, co tłumaczy tak, jakbyśmy żyli w świecie bez korkociągów. Bierzemy tenisówkę, wkładamy wino tam, gdzie pięta, i walimy w betonową ścianę, dopóki, po długich mękach, nie zacznie powoli wychodzić korek. Podobnie z puszką konserw. Jak ją otworzyć? Wszędzie można znaleźć beton, mówi CRH, należy tylko tą, a nie inną stroną puszki trzeć o beton póki... i tak dalej, i tak dalej.