I love Facebook

Lubię Facebooka i wcale się tego nie wstydzę. Tak jak czymkolwiek innym, na przykład książką czy nożem, Facebookiem można się posłużyć w dobrym lub złym celu.

Publikacja: 25.01.2014 14:00

Irena Lasota

Irena Lasota

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski

Moi „przyjaciele" facebookowi, z niewielkimi wyjątkami, nie zaśmiecają terenu, raczej dzielą się ciekawymi artykułami, zapomnianymi tematami, filmami, pokazują wspaniałe pejzaże, często nawet nieozdobione ich podobiznami. Oczywiście i ja dobieram sobie odpowiednich  „przyjaciół" i do mnie garną się ludzie o podobnych zainteresowaniach i gustach (choć wcale nie o tych samych poglądach). Podobno Facebook staje się coraz bardziej medium ludzi starszych, a młodsi przenoszą się na twittery i sięgają po temu podobne skrócone metody kontaktu, które nie wymagają znajomości ani gramatyki, ani ortografii, ba, nawet logiki. Nie można wykluczyć, że za niewiele pokoleń ludzkość wróci do komunikowania się w takim trybie, tak jak nasi przodkowie w okresie paleolitu: rysunki typu jaskiniowego będą opisywały rzeczywistość, a petroglify odnosić się będą do idei wyższych i abstrakcyjnych. Co może nawet będzie się podobało niektórym, skoro wedle profesora Andrzeja Wiercińskiego „sztuka paleolityczna jest symbolicznym ujęciem dostrzeżonej przez ówczesnego człowieka prostej pary przeciwieństw: »kobieta – mężczyzna«".

Właśnie na Facebooku znalazłam w ostatnich dniach dwa natchnienia do tego felietonu.

Pierwszym była dwuminutowa scena z sowieckiego filmu z lat 30. „Czapajew". Czapajew i jego gieroje, rozchełstani, zarośnięci, siedzą bez żadnego ładu czy składu w jakichś dołach, a prosto na ich karabiny maszynowe maszerują w wojskowym szyku, w wyprasowanych mundurach, w takt werbla „biali" (najprawdopodobniej oddziały generała Antona Denikina, urodzonego we Włocławku syna Polki, Elżbiety Wrzesińskiej – wszyscy lubią polonika). „Krasiwo idut" – mówi z podziwem jeden z „czerwonych". „Inteligenty" – odpowiada z pogardą dowódca. I oczywiście „inteligenty" zostają zmieceni i z ekranu, i z powierzchni późniejszego Związku Sowieckiego.

Antyinteligencka polityka bolszewików nie powiodła się do końca, niektórzy przetrwali, mając możliwie jak najmniej polityczne zawody, takie jak matematyk czy muzykolog (choć i tam czasem bywało niebezpiecznie), inni jeszcze przeżyli w Gułagu. Ale czystki, zwłaszcza te z lat 30., które uderzyły w tak zwaną inteligencję techniczną, zabrały do Gułagu i na śmierć inżynierów, techników, robotników wykwalifikowanych i naukowców, i ich brak okrutnie odbił się na gospodarce sowieckiej. (Gorąco polecam dwie książki: „Wielką czystkę" Aleksandra Weissberga-Cybulskiego i niestety nieprzetłumaczoną na polski „The Forsaken. An American Tragedy in Stalin's Russia" Tima Tzouliadisa).

Pozbawieni inteligenckiej tradycji, i tak niezbyt silnej, i jednocześnie żyjący w państwie, które nie interesowało się potrzebami „człowieka", a jedynie „ludzkości" – Rosjanie musieli wiele rzeczy wymyślać czy odkrywać na nowo, metodą „na zdrowy chłopski rozum": i tu pora, by wprowadzić kolejną postać, bardzo popularnego na YouTube jegomościa o przydomku CrazyRussianHacker, który po angielsku, lecz z silnym (prawdziwym lub nie) rosyjskim akcentem uczy nas wszystkiego. Taki Borat od rozwiązywania problemów dnia codziennego. Ma przy tym charakterystyczne cechy człowieka sowieckiego, spotykane również powszechnie w Polsce. Po pierwsze – niezdolność do wyobrażenia sobie, że może istnieć kilka rozwiązań. CRH nie mówi: „Mam nowy sposób na usmażenie jajka". Nie, podniecony krzyczy: „Nie umiecie smażyć jajek (czy: obierać pomarańczy), ja was nauczę".  Wspaniały jest jego pomysł na otwarcie butelki wina, co tłumaczy tak, jakbyśmy żyli w świecie bez korkociągów. Bierzemy tenisówkę, wkładamy wino tam, gdzie pięta, i walimy w betonową ścianę, dopóki, po długich mękach, nie zacznie powoli wychodzić korek. Podobnie z puszką konserw. Jak ją otworzyć? Wszędzie można znaleźć beton, mówi CRH, należy tylko tą, a nie inną stroną puszki trzeć o beton póki... i tak dalej, i tak dalej.

Ktokolwiek bywał w Związku Sowieckim, lub co najmniej tak jak ja mieszkał w Nowym Jorku otoczony uchodźcami z Kraju Rad, wie, że pomysłowość ludzka była tam skupiona na rozwiązywanie problemów, które tylko komuniści mogli wymyślić. Zrozumiałam to bardzo wcześnie, gdy mój znajomy, który spędził wiele lat na zsyłce (w latach 70.) opowiadał mi o Syberii i powiedział: „Wiesnoj, kogda uże podwieszywali korow". Spytałam go, co to znaczy, i opowiedział mi, że olbrzymie, wielotysięczne stada krów muszą zimować w oborach. Ale już na przednówku nie ma czym ich karmić, więc z wycieńczenia padają na ziemię. A krowa, która sobie poleży – już nie wstanie. Więc pomysłowy sowietskij czeławiek wymyślił, żeby krowy podwieszać – nakładać im na brzuch coś w rodzaju fartucha i podnosić je za pomocą prostej dźwigni i traktora i podwieszać pod sufitem obory. Fartuch musi być bardzo silny, więc pewnie go robią ze skóry – krów, które nie zdały egzaminu. I te tysiące nieprzytomnych krów, lekko pojękując, wiszą, póki nie wzejdzie pierwsza trawa i nie przyjadą traktory, by każdą indywidualnie wywieźć w pole i cisnąć na ziemię. I jedzą tę trawę i jedne wstają – a inne nie.

W niedzielę umieszczę na swojej stronie facebookowej linki do Czapajewa i CrazyRussianHackera.

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy