Nawet dzieci nie wyobrażają już sobie śniadania bez radiowych wiadomości, podawanej regularnie godziny, mniej lub bardziej celnych i dowcipnych słów prowadzącego. No i oczywiście muzyki. Ale jeśli słucha się „odpowiedniego" radia, to można usłyszeć tam nie tylko najnowsze hity, ale też i zwyczajne piosenki. Tzn. takie utwory, gdzie muzyka jest naprawdę skomponowana i stanowi całość z napisanym przez fachowca niebanalnym tekstem.
Taka uczta spotkała mnie kilka dni temu, kiedy o poranku usłyszałem temat przewodni z serialu „Droga" w wykonaniu Wojciecha Młynarskiego. Tak – uczta, bo po pierwsze takie piosenki w mediach dziś to ewenement, a po drugie mimo upływu lat ani piosenka, ani jej słowa absolutnie nie straciły na znaczeniu i aktualności. Utwór tak mnie wciągnął, że mało brakowało, a spóźniłbym się do pracy, bo czekałem, aż wybrzmi ostatnia nuta. Słowa piosenki krążyły w głowie i uporczywie wracało pytanie: dlaczego dziś już nikt nie nagrywa takich piosenek? Dlaczego w radiu czy telewizji tak mało takich wspaniałych wykonawców? Dlaczego tego typu muzyki – podobno – chce słuchać już tylko „nisza"? Dlaczego kiedyś niemal cała Polska zachwycała się tego typu utworami, przeżywała festiwal w Opolu i co tydzień śmiała się z programów Kabaretu Starszych Panów?
A dziś? W czasach, kiedy rządzi „plejlista" i „tokszoł", warto postawić pochodzące z innej piosenki pytanie: „co się stało z naszą klasą"? Mówiąc wprost: to pytanie o istnienie w Polsce inteligencji. Czy ta do niedawna istotna warstwa społeczna (która przez lata zastępowała w Polsce mieszczaństwo, niemające sił i możliwości, aby się rozwinąć, jak na Zachodzie) umarła, czy jeszcze żyje, ale już tylko w jakimś rezerwacie?
Nawet dwie dekady temu w każdym szanującym się domu stał adapter (zwany też gramofonem), a na półkach pyszniły się cudem kupione i wystane w kolejkach płyty czy książki. Na ścianach cudem ocalone zdjęcia rodzinne w odcieniu sepii i oprawione w ramki marne reprodukcje mistrzów malarstwa. To był niezbędnik i kod kulturowy ówczesnego inteligenta. Warstwy społecznej (czy może lepiej: grupy) w miarę, bo niekoniecznie uniwersytecko, wykształconych ludzi, do której aspirowała znaczna część narodu. Dosłownie, bo pamiętam, jak w latach 70. mieszkający w tym samym bloku co ja robotnik, choć może nie czytał Mrożka, to nawet do pracy przy taśmie w FSO chodził ubrany w garnitur!
Dziś, co jest widoczne dla każdego myślącego i obserwującego świat człowieka, równamy tylko w dół. Ton nadają głównie ci, którzy z gam znają tylko szeroką gamę uroków życia, jakie daje wypchany portfel.