Pisząc o twórczości Sebalda (1944–2001), trzeba szczególnie uważać, by nie stwierdzić czegoś nazbyt jednoznacznie. Nie tylko dlatego, że łatwo osunąć się w banał i ograniczyć bogactwo pozornie tylko dokumentalnych, realistycznych, biograficznych dzieł niemieckiego pisarza. Arcymistrza prozy, erudyty w kwestii czasu – porównywanego do Marcela Prousta, znawcy historii sztuki i architektury z uwzględnieniem takich specjalizacji jak historia fortyfikacji, a także historii naturalnej. Przekonanego, że ludzkość, w tym głównie Europa, eksploatująca niszczycielsko kolonie, zasoby naturalne i zwierzęta, od dawna budowała fundamenty cywilizacji śmierci, którą zwieńczyły totalitaryzmy, II wojna światowa i Holokaust.
Opisanie ruinacji siedlisk śledzia w „Pierścieniach Saturna" oraz zestawienie zdjęcia tysięcy złowionych ryb z fotosem ofiar niemieckiego obozu koncentracyjnego szokuje, ale o terapię szokową Sebaldowi chodziło. W „Austerlitz", który jest podróżą do jądra Holokaustu, już na pierwszej stronie zderza obraz ogrodu zoologicznego i noktoramy z sąsiednią Centraal Station w Antwerpii. O tym symbolu kolonializmu, tak bardzo dziś piętnowanego belgijskiego króla Leopolda, Sebald napisał już w 2001 r., że „wykracza poza zasady czystej funkcjonalności". Znaczące jest to, co narrator powieści widzi – oczami wyobraźni – w halach dworca. To klatki z zamkniętymi w nich egzotycznymi zwierzętami. Choćby w czysto językowym aspekcie wywołują skojarzenie z czasem, gdy z dworców wywożono ludzi „bydlęcymi wagonami", i traktowano „jak zwierzęta", co poza grozą ludobójstwa wydobywa jednocześnie fatalny stosunek człowieka do zwierząt.
Podkreśla to fakt, że niektóre z nich w opisie Sebalda mają ludzkie cechy. Szop pracz chce się wydostać „z fałszywego świata, dokąd trafił poniekąd bez własnego udziału". Zwierzęta mają też badawcze spojrzenia, charakterystyczne dla tych filozofów i artystów, którzy opisują niszczycielską rolę naszej cywilizacji.
Intrygujący jest opis domu przyjaciela Austerlitza, zmienionego w coś na kształt muzeum historii naturalnej, gdzie studium o pochodzeniu człowieka pisał sam Charles Darwin. Niezwykle inteligentne papugi zawsze pamiętają porę, kiedy walijska gospodyni udaje się do kaplicy, by wtedy regularnie i z nienawiścią, „ścigać biedaczkę obraźliwym skrzekiem". Oczywiście, warto zapytać, czy Sebald opisuje kontrast między życiem chrześcijan a praktyką świętego Franciszka z Asyżu. Ale też, czy nie zapomina, że socjaldarwinizm, który legł u fundamentów totalitaryzmu, ostatecznie zdesakralizował człowieka, dopełniając katastrofy chrześcijaństwa i chrześcijan, którzy wcześniej na własne życzenie zaczęli przegrywać z hipokryzją.
Wojenna gospodarka
Jednoznaczności w opisie pozornie biograficzno-dokumentalnej prozy należy unikać również dlatego, że Sebald jest wybitnym uczniem Franza Kafki. Nie bez powodu w tomie „Opis nieszczęścia", złożonym z esejów poświęconym pisarzom, w rozdziale „Nieodkryta kraina", opisując dzieło Kafki, zaczyna od analizy „Zamku" i rozmowy między gospodynią karczmy a K., którzy tak pointują dialog: