Sumienie i miłosierdzie

To nie będzie łatwa rozmowa. Sprawa prof. Chazana to wojna, w której używa się tylko najcięższej broni.

Publikacja: 12.07.2014 15:00

Joanna Szczepkowska

Joanna Szczepkowska

Foto: Fotorzepa/Darek Golik

Red

Jedna armia mówi o morderstwie, druga o łamaniu ludzkich praw i żadna z nich nie myśli o tym, by choć rozważyć przeciwne argumenty. Zdaję sobie sprawę, że czytelnicy „Rz", a zarazem moi, będą po innej stronie. Nie da się rozważać przerwania procesu życia tego dziecka bez narażenia się na oskarżenie o „aborcjonizm". Nie da się rozważać punktu widzenia prof. Chazana bez pomówień o sprzyjanie fundamentalistom. Jednak spróbuję, bez względu na komentarze. Wierzę, że obie strony kierują się dobrą wolą ze swojego punktu widzenia. A jednak coś jest nie tak.

Po stronie profesora panuje atmosfera triumfu. Niepokoi mnie i razi, że tej tragedii towarzyszą uśmiechy, podziękowania i kwiaty. Zupełnie tak, jakby wszystko dobrze się skończyło, a wiwatujący zapomnieli, że ciągle jeszcze pozostają dwie cierpiące istoty. A przecież osią całej tej sprawy jest sumienie. Zatem porozmawiajmy o nim. Według Soboru Watykańskiego II: „... Sumienie jest najtajniejszym ośrodkiem i sanktuarium człowieka, gdzie przebywa on sam z Bogiem, którego głos w jego wnętrzu rozbrzmiewa".

A więc sumienie wiernego to głos Boga. W słynnym dziele teologicznym „List do Księcia Norfolk" kardynał John H. Newman pisze: „Sumienie jest pierwszym ze wszystkich namiestników Chrystusa". A Chrystus, który objawił się św. Faustynie, powiedział: „W każdej duszy dokonywam dzieła miłosierdzia, a im większy grzesznik, tym ma większe prawa do miłosierdzia mojego".

A więc jest sumienie i jest miłosierdzie. Oba zjawiska to rodzaj duchowego sądu. Jeśli dobrze rozumiem, oba nakazują zatrzymać się nad każdym człowiekiem, nad każdym przypadkiem z osobna, nie ulegając żadnej doktrynie. Mamy więc taki przypadek: jest dziecko i jest kobieta. Załóżmy, że dziecko jest niezdolne do życia, że cierpi, choć nie może o tym dać znaku. Załóżmy, że sumienie mówi – każde poczęte życie trzeba uszanować. A co mówi miłosierdzie? Czy nie powinno zadać sobie pytania, czym jest dla tej kobiety noszenie i rodzenie dziecka niezdolnego do życia? Czym jest dla kobiety, która nie może tego unieść?

Przeczytałam uważnie dwie skrajnie różne wypowiedzi dziennikarek z tego samego młodego pokolenia. Marta Brzezińska-Waleszczyk jest dziennikarką „Frondy" i napisała na portalu tego czasopisma artykuł polemizujący z przeciwnikami prof. Chazana. Aleksandra Sobczak jest dziennikarką „Wyborczej" i w swoim artykule przestrzega: „Coraz mniej empatii dla kobiet w niechcianej ciąży". Żadna z nich jednak nie zatrzymuje się nad dwiema istotami, których dotknęła tragedia. Ten przypadek staje się pretekstem do walki o „wolność dla brzucha" bądź o prawo do życia poczętego dziecka.

Marta Brzezińska-Waleszczyk pisze o dziecku: „Jest w bardzo ciężkim stanie, wkrótce umrze. Otrzymało jednak szansę urodzenia się, a jego matka nie musiała przechodzić dodatkowej traumy, jaką jest aborcja". To mówi sumienie. A ja rozważam miłosierdzie: ta matka przechodzi inną traumę. Czy miłosierdzie nie każe zastanowić się nad tym, która z traum jest większa i która bardziej bolesna? Ta matka, właśnie ta, nie chciała, nie mogła, nie umiała urodzić dziecka niezdolnego do życia. Czy miłosierdzie nie każe zadać pytania: czy kobieta, ta właśnie, a nie inna, może unieść takie cierpienie?

Publicystka „Frondy" powołuje się na przypadek pani Marii, która urodziła podobne, nieżyjące już dziecko i mówi: „W żadnym momencie ciąży nie czułam się jak »inkubator« czy »chodząca trumna«". Pani Maria wszystko zniosła, bo nie czuła się jak chodząca trumna. Tamta kobieta natomiast tak właśnie się czuła. Gdyby pani Maria czuła się tak źle jak tamta kobieta, a jednak zdecydowałaby się na poród, to można by te dwie kobiety porównać. Ale to dwa różne życia i dwa różne sumienia. Święty Paweł w Liście do Rzymian tak przekazał: „Natomiast my, mocni, powinniśmy nosić słabości niemocnych, a nie sami podobać się sobie". Próbując odwołać się do miłosierdzia, nie umiem uniknąć pytania: czy w chrześcijańskim rozumieniu w tym właśnie przypadku nie należało wziąć grzechu matki na swoje sumienie?

Marta Brzezińska-Waleszczyk pisze: „...chciałabym tylko zapytać, zarówno prof. Dębskiego, jak i feministki oraz red. Kuźniara, czy ich zdaniem prawo do życia mają jedynie śliczne, różowe, pulchne bobaski?". Zgodnie z sumieniem stwierdzam, że nikt z przeciwników prof. Chazana nie mówi o pozbyciu się brzydkiego czy ułomnego dziecka. Mówią o szansach na przetrwanie tej istoty i o możliwych cierpieniach, jakie mu towarzyszą. Muszę nawet wziąć w obronę red. Kuźniara, czyli TVN. W żadnej innej stacji nie pokazuje się tylu dzieci z wadami wrodzonymi i nigdzie nie zachęca się do niesienia im pomocy tak dobitnie jak tam.

A po drugiej stronie sporu? „Wyborcza" pisze: „Niestety, przez ostatnie 20 lat Polacy stracili odwagę i siłę do walki o prawo do przerywania ciąży. (...) straszną robotę zrobiła codzienna propagandowa praca Kościoła. Jej efektem jest zmiana języka. Wydaje się, że to drobiazg, ale mówienie »dzieciątko« (biskupi na kazaniach) zamiast »płód« czy »dzieciobójstwo« (...) zamiast »zabieg« stygmatyzuje kobiety".

„Stygmatyzuje"? A może po prostu przekonuje? Kościół ma pełne prawo do tego, żeby płód nazywać dzieciątkiem i uzmysławiać kobietom odpowiedzialność za poczęte życie. I nie jest to tylko głos Kościoła. Jeszcze niedawno kobiety nie miały pojęcia, jak wygląda, jak rozwija się płód. Dziś wiedzą to nawet małe dzieci. Aborcja przestała być abstrakcją. Dlatego coraz trudniej podjąć taką decyzję. W moim pojęciu to postęp.

A mimo to pytam, czy sprawa tej matki i tego dziecka nie jest szczególnym zadaniem dla sumienia. Czy sumienie jest stałą czy wciąż musi pracować? Powiem prosto: stoję na stanowisku, że należało uszanować sumienie matki i kierując się miłosierdziem, wziąć grzech na swoje sumienie. Nie podoba mi się ten triumf, te kwiaty i radosna energia do tworzenia fundacji. Tu potrzeba współczucia i miłosierdzia. Tu są dwie osoby cierpiące do końca życia. Podoba mi się Matka Teresa z Kalkuty: „Na początku byłam przekonana, że trzeba nawracać, z czasem nauczyłam się, że moim zadaniem jest kochać. A miłość nawraca, kiedy chce".

Jedna armia mówi o morderstwie, druga o łamaniu ludzkich praw i żadna z nich nie myśli o tym, by choć rozważyć przeciwne argumenty. Zdaję sobie sprawę, że czytelnicy „Rz", a zarazem moi, będą po innej stronie. Nie da się rozważać przerwania procesu życia tego dziecka bez narażenia się na oskarżenie o „aborcjonizm". Nie da się rozważać punktu widzenia prof. Chazana bez pomówień o sprzyjanie fundamentalistom. Jednak spróbuję, bez względu na komentarze. Wierzę, że obie strony kierują się dobrą wolą ze swojego punktu widzenia. A jednak coś jest nie tak.

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
„Heretic”: Wykłady teologa Hugh Granta
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką
Plus Minus
„Farming Simulator 25”: Symulator kombajnu
Plus Minus
„Rozmowy z Brechtem i inne wiersze”: W środku niczego
Plus Minus
„Joy”: Banalny dramat o dobrym sercu
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Karolina Stanisławczyk: Czarne komedie mają klimat
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska