Reklama

Galilaee, vicisti! - feliton Filipa Memchesa

Dwunastego września patriarcha moskiewski Cyryl udekorował przywódcę Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej Giennadija Ziuganowa Orderem Chwały i Czci.

Publikacja: 20.09.2014 11:00

Galilaee, vicisti! - feliton Filipa Memchesa

Wydaje się czymś zdumiewającym, że najwyższym odznaczeniem Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego został uhonorowany polityk stojący na czele ugrupowania kojarzącego się (w tej chwili z uwagi chyba głównie na jego nazwę) z brutalną działalnością ateizacyjną w epoce sowieckiej.

A jednak nurt polityczny reprezentowany przez Ziuganowa to zupełnie inne zjawisko niż formacja polityczna, która zajmowała się prześladowaniem chrześcijan w ZSRR. Kilka lat temu w jednym z wystąpień telewizyjnych szef KPRF wyznał, że Pismo Święte oraz Koran znacznie głębiej traktują naturę człowieka niż dzieła ideologów komunizmu. Pochwalił Kazanie na Górze jako osiem błogosławieństw dla ludzi przegranych, odrzuconych, ubogich, a więc – jak mogłoby się wydawać – prawdziwego elektoratu radykalnej lewicy.

Tak czy inaczej przykład Ziuganowa świadczy o ostatecznym bankructwie projektu komunistycznego w warstwie programowej – projektu, który ufundowany był między innymi na przeświadczeniu o nieuchronnej ewolucji rodzaju ludzkiego od hołdowania religijnym przesądom do całkowitego zwycięstwa nad nimi wyzwolonego z ciemnogrodzkich okowów świeckiego rozumu wyznającego światopogląd materialistyczny.

Nie wszyscy jednak komuniści w okresie narodzin Związku Sowieckiego podzielali ten „optymizm". Do nich należał chociażby żyjący niemiecki pisarz i filozof żydowskiego pochodzenia Walter Benjamin. Uważał on, że marksistowski materializm historyczny ma szansę na dziejowy sukces tylko wówczas, gdy zamiast zwalczania religii weźmie ją sobie na służbę, czyli – innymi słowy – zmierzy się z eschatologią judaizmu, w której istotnym wątkiem jest wyczekiwanie przyjścia Mesjasza.

Benjamin zdawał sobie sprawę ze sprzeczności wyłaniających się z sowieckiego realnego komunizmu. Zetknął się z nimi w Moskwie, gdzie spędził dwa miesiące na przełomie roku 1926 i 1927. Wybrał się tam z przyczyn zarówno osobistych (targany uczuciami do mieszkającej tam łotewskiej komunistki Asji Lacis), jak i politycznych (rozważał przystąpienie do partii bolszewickiej i zaangażowanie w sowieckie życie publiczne).

Jednak pobyt w stolicy ZSRR Benjamina rozczarował, czemu myśliciel dał wyraz w „Dzienniku moskiewskim". W tym przypadku nie chodziło bezpośrednio o kapitulację komunizmu wobec pierwiastka religijnego, którego nie sposób unicestwić w naturze ludzkiej. Benjamin, mistrzowski obserwator codzienności, zarzucał – legitymizowanemu przez natchnioną, wywodzącą się bądź co bądź z europejskiego humanizmu ideologię – systemowi polityczno-gospodarczemu to, że coraz bardziej się biurokratyzował i mieszczaniał.

Reklama
Reklama

Państwo sowieckie w oczach filozofa przyjęło niejednoznaczną opcję: „Na zewnątrz szuka pokoju, by zawierać umowy handlowe z krajami imperialistycznymi, a wewnątrz stara się przede wszystkim wstrzymać walczący komunizm, dąży do zaprowadzenia pokoju między klasami, chce odpolitycznić życie obywateli, na ile to tylko możliwe".

Według Benjamina kultura w ZSRR marniała i karlała. Także dlatego, że zarządzał nią aparat partyjny. Na uwagę w tym kontekście zasługuje jeszcze taki smaczny cytat z książki: „tutaj wszystko techniczne ma nimb świętości (...). Bagatelizacja życia miłosnego i seksualnego należy (...) do komunistycznego credo. Komplikacje tragicznej miłości przedstawione w filmie lub teatrze zostałyby uznane za propagandę kontrrewolucyjną. Pozostaje możliwość satyrycznej komedii społecznej, dla której celem rażenia byłoby zasadniczo nowe mieszczaństwo".

Nic zatem dziwnego, że Benjamin – komunista posiłkujący się w swojej interpretacji marksizmu żydowskim mesjanizmem – nie potrafił się w Związku Sowieckim odnaleźć. Skazany był bowiem na rolę outsidera w łonie konformistycznej inteligencji. Może o tym świadczyć następujący fragment „Dziennika moskiewskiego": „Czy moje nielegalne incognito wśród autorów mieszczańskich ma sens. I czy w mojej pracy naprawdę pożądane jest, bym unikał pewnych skrajności »materializmu«, a także czy polemiki z nimi muszę szukać w partii".

Oczywiście, Benjamin poniósł klęskę podobnie jak realny komunizm. I nie chodzi tu wyłącznie o samobójczą śmierć myśliciela w roku 1940. Materializmowi historycznemu nie udało się wziąć na służbę religii. Stało się inaczej (odwrotnie?), o czym świadczy również order wręczony przez patriarchę Cyryla  Ziuganowowi. Wraz z rozpadem ZSRR członkowie i zwolennicy Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej musieli – nawet nieświadomie – uznać, że bój o nowy, wspaniały świat jest wojowaniem z grzechem i o zbawienie każdego pojedynczego człowieka, a nie wprowadzaną na gruzach krwawej rewolucji inżynierią społeczną serwującą całym narodom piekło na ziemi.

Walter Benjamin, „Dziennik moskiewski", Wydawnictwo Aletheia, Warszawa 2012

Plus Minus
„Brat”: Bez znieczulenia
Plus Minus
„Twoja stara w stringach”: Niegrzeczne karteczki
Plus Minus
„Sygnaliści”: Nieoczekiwana zmiana zdania
Plus Minus
„Ta dziewczyna”: Kwestia perspektywy
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Hanna Greń: Fascynujące eksperymenty
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama