Czy przeżyjemy bez chrześcijaństwa? - felieton Bogusława Chraboty

Czym jest dziś chrześcijaństwo? Czy niebezpiecznie zbliża się do tego progu, za którym religia staje się małą, kurczącą się sektą o nielicznej liczbie członków i z anachronicznymi poglądami?

Aktualizacja: 29.11.2014 10:00 Publikacja: 29.11.2014 08:00

Bogusław Chrabota

Bogusław Chrabota

Foto: Rzeczpospolita

Czy odwrotnie, wciąż jest formacją cywilizacyjną niosącą reszcie świata kardynalne wartości, z których składają się nasza tożsamość, wrażliwość i elementarna aksjologia?

Czy chrześcijaństwo atakowane najmocniej ze środka systemu, który stworzyło, jest ciągle istotną ofertą? Czy też skłania się ku upadkowi, ustępując z wolna świeckiemu liberalizmowi i agresywnym religiom Wschodu? Czy ma w sobie potencjał przetrwania? Czy też zostawi nas rychło samym sobie z nadzieją, że stworzymy w jego miejsce jakiś solidny, świecki etos, który wytrzyma konfrontację z resztą świata?

Możliwe, że niektórych te pytania mogą z lekka irytować podniosłością, ale nie mam wątpliwości, że tkwi w nich sedno refleksji o przyszłości cywilizacji atlantyckiej, jak ją opisał Huntington w „Zderzeniu..." i naszego własnego podwórka, jak je widział Miłosz w „Rodzinnej Europie". Podwórka, na którym wciąż liczą się przede wszystkim prawa jednostki, wolność słowa i wyznania, ludzka godność i prawo do osobistego szczęścia, cywilizacyjne dziedzictwo tak nielubianej dziś religii, którą fundował dwa tysiące lat temu na jerozolimskiej Golgocie pewien żydowski prorok z Nazaretu.

Czy potoczyłoby się to wszystko w tę stronę bez jego wyznawców? Bez syntezy kulturowej, której dokonali, biorąc wszystko, co najlepsze, z dziedzictwa Grecji i Rzymu? Mam spore wątpliwości. Ale to przeszłość, a liczy się przecież przyszłość, która nie wymaga już budowania gotyckich katedr, ale stawia nowe wyzwania i pytania o nowe wartości. Mam za sobą pewne doświadczenie, które wydaje mi się bardzo à propos.

W pierwszych latach tego stulecia odbyłem kilkanaście (kilkadziesiąt?) podróży do krajów Bliskiego Wschodu. Wszystkie w pierwszej dekadzie, wręcz w przededniu wydarzeń, które nazwaliśmy pochopnie arabską wiosną i które zrewoltowały nasz świat. Może to dziś nie do wiary, ale właściwie nic, doprawdy najmniejszy szczegół nie zapowiadał zbliżającej się rewolty. Miało się wrażenie, że północna Afryka to spokojny modernizujący się kawałek świata dryfujący od anachronicznego islamu do nowoczesności: praw człowieka, komórek i telewizji satelitarnej. Fukuyama rzeczywiście nie mógł tego widzieć inaczej. Potencjał liberalnej demokracji wydawał się tak atrakcyjny, że trudno było wymyślić, iż ktoś go zakwestionuje. Kobiety w Tunisie nie tylko zrzuciły chusty i burki, ale otrzymały konstytucyjne gwarancje pełnej swobody. Usankcjonowana prawem monogamia wyparła – wydawało się ostatecznie – tradycje wielożeństwa. Meczet stał na uboczu, a nieliczni fundamentaliści siedzieli w więzieniach. Pamiętam rozmowy z lokalnymi intelektualistami z Tunezji, Algierii, Libii i Syrii, którzy zarzekali się, że islamski tradycjonalizm to przeszłość. Tarik Ramadan i jemu podobni roili o euroislamie, który pogodzi religię proroka z duchem świeckiej Europy.

Jeśli Huntington miał rację, zderzenie cywilizacji to nie tylko ryzyko, które narasta, lecz także coraz realniejsza perspektywa

Gdzież oni dzisiaj są? Czy wtedy byli ślepi, czy może zakłamywali rzeczywistość wschodnich satrapii, która zamiatała groźbę fundamentalizmu pod dywan? Czyż nie wiedzieli, że Kaddafi, Husajn, Asad czy Burgiba, a wcześniej Naser w Egipcie budowali swoje systemy autorytarne na sojuszach z obiema stronami żelaznej kurtyny, a islam wypchnęli ze sceny kolbami karabinów? Wystarczyła iskra, by beczka prochu, której istnienia naprawdę niewielu miało świadomość, wybuchła i zburzyła cały ten sztucznie świecki świat, co dzieje się na naszych oczach. Tu i teraz. Zerwanie rygorów autorytaryzmu wyzwoliło reakcję skrajnego islamu i sprowokowało wojnę, która wyzwoliła eksplozję radykalizmu. Nie wierzę, że szybko się to skończy, wątpię, czy za mojego życia. Jeśli Huntington miał rację, zderzenie cywilizacji to nie tylko ryzyko, które narasta, a coraz realniejsza perspektywa.

Po co o tym piszę? Skąd ten wątek? Ano ilustruje, że wiara w sukces opartego na miłości świeckiego porządku jest iluzją. Dr Francis Fukuyama przecenił model demokracji liberalnej jako uniwersalną ofertę dla świata. To recepta tylko i wyłącznie dla sąsiadów po obu stronach Atlantyku i tylko w warunkach, gdy zachowują dziedzictwo porządku ufundowanego przez następców proroka z Nazaretu. Niech to, co piszę, nie będzie zrozumiane jako wezwanie do kruchty. To wyraz osobistego przekonania, że siła naszej cywilizacji, siła kultury, która jest podstawą naszego myślenia o społeczeństwie, ekonomii czy polityce, nie może abstrahować od aksjologii chrześcijaństwa. Musi to być zrozumiane po obu stronach, zarówno przez liderów sceny publicznej, jak i przez Kościół. Nie ma demokracji liberalnej bez chrześcijańskiej aksjologii, ani tej ostatniej bez wolnościowej demokracji. Inaczej padniemy w konflikcie, który zrozumiał i nazwał dość niedawno  Samuel Huntington. Czy my w Polsce mamy tego świadomość? Trudno powiedzieć. Zaczynają to powoli rozumieć w Niemczech i Francji. Odważył się o tym powiedzieć kilka dni temu na forum Parlamentu Europejskiego papież Franciszek. Zaapelował o powrót na Starym Kontynencie do wielkich ideałów przeszłości. Dostał owację na stojąco. Może więc jednak nie wszystko stracone?

Czy odwrotnie, wciąż jest formacją cywilizacyjną niosącą reszcie świata kardynalne wartości, z których składają się nasza tożsamość, wrażliwość i elementarna aksjologia?

Czy chrześcijaństwo atakowane najmocniej ze środka systemu, który stworzyło, jest ciągle istotną ofertą? Czy też skłania się ku upadkowi, ustępując z wolna świeckiemu liberalizmowi i agresywnym religiom Wschodu? Czy ma w sobie potencjał przetrwania? Czy też zostawi nas rychło samym sobie z nadzieją, że stworzymy w jego miejsce jakiś solidny, świecki etos, który wytrzyma konfrontację z resztą świata?

Pozostało 89% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Czy Donald Trump jest człowiekiem religijnym?
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Donald Trump. Siewca burzy i reszta świata
Plus Minus
„Jak wysoko zajdziemy w ciemnościach”: O śmierci i umieraniu
Plus Minus
„Puppet House”: Kukiełkowy teatrzyk strachu
Materiał Promocyjny
Najszybszy internet domowy, ale także mobilny
Plus Minus
„Epidemia samotności”: Różne oblicza samotności
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni