Ja też z podróży. Pekaes z Łomży do Warszawy nie był pierwszej jakości, ale czysty, kierowca trzeźwy, kluczyki miał, odjechaliśmy punktualnie. Kiedy tylko autobus ruszył, kierowca włączył radio. Od tej chwili przez dwie godziny wnętrze pojazdu rozsadzał dźwięk reklam i piosenek. Słowa refrenu pierwszej z nich brzmiały: „Jestem mordercą, jestem mordercą". Jednostajny krzyk tego refrenu dominował nad warkotem pekaesu. Jechaliśmy między polami w przedzimowej ciszy, a w naszym autobusie ktoś nieprzerwanie wrzeszczał, że jest mordercą. Potem agresywnie histeryczna reklama wbijała nam do uszu zalety hipermarketu. Potem znów piosenka, a słowa takie: „Po imprezie znów jest kac, a do pracy trzeba wstać; budzik, drzemka, chwilę leżę, a wieczorem znów uderzę". Potem reklama. Tak przez całą godzinę.
Gdyby kogoś zamknąć w komórce i kazać słuchać takich tekstów na cały regulator, można by to uznać za system tortur. A przecież to było właśnie małe pomieszczenie, tyle że z kołami. Pasażerowie przysypiający, wpatrzeni w okna, chłoną rytm, słowa agresji i atmosferę wszechobecnego handlu. A przecież to podróż. Tak zwany międzyczas. Kilka godzin dla siebie i swoich myśli.
Patrzyłam na współpasażerów – starsi wydawali się zmęczeni, ale jakby już pogodzeni z tym, że podróż to tortura dla uszu. Młodsi wyglądali tak, jakby tej muzyki nie było. Myślę, że nie słyszeli jej po prostu, tak jak nie słyszą pytania zadanego pierwszy raz. Na ogół trzeba powtórzyć. Po prostu tracą słuch. Niektórzy założyli słuchawki i odgrodzeni od nas słuchali pewnie takiej samej muzyki. Kilka osób rozmawiało przez telefon. Głośno, o swoich sprawach, jakby nie zauważając, nie czując obecności innych. Niektórzy klęli w słuchawkę, zagłuszając nawet piosenki. Kiedy wreszcie wstałam i poprosiłam kierowcę, żeby ściszył trochę głośniki, spotkałam się z uśmiechami wdzięczności, wyrazami ulgi.
Jeszcze raz rozejrzałam się po pekaesie. Moi rówieśnicy siedzieli wpatrzeni smutno w okna. Bezradność. Strach może? Poprosisz o ciszę i zrobi się awantura, a przecież nie wiadomo, czy nie jedzie z nami jeden z poszukiwanych przez policję. Bo jeśli wierzyć mediom, żyjemy w kraju przestępców. Wszystkie programy informacyjne przypominają kroniki policyjne. Jak tu więc wytworzyć w sobie spokój? Z czego czerpać? Czy na pewno w nas jest wina?
Z przerażeniem wysłuchałam wypowiedzi Dominiki Wielowieyskiej z „Gazety Wyborczej". Telewizyjna debata dotyczyła marszu PiS z 13 grudnia. Należę do jego przeciwników. A jednak zaczynam go rozumieć, kiedy słyszę, że „Polacy potrafią być patriotami w walce, ale już nie na wolności, gdy patriotyzmem jest płacenie podatków". Naprawdę tak Pani myśli? Naprawdę ci, który stanęli 13 grudnia na ulicy, uchylają się od podatków? Śmiecą po lasach? Brudzą publiczne toalety? Niezasłużona pogarda jest w tych słowach. Polacy dokonują wielkiego wysiłku gospodarności. Ale oprócz wizji państwa jest jeszcze duch kapitalizmu, globalizacji, komercji. Mam wrażenie, że duża część tego tłumu protestuje przeciw ogłupiającej cywilizacji.
Dlatego... Drodzy harcerze, nieście światło betlejemskie, tylko nie w górskie schroniska. Tam ono jest od narodzenia Chrystusa. Do pekaesu Łomża-Warszawa je zanieście. To trudne i niebezpieczne. Ale przecież jesteście harcerzami.