Niezwykła osobowość umie choćby jednym zdaniem dać do myślenia na resztę życia. Kimś takim była Jadwiga Puzynina, zmarła niedawno w wieku 97 lat dama Orderu Orła Białego, wielka postać polskiego językoznawstwa.
40 lat temu, z wyroku rządzących jeszcze nie pani profesor, na warszawskiej polonistyce prowadziła konwersatorium o Norwidzie. Ze swoim zespołem redagowała słownik języka tego poety, pierwszy w Polsce poświęcony jednemu autorowi. W szybach szafek bibliotecznych pracowni przesuwały się odbicia chmur znad Wisły, a jej młodzi współpracownicy i my, studenci, pochylaliśmy się nad słowami Norwidowskiego wiersza. Jaką wartością są nacechowane? Jakie znaczenia miały w ciągu wieków? Pani docent z rzadka coś dopowiadała, z łagodnością, jaką daje siła. Jej głos miał w sobie coś kruchego, wysoka postać – coś książęcego.
Czytaj więcej
Film Jessego Eisenberga „Prawdziwy ból” osiąga mistrzostwo wyższego rzędu: najsilniej oddziałuje...
Wtedy jeszcze nie wiedziałem o jej niemiecko-rosyjskich przodkach. W późniejszych wspomnieniach radiowych pani profesor opowiadała między innymi o dwojgu z nich: dekabryście Wasylu Dawydowie i Nadieżdzie von Meck, mecenasce Piotra Czajkowskiego. Ale także o modrzewiowym dworze w Rożyszczach, gdzie dorastała z rodzeństwem. Ich ojca Aleksandra Zapolskiego, ważną osobę w tym wieloetnicznym wołyńskim miasteczku, cechowała otwartość wobec ludzi innych nacji.
Dzięki temu, kiedy w 1939 roku wkroczyli Sowieci, ich rodzinie pomagali uciec tamtejsi Niemcy, Ukraińcy i Żydzi. Nikt jednak w dalszych latach wojny nie uchronił jednej z czterech sióstr od śmierci na tyfus, a drugiej – od zamordowania przez czerwonoarmistów. O tym, jak sama była czynna w Szarych Szeregach, pani profesor nie napomykała. Ani o 60 latach własnej pracy naukowej. Jakby to nie było ważne... Zwierzała się z jeszcze jednej tragedii: jej zięć Janusz Krupski, znany działacz opozycji demokratycznej, później wydawca i urzędnik państwowy, zginął w Smoleńsku. Zakończyła słowami o swoich dzieciach, wnukach i prawnukach.