Dla części państw – z Francją na czele – będzie to jednak wciąż oznaczało szukanie nieokreślonej „europejskiej autonomii”. Dla innych, w tym Polski, większe zaangażowanie UE w bezpieczeństwo to droga do wzmocnienia i odnowy aliansu transatlantyckiego. Potrzebujemy też wyjaśnienia stanowiska amerykańskiego. Czy za wzywaniem Europy do większej odpowiedzialności za bezpieczeństwo kryje się wizja partnerskiej odnowy NATO, czy też jedyną ambicją nowej administracji jest wyrównanie bilansu handlowego przez zakupy amerykańskiego uzbrojenia?
Nikt realistycznie nie proponuje dziś zastępowania NATO, ale rola UE w projektowaniu, produkcji i zamawianiu uzbrojenia musi rosnąć. Wydatki UE na badania w obronności (10,7 mld euro) są dziś 12-krotnie niższe niż USA (129,6 mld euro). Jeśli mamy wytyczyć taki kierunek, potrzebujemy wielowymiarowego kompromisu w Europie. Rola Unii jest potencjalnie ważna, by wzmocnić i rozwijać zdolności europejskiego przemysłu zbrojeniowego. Jego braki uświadomiła nam wojna w Ukrainie. Jesteśmy jednak zbyt zintegrowani z USA, by zaczynać od protekcjonistycznego wykluczania nieeuropejskich producentów z tego procesu. Unijny projekt „Sky Shield” jest oparty na amerykańskich rakietach Patriot i nie ma w tym nic złego. By wyzyskać efekt skali, potrzebujemy rozwiązań europejskich. Pilność tych zadań oznacza współpracę z USA.
Abyśmy nie powtórzyli negatywnego scenariusza z ostatnich negocjacji ram finansowych, budżet UE musi być dostępny dla wszystkich chcących rozwijać zdolności przemysłowe. Dotyczy to także mniejszych firm, które mają rosnący udział w innowacjach i produkcji dóbr podwójnego zastosowania.
Z kolei niechętne wydatkom państwa północne będą musiały znaleźć nowe pieniądze. Tylko wtedy rozwiążemy kluczowy problem nowego budżetu UE, gdzie pieniądze na obronność nie mogą zlikwidować finansowania polityki regionalnej w Europie Środkowej. Dopiero wtedy otworzą się realistyczne scenariusze istotnych zmian w budżetowej architekturze. Bez tych powiązanych ze sobą kompromisów Europa nie odegra nowej roli w bezpieczeństwie. Szwecja, Dania i Finlandia już sygnalizują gotowość do zmian swego dotychczasowego stanowiska. Kompromis w sprawie zakupów broni pomógłby znaleźć pragmatyczne rozwiązanie w sprawie dziś najtrudniejszej – relacji handlowych między USA a UE. Najtrudniejszym tematem spornym między USA a UE jest handel. Gospodarka w Europie jest dwa razy bardziej zależna od handlu niż amerykańska. Tym samym jesteśmy bardziej podatni na nacisk handlowy. Lwia część to zależność gospodarki niemieckiej, co stwarza pokusę, by traktować to jako problem Berlina. Byłoby to krótkowzroczne. CDU proponuje tradycyjne rozwiązanie w postaci umowy handlowej z USA, która uchroniłaby przed kosztowną eskalacją. Jednak znaczna część partii buntu zbudowała się na opozycji wobec wolnego handlu, w tym amerykańskiej umowy TTIP. Kolejna sprzeczność do rozwiązania.
O stopniu resentymentu wobec Unii świadczy fakt, że to partie protestu, głośno na co dzień odwołujące się do kategorii interesu narodowego, bezwarunkowo kibicują prezydentowi USA nawet wtedy, gdy zapowiada uderzenie w gospodarcze interesy ich krajów za sprawą ceł i protekcjonizmu gospodarczego. Ten antyeuropejski resentyment przynajmniej części tych partii utrudni ustanowienie nowych partnerskich relacji między UE a USA, które słabością Europy będą tylko zachęcone do testowania nowych granic eskalacji.
Wbrew obiegowym opiniom ani Trump, ani tym bardziej Europa nie porzucą transformacji energetycznej, a szczególnie przemysłowej. Europa nie posiada własnych paliw kopalnych, więc amerykańska zmiana podejścia nie rozwiązuje problemu naszej zależności od ich importu i wysokich cen. Wzrost wydobycia gazu i ropy w USA pomoże natomiast Europie w wytyczeniu bezpiecznej – nierosyjskiej – ścieżki transformacyjnej. Ograniczy też rolę Rosji na rynku globalnym, co może przynieść dalsze osłabienie finansowania wojny.