Bogusław Chrabota: Na co stać Elona Muska i „Drużynę A” Donalda Trumpa

47. prezydent Stanów Zjednoczonych ewidentnie stawia na ludzi czynu.

Publikacja: 15.11.2024 08:40

Bogusław Chrabota: Na co stać Elona Muska i „Drużynę A” Donalda Trumpa

Foto: AFP

Donald Trump, mimo że do inauguracji jego kadencji został jeszcze kawał czasu, powoli zaczyna odsłaniać asy ze swojej talii kart. Zadziwiająco wielu na eksponowanych stanowiskach jego administracji jest byłych żołnierzy i celebrytów. Chociaż Trump sam bitewnego prochu nie wąchał, to – zaczynając od góry – byłym wojskowym, i to służącym w elitarnych jednostkach US Marine, jest wiceprezydent J.D. Vance. Można też powiedzieć, że to celebryta – autor bestsellera, na którego podstawie nakręcono popularny film. Doradcą ds. bezpieczeństwa jest zaś 50-letni Tim Waltz, emerytowany pułkownik „zielonych beretów”, wojsk specjalnych US Army. Co prawda przyszły sekretarz stanu nie jest weteranem, ale trudno mu odmówić waleczności; Marco Rubio jako zajadły przeciwnik aborcji ma niezwykle wojownicze podejście do zwolenników „pro choice” i jest zagorzałym zwolennikiem Izraela – państwa będącego osią najpoważniejszego od lat konfliktu na Bliskim Wschodzie.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Ani Trump, ani Kamala nie uzdrowią Ameryki w cztery lata

Elon Musk zaczyna rozdawać karty w Białym Domu

Co prawda Elon Musk nie jest wojskowym, ale nie ma chyba bardziej eksponowanego w cyfrowym świecie celebryty. Trump jest nim zafascynowany, mimo – a pewnie właśnie dlatego – że regularnie gubi granicę między odpowiedzialnym biznesem, rzetelną komunikacją a polityką. Będzie współkierować Departamentem Efektywności Rządu (czyli czymś idealnie pomiędzy palikotową komisją Przyjazne Państwo a Świętą Inkwizycją) wykopującym z federalnej administracji ludzi uznanych arbitralnie za niepotrzebnych. Pomoże mu w tym inny miliarder, libertarianin i właściciel firmy biotechnicznej Vivek Ramaswamy. Obaj są ludźmi interesu i zapewne geniuszami, co dla świata może się skończyć różnie – nie darmo Ian Fleming w kolejnych książkach o Bondzie w rolach czarnych charakterów obsadzał ludzi w typie Muska i Ramaswamy’ego.

Nie, skądże, nie jestem uprzedzony, niemniej elementarna wiedza o dziejach ludzkości każe się bać geniuszy. Więc się boję.

Nie, skądże, nie jestem uprzedzony, niemniej elementarna wiedza o dziejach ludzkości każe się bać geniuszy. Więc się boję. A mój strach potęguje kolejny wybór Donalda Trumpa, a konkretnie obsadzenie w roli szefa Pentagonu Pete’a Hegsetha, weterana dwóch wojen i rozkrzyczanej gwiazdy Fox News, w którym to odpowiedniku polskiej TV Republika spędził całą dekadę. To trochę tak, jakby w roli polskiego ministra obrony obsadzić Michała Rachonia. Kompetencji do kierowania największą armią świata mają pewnie tyle samo, a jedyną różnicą (choć nie dam sobie za to głowy uciąć) jest wielki tatuaż na prawym przedramieniu Pete’a Hegsetha – „We the people”. To pierwsze słowa amerykańskiej konstytucji. Dowód patriotyzmu? Przywiązania do podstawowych wartości Ojców Założycieli? A może czyste efekciarstwo? Nie wiem. Wolę takich co mają wartości w sercu, a  nie wytatuowane na skórze.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Lis w pisowskim kurniku

Donald Trump stawia na ludzi czynu. Mają wykonywać rozkazy, a nie myśleć

Czemu warto te wybory Trumpa komentować? O czym świadczą? O tym, że Donald Trump, 47. prezydent Stanów Zjednoczonych, ewidentnie stawia na ludzi czynu. Jakoś nie słychać, by w jego otoczeniu znaleźli się intelektualiści, profesorowie, akademicy. Jego wybory to prosty komunikat: otaczając się ludźmi sukcesu, byłymi wojskowymi, przywykłymi do świstu kul, stawia na skuteczność, genialne rozwiązania i dyscyplinę. Wojskowi to symboliczna gwarancja perfekcyjnego wykonywania rozkazów, więc otoczenie Trumpa nie będzie hamletyzowało, dzieliło włosa na czworo, tylko wykonywało przydzielone zadania. Jeśli chce się zrealizować hasło „Make America Great Again”, to potrzeba osobistej dzielności, hartu ducha i konsekwencji – zakłada Trump. A któż lepiej odzwierciedla te cechy niż wojskowi. Z Elonem Muskiem czy Ramaswamym jest inaczej. Trump świetnie wie, że jego plan dla USA jest niemożliwy do zrealizowania, więc nie tyle nawet będzie szukał genialnych pomysłów, ile chce pokazać wyborcom, iż sięga po najlepsze IQ w okolicy. Zawsze po trzech–czterech latach będzie mógł powiedzieć, że skoro „im” się nie udało, nie uda się nikomu.

Tyle że naprawa świata, co też już całkiem nieźle wiemy, nie polega wcale na ślepym wykonywaniu rozkazów czy cudownych receptach serwowanych przez przekonanych o swoich racjach geniuszy, tylko na ciężkiej, pokornej pracy. Cierpliwym dialogu, testowaniu rozwiązań, krytycznym myśleniu o innych, ale przede wszystkim o sobie. Czy „Drużyna A” Donalda Trumpa będzie do tego zdolna? Czy stać ją będzie na cierpliwość? Empatię? Nie mam oczywiście w tej sprawie żadnej wiedzy; życzę zresztą Ameryce jak najlepiej, oby ci ludzie umieli sprostać wyzwaniom czasu. Boję się jednak, że nie to mają w naturze, w swoim ukształtowanym przez noszenie munduru czy na polu biznesowego ryzyka DNA. Jeśli będą się chcieli naprawdę chwycić z rzeczywistością za bary i sprawę zakończyć szybkim rzutem na matę, to w 350-milionowej Ameryce są z góry skazani na porażkę. Oby w efekcie nie wpadli we frustrację. Nie wykonywali fałszywych ruchów. Nie walczyli z własnym społeczeństwem. Polityka to cierpliwość, pokora i praca. Bez nich nie ma sukcesu.

Donald Trump, mimo że do inauguracji jego kadencji został jeszcze kawał czasu, powoli zaczyna odsłaniać asy ze swojej talii kart. Zadziwiająco wielu na eksponowanych stanowiskach jego administracji jest byłych żołnierzy i celebrytów. Chociaż Trump sam bitewnego prochu nie wąchał, to – zaczynając od góry – byłym wojskowym, i to służącym w elitarnych jednostkach US Marine, jest wiceprezydent J.D. Vance. Można też powiedzieć, że to celebryta – autor bestsellera, na którego podstawie nakręcono popularny film. Doradcą ds. bezpieczeństwa jest zaś 50-letni Tim Waltz, emerytowany pułkownik „zielonych beretów”, wojsk specjalnych US Army. Co prawda przyszły sekretarz stanu nie jest weteranem, ale trudno mu odmówić waleczności; Marco Rubio jako zajadły przeciwnik aborcji ma niezwykle wojownicze podejście do zwolenników „pro choice” i jest zagorzałym zwolennikiem Izraela – państwa będącego osią najpoważniejszego od lat konfliktu na Bliskim Wschodzie.

Pozostało 83% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał