Wyjątkowość Popiełuszki objawiała się niezwykłą charyzmą. Czarował ludzi, z którymi przebywał, a przemawiając, porywał tłumy. I dzięki niemu – już w całkiem religijnym sensie – ludzie się nawracali. To między innymi za jego sprawą doszło do tego, że środowisko robotnicze, które komunistyczny aparat wychowawczo-propagandowy usiłował przekuć na wzorowych proletariuszy – takich, co to nie tylko tradycje, patriotyzm, ale i religię pozostawili w rodzinnych wioskach – zaczęło się w latach 80. zbliżać do Kościoła. Swój dom znaleźli w nim nawet zatwardziali postmarksistowscy rewizjoniści. Nie wszyscy – jak Leszek Kołakowski – przeszli drogę od wojującego marksizmu do głębokiego szacunku dla myśli religijnej czy wręcz dotarli do progu katolicyzmu. Wielu pozostało z daleka od Kościoła, ale czuło, że to w nim może oddychać wolnością.