Plus Minus: Wykwintne jedzenie i moda. Z tym wielu ludziom na świecie kojarzy się Francja, zanim jeszcze pomyślą o rewolucji 1789 roku, demokracji, wielkiej literaturze, sztuce, kinie. A ostatnio zagrała pani Coco Chanel w serialu „Nowy styl” i wspaniałą, wyrafinowaną kucharkę w filmie Trana Anha Hùnga „Bulion i inne namiętności”.
Sugeruje pani, że moje role ocierają się o symbole Francji? Nic z tego. Zwłaszcza że na ołtarzu kina dawno już przestałam poświęcać siebie. Na początku aktorskiej pracy rzeczywiście byłam gotowa dać z siebie wszystko i niemal umrzeć za rolę. Tak było, dopóki w czasie kręcenia „Kochanków z Pont-Neuf” Leos Carax nie namówił mnie do wykonywania jakichś kaskaderskich scen i omal nie utonęłam w Sekwanie. Wtedy powiedziałam sobie: „Życie jest ważniejsze niż praca”. Od tego momentu jestem gotowa poświęcić roli wiele, ale nie chcę zderzać się ze ścianą. Mam więcej szacunku dla siebie samej, mój świat nie kończy się na nakręceniu jakiejś filmowej sekwencji. Dzisiaj wiem, że muszę dbać o siebie. Ale rzeczywiście potrzebowałam wstrząsu, traumatycznego doświadczenia, niemal otarcia się o śmierć, żeby to zrozumieć. Dlatego nie czuję się symbolem czegokolwiek. Jestem aktorką. Bardzo zresztą lubiącą swój zawód. I uważam się za osobę uprzywilejowaną, mogąc spotykać się na planie z twórcami z całego świata.