George H.W. Bush przez osiem lat stał u boku Ronalda Reagana, zanim sam został prezydentem. W listopadzie 1988 r. wygrał wybory, pokonując demokratę Michaela Dukakisa. Jeszcze przed zaprzysiężeniem ustawiła się kolejka chętnych do spotkania – każdy chciał uzyskać dostęp do ucha prezydenta elekta. Jedna osoba nie musiała czekać: Henry Kissinger, legenda amerykańskiej dyplomacji.
Kissinger kusił Busha obietnicą zakończenia zimnej wojny. Wyprosił zgodę na spotkanie z Michaiłem Gorbaczowem – miał zostać nieformalnym łącznikiem między przywódcami obu mocarstw. W styczniu 1989 r. przyleciał do Moskwy, żeby złożyć szokującą ofertę. „Kisa [sic] zasugerował ideę kondominium ZSRR–USA nad Europą” – relacjonował Gorbaczow. „Sugerował, że Japonia, Niemcy, Hiszpania i Korea Południowa rosną w siłę, więc powinniśmy zawrzeć porozumienie, aby »Europejczycy nie zachowywali się źle«”.