Co gorsza – nie dzieli tekstu na akapity. Jego cały artykuł jest zawsze jednym akapitem, bo – jak mówi – dzięki temu jako autor widzi go lepiej. Więc to my, redaktorzy „Plusa Minusa", wyznaczamy rytm jego felietonów, stawiając akapity tam, gdzie uznajemy to za niezbędne. Bywa, że ku niezadowoleniu autora.
Na pewno zasługuje na jeden komplement: jego teksty są idealnie stylistycznie dopracowane, dopieszczone, nie wymagają poważnych redaktorskich interwencji. Nawet jeśli temat wydaje się błahy, każdy felieton jest formalnie wysmakowany. Zdarza się, że za bardzo, zmierzając niebezpiecznie w kierunku maniery nazbyt literackiej.
Nie jest wygodnie pisać o książce, której autorem jest szef. Bo jak napiszesz dobrze, to będą mówili, że się podlizujesz. Ale kto ma recenzować w „Plusie Minusie" felietony Bogusława Chraboty, jeśli nie ten, kto magazyn „Rzeczpospolitej" redaguje, zna wszystkie teksty doskonale, bo co tydzień ma z nimi do czynienia? Postaram się więc mieszać miód z dziegciem, żeby nie było za słodko, bo nie wypada.
Przepięknie wydany przez NCK (wykwintna, a zarazem delikatna szata graficzna, tłoczona płócienna okładka) zbiór felietonów Chraboty z „Plusa Minusa" zatytułowany jest „Rzeczpospolita osobista". Przeglądając tomik, zdałem sobie sprawę, że teksty redaktora naczelnego podobają mi się najbardziej nie wtedy, kiedy relacjonuje on historiozoficzne czy politologiczne teorie, nie wtedy, gdy wychwala pod niebiosa Balcerowicza (co mnie oburza), znajduje argumenty na rzecz kary śmierci (co mi się podoba) lub stara się ważyć różne racje (jak bywa najczęściej), ale wówczas, gdy sięga w przeszłość, do swojego życia i wspomnień. Bo zbiór felietonów z „Plusa" to także fascynująca historia rodzinna Chraboty. Opowiedziana niezwykle plastycznymi, a równocześnie prostymi środkami: tu parę przymiotników, tam krótkie emocjonalne zdanie – a wszystko bardziej sugestywne niż najmądrzejszy elaborat.