Bo z tymi winami to problem jest nie tylko we Francji, gdzie wszystko jest pokręcone, ale również w miłych, swojskich Włoszech, i to nie tylko z wymową. No bo co mają wspólnego chianti, brunello i sangiovese? Ano właśnie to ostatnie mają wspólne, to sangiovese.
Wszak Chianti czy Brunello di Montalcino to nazwy toskańskich apelacji, a więc regionów, w których wina tworzy się wedle ściśle przestrzeganych reguł, a wytwarzane tam wina robi się właśnie z sangiovese. To jeden z najpopularniejszych włoskich szczepów, uniwersalny, bo może dać wina lekkie, letnie, odświeżające, czysto owocowe, czasem różowe, ale można też zrobić z niego coś naprawdę poważnego, zabeczkować na dobrych kilka lat, a potem butelki wrzucić do piwnicy, by delektować się dojrzałym chianti czy brunello po kilkudziesięciu nawet latach. Naturalnie takie rarytasy robić można tylko z najlepszych owoców, z wyjątkowych parceli i wreszcie, niezbędny jest wybitny winiarz, ale przecież czasem takie combo w Toskanii się zdarza.