Jan Maciejewski: Porządek jest tym, za co warto wznieść bunt

Dlaczego zamiast marsza żałobnego nie miałaby zabrzmieć w naszych uszach jakaś myśl nowa, blaski promiennymi? Czemu to niby nie mielibyśmy się zbuntować?

Publikacja: 17.11.2023 17:00

Jan Maciejewski: Porządek jest tym, za co warto wznieść bunt

Foto: Fotorzepa/ Robert Gardziński

Bunt uświęca. Kto nie szanuje Wandei, requetes, cristeros, ten nie ma serca po lewej stronie”. Z kilkuset błyskotliwych aforyzmów zebranych w książce Marcina Giełzaka pt. „Wieczna lewica” ten zatrzymał mnie przy sobie najdłużej. Odczułem po jego przeczytaniu ulgę dokładnie tego samego rodzaju, co po odnalezieniu maleńkiego klocka lego, bez którego nie ma mowy o pójściu naprzód w budowie „Gwiazdy śmierci” czy innej, monstrualnej konstrukcji, do tworzenia których zostaję od czasu do czasu zaprzęgnięty przez mojego syna.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Szkoła już nie uczy nas słuchania

I skoro już jesteśmy przy bon motach, to żaden nie oddaje lepiej ducha współczesnej prawicy niż tytuł – kultowej w pewnych kręgach – książki Jacka Bartyzela „Umierać, ale powoli”. Bo chociaż profesor z Torunia opisywał w niej losy monarchistycznych i katolickich kontrrewolucji w XIX i XX wieku, to być może jeszcze trafniej fraza ta opisuje losy „rozsądnego” konserwatyzmu: europejskiej chadecji, kapitulanckiej prawicy. Tyle że piszący swe pamiętniki zza grobu kontrrewolucjoniści mieli przynajmniej na tyle dumy i miłości do swej idei, że dawali się pogrzebać wraz z nią. Chadeków et consortes interesuje z kolei wyłącznie ich własny los, nagie przetrwanie. Nie ma takiej prawdy, której nie byliby się w stanie wyrzec w zamian za odłożenie w czasie wykonania wyroku. Są jak bankrutujący arystokraci, który wyprzedają ostatnie rodowe dobra w zamian za przedłużenie iluzji, dożycie swych dni w pozorach zbytku. Kupują czas kosztem idei. Przypominają piłkarza, który zdjęty z boiska podczas przegrywanego wysoko meczu, człapie powoli w kierunku ławki, pozdrawia kibiców, wiąże po drodze but, dziękuje sędziemu – robi wszystko, byle zostać choć parę sekund dłużej na placu gry. Bo skoro porażka i tak jest pewna, to co za różnica? Umierają wolniej, ale nic po nich nie zostanie. Ich świat skończy się tak czy inaczej – tyle że cienkim piskiem.

Tyle że piszący swe pamiętniki zza grobu kontrrewolucjoniści mieli przynajmniej na tyle dumy i miłości do swej idei, że dawali się pogrzebać wraz z nią. Chadeków et consortes interesuje z kolei wyłącznie ich własny los, nagie przetrwanie.

Ale po co w ogóle tyle rozmawiać o umieraniu, skoro jeszcze żyjemy? Dlaczego zamiast marsza żałobnego nie miałaby zabrzmieć w naszych uszach jakaś myśl nowa, blaski promiennymi? Czemu to niby, koledzy prawicowcy, nie mielibyśmy się zbuntować? Jeśli Giełzak ma rację – a jestem co do tego przekonany – i bunt faktycznie uświęca, to czy cokolwiek innego niż zdobycie świętości powinno nas na tym świecie interesować, wypełnić czas, jaki pozostał nam do śmierci? Nasze serce jest dzisiaj po lewej stronie bardziej niż kiedykolwiek dotąd. Po stronie szuanów z Wandei i karlistowskich milicji, po stronie buntu w imię najbardziej wywrotowej, rewolucyjnej idei: porządku.

Ale może jeszcze bardziej straceńczo niż tamci, bo oni bronili resztek. Dziś nie ma już okopów św. Trójcy, nie mamy już czego bronić. Chcący pozostać katolikami nie tylko z nazwy są wrogami we własnym Kościele. Na obrońców ładu patrzą nieufnie liderzy partii zwących się prawicowymi. Dla właścicieli wielkiego kapitału jesteśmy największym zagrożeniem, głosiciele objawionych prawd widzą w nas nosicieli ostatniej herezji. I bardzo dobrze. Bo to oznacza, że bunt nie jest opcją, ale jedynym możliwym rozwiązaniem.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Po co Tolkien stworzył Śródziemie

„Nie szukaj początków »wiecznej lewicy« w pismach XIX-wiecznych filozofów i ekonomistów. Pomyśl raczej, czy pierwszym lewicowcem był Prometeusz czy Lucyfer” – pisze w innym miejscu Giełzak. I idąc tym tropem, musimy wskazać korzenie naszego buntu. Nie szukajmy „pierwszego prawicowca”, to ślepa uliczka. Koncept „prawicy” pełni rolę narzędzia, nie dogmatu, nie powinniśmy się do niego zanadto przywiązywać. Porządek, który jest naszym marzeniem, rzeczywistością, w którą wierzymy i dla której wzniecimy nasz bunt, zaczął się na krzyżu. Od wielkiej klęski w oczach świata, która była preludium do największego z triumfów. Nasz bunt jest po to, by On królował. Znamy więc początek i cel, pomiędzy zaś jest wers jednej z piosenek Cool Kids of Death:

„Każdym gestem wysyłaj komunikat/ Że ty plus reszta świata równa się wieczna bitwa”. Pierwszym z tych gestów jest znak krzyża. Kreślony, a jakże, prawą ręką.

Bunt uświęca. Kto nie szanuje Wandei, requetes, cristeros, ten nie ma serca po lewej stronie”. Z kilkuset błyskotliwych aforyzmów zebranych w książce Marcina Giełzaka pt. „Wieczna lewica” ten zatrzymał mnie przy sobie najdłużej. Odczułem po jego przeczytaniu ulgę dokładnie tego samego rodzaju, co po odnalezieniu maleńkiego klocka lego, bez którego nie ma mowy o pójściu naprzód w budowie „Gwiazdy śmierci” czy innej, monstrualnej konstrukcji, do tworzenia których zostaję od czasu do czasu zaprzęgnięty przez mojego syna.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Wielki Gościńcu Litewski – zjem cię!
Plus Minus
Aleksander Hall: Ja bym im tę wódkę w Magdalence darował
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Racja stanu dla PiS leży bardziej po stronie rozbicia UE niż po stronie jej jedności
Plus Minus
„TopSpin 2K25”: Game, set, mecz
Plus Minus
Przeciw wykastrowanym powieścidłom
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił