Jan Maciejewski: Czy Francja jest jeszcze krajem cywilizowanym?

Czy uczestniczący w zamieszkach niszczyliby francuskie pomniki i zabytki tak lekką ręką, gdyby wcześniej nie otoczyła tych wszystkich artefaktów obojętność i zapomnienie?

Publikacja: 14.07.2023 17:00

Jan Maciejewski: Czy Francja jest jeszcze krajem cywilizowanym?

Foto: Fotorzepa/ Robert Gardziński

Pokaż mi „swojego” barbarzyńcę, a powiem ci, kim jesteś. Właściwie on sam to zrobi. Możesz się w nim przeglądać, może nie jak w lustrze, ale własnym cieniu już tak. I jak on, nigdy cię nie opuści. Bo kto nie chce pokonać barbarzyństwa w swoim wnętrzu, tego wcześniej czy później zaatakuje ono na ulicy.

„Jeśli Francuzom się nie udało, to komu właściwie miałoby się udać” – to najbardziej zasadne pytanie, jakie padło po wielodniowych zamieszkach nad Sekwaną. Kolejną, ale chyba najbardziej spektakularną recenzją wystawioną tamtejszej polityce migracyjnej, opartej na ideologii multikulturalizmu i „republikańskich ideałach” ojczyzny rewolucji. Francuzi byli na napływ migrantów przygotowani ideowo, organizacyjnie i przede wszystkim finansowo. W politykę wyrównywania szans, włączania przybyszów ze swoich byłych kolonii (a więc potencjalnie zaznajomionych choć trochę z francuską kulturą i sposobem bycia) zainwestowali potężne środki. Skąd więc fiasko, którego nikt już nie próbuje tuszować?

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Deep church i pośrednicy w kontakcie z Bogiem

Kiedy oglądałem migawki nagrywanych w ostatnich tygodniach scen rabowania francuskich sklepów, tabunów ludzi wybijających szyby, przepychających się i wybiegających na ulicę z najnowszym modelem iPhone’a, butami czy torebką w ręce, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że te nocne zajścia to karykatura – a więc wynaturzona, ale jednak jakoś podobna wersja wydarzeń, do których doszło w tym samym miejscu zaledwie kilka godzin wcześniej. Czym na dobrą sprawę różnili się rabusie od zwykłych klientów, poza tym, że nie zapłacili i weszli oknem zamiast drzwiami?

Czy uczestniczący w zamieszkach niszczyliby francuskie pomniki i zabytki tak lekką ręką, gdyby wcześniej nie otoczyła tych wszystkich artefaktów obojętność i zapomnienie?

Nie mam zamiaru relatywizować przestępstw, do jakich doszło nad Sekwaną, zastanawiam się tylko, na jakiej glebie tak bujnie one zakiełkowały. Czy bylibyśmy świadkami tak bezczelnych kradzieży dokonywanych przez migrantów, gdyby nie konsumpcjonizm, jaki bez reszty opanował „rdzennych” czy „zasymilowanych” (czytaj: dobrze sytuowanych) Francuzów? Czy na przybywających ze Wschodu i Południa czekała wizja życia lepszego, czy tylko wygodniejszego, bardziej komfortowego?

Czy uczestniczący w zamieszkach niszczyliby francuskie pomniki i zabytki tak lekką ręką, gdyby wcześniej nie otoczyła tych wszystkich artefaktów obojętność i zapomnienie? Albo czy osiedla wybudowanych specjalnie dla nich przed kilkudziesięcioma laty bloków zamieniłyby się tak szybko w opanowane prze narkotykowe gangi getta, gdyby poza ich murami, na uniwersytetach, w kawiarniach i intelektualnych salonach, nie rozpanoszyła się filozofia „szczytów rozpaczy” – skupiona nie na trosce o duszę, tylko napawająca się jej chorobą? Każde z tych pytań można sprowadzić do wspólnego mianownika – czy aby na pewno we Francji doszło do „zderzenia cywilizacji”, czy raczej tylko wystawienia rachunku za przegrane starcie o cywilizację.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Porozumienie przez płomień wiary

Bo jeśli tę ostatnią będziemy rozumieć nie jako sumę udogodnień, przygotowanych do konsumpcji owoców postępu technicznego, nawet jako zabezpieczającą codzienny byt warstwę socjalnej opieki, okazywanej nam przez państwo opiekuńczości, to czy Francja – ta „prawdziwa”, późna wnuczka rewolucji i najstarsza córka Kościoła – jest jeszcze krajem cywilizowanym? Podejmującym zmaganie z wewnętrznym barbarzyńcą, orientującym na ideał stojący ponad nią; taki, do którego trzeba dopiero wspiąć się i dorosnąć. Wszystko inne – budynki, pomniki, muzyka, literatura – jest zawsze tylko efektem ubocznym tej jednej, toczonej w środku (człowieka i kultury) walki. Ścierania się z cieniem własnych instynktów, słabości i przyzwyczajeń.

Trudno nie zgodzić się z obserwatorami piszącymi o porażce polityki multikulturalizmu we Francji. Trzeba tylko doprecyzować, że ta kolorowa różnorodność została wpierw osiągnięta nie przez dowartościowanie, docenienie innych kultur, tylko zlekceważenie własnej. Najpierw barbarzyńcy dano spokój we własnym domu, dopiero potem zaczął wybijać w nim okna.

Pokaż mi „swojego” barbarzyńcę, a powiem ci, kim jesteś. Właściwie on sam to zrobi. Możesz się w nim przeglądać, może nie jak w lustrze, ale własnym cieniu już tak. I jak on, nigdy cię nie opuści. Bo kto nie chce pokonać barbarzyństwa w swoim wnętrzu, tego wcześniej czy później zaatakuje ono na ulicy.

„Jeśli Francuzom się nie udało, to komu właściwie miałoby się udać” – to najbardziej zasadne pytanie, jakie padło po wielodniowych zamieszkach nad Sekwaną. Kolejną, ale chyba najbardziej spektakularną recenzją wystawioną tamtejszej polityce migracyjnej, opartej na ideologii multikulturalizmu i „republikańskich ideałach” ojczyzny rewolucji. Francuzi byli na napływ migrantów przygotowani ideowo, organizacyjnie i przede wszystkim finansowo. W politykę wyrównywania szans, włączania przybyszów ze swoich byłych kolonii (a więc potencjalnie zaznajomionych choć trochę z francuską kulturą i sposobem bycia) zainwestowali potężne środki. Skąd więc fiasko, którego nikt już nie próbuje tuszować?

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
„Ostatnia przysługa”: Kobieta w desperacji
Plus Minus
„Wieczne państwo. Opowieść o Kazachstanie": Władza tłumaczyć się nie musi
Plus Minus
"Nobody Wants to Die”: Retrokryminał z przyszłości
Plus Minus
Krzysztof Janik: Państwo musi czasem o siebie zadbać
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Plus Minus
Z rodzinnych sag tylko Soprano