Dlaczego prawica przeciwko temu protestowała? Wydaje się, że to rozsądny przepis.
Episkopat utrzymywał, że skutkiem nowych przepisów może być masowe kontrolowanie rodziców bez ich woli i bez wystarczającego uzasadnienia, a także utrudnianie wychowywania dziecka i dalsze osłabienie więzi rodzinnej. Cytat ze stanowiska Episkopatu: „Uznając potrzebę przeciwdziałania przemocy w każdym środowisku, uważamy, że należy zawsze zadbać, by proponowane rozwiązania były adekwatne do problemu i by nie godziły w niezbywalne wartości takie jak prawo rodziców do wychowywania dzieci według własnych zasad i w prawo do autonomii życia rodzinnego”.
To też wydaje się rozsądnym stanowiskiem. Tylko że te dwa stanowiska słabo ze sobą korespondują.
Bo to nie było stanowisko wyrażone wprost. Episkopat doskonale zdawał sobie sprawę, że nie może wziąć na siebie odpowiedzialności za kwestionowanie przepisów, które mają zapewnić dziecku bezpieczeństwo w razie zagrożenia jego życia. Trzeba było tak sformułować zarzut, by brzmiał przekonująco dla odbiorców. Do stylu tego oświadczenia nikt się nie mógł przyczepić. Ale jakie to skutki wywołało?
Jakie?
Zbudowano fatalną atmosferę wokół nowelizacji, która była postępowa i oczekiwana. Zmieniano w niej definicję przemocy, wyróżniając różne jej formy, także psychiczną i emocjonalną. Wprowadzono też przepis umożliwiający natychmiastowe ratowanie dziecka przez pracownika socjalnego. Teraz mamy kolejną nowelizację tej ustawy, która w pewnych punktach jest niekorzystna, np. osoby objęte procedurą Niebieskiej Karty mogą złożyć skargę na grupę diagnostyczno-pomocową. A te objęte to także sprawcy. Czy to ułatwia pracownikowi socjalnemu podjęcie decyzji w sprawie dziecka? Moim zdaniem nie.
Prawica mówi, że lewica by chciała wszystko kontrolować, a 99 proc. to są rodziny dobre, funkcjonalne.
Lewica nie chce kontrolować rodzin. To prawica bardziej się wtrąca w rodzinę np. w zakresie rozwodów. My chcemy rodzinom zostawić wybór co do prokreacji, stylu życia itd. Prawica nie.
Może rozwiązaniem jest zaostrzenie kar za przemoc rodzinną? Premier powiedział, że jest za karą śmierci dla takich zwyrodnialców jak ojczym Kamila.
Śmierć ośmioletniego dziecka nie powinna być okazją do opowiadania o zaostrzeniu kar, co nikogo nie odstraszy. Sprawcy przemocy rodzinnej nie zabijają z premedytacją, tylko z powodu nieradzenia sobie z emocjami, zaburzeń osobowości. Nie rozważają skutków swoich działań, poddają się emocjom. Dlatego powinniśmy się koncentrować na przeciwdziałaniu krzywdzie dzieci i na skutecznym ich ratowaniu, a nie na wysokości kary.
Była pani w latach 90. pełnomocniczką premiera ds. rodziny i kobiet. Jak wtedy wyglądała walka z przemocą w rodzinie?
To były początki budowy systemu. Wdrażałam program „Przeciw przemocy – wyrównać szanse”, który polegał na tworzeniu centrów interwencji kryzysowej. Potem mój następca Kazimierz Kapera całkowicie ten program zmienił. Zahamował tworzenie ośrodków interwencyjnych. Iza Jaruga-Nowacka, która była pełnomocniczką po Kaperze, przy protestach prawicy wprowadzała ustawę o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. W 2010 roku rząd Tuska wprowadził nowelę do tej ustawy, która umożliwiła umieszczenie dziecka w pieczy zastępczej przez pracownika socjalnego. Ta ustawa jest też nowelizowana obecnie. Zatem to się nieustannie zmienia, ale mam wrażenie, że drepczemy w miejscu. W jednym miejscu idziemy do przodu, a w innym się cofamy.
Nie ma pani poczucia, że my jako dorośli zawiedliśmy te dzieci, które doświadczały wieloletniej agresji? Bo znęcanie się nad Kamilem trwało latami.
Mam takie poczucie. Jestem przekonana, że wielu z nas jest świadkiem zachowań agresywnych wobec dzieci i nie reaguje. Widzimy, jak dzieci dostają klapsa i nikt nie zwróci uwagi opiekunom. A jeżeli ktoś zareaguje, to nie tylko spotyka się z agresywną reakcją ze strony rodzica, ale także innych uczestników zdarzenia. Kiedyś w autobusie zwróciłam – życzliwie zresztą i oferując pomoc – uwagę mamie, która podczas ostrej zimy wiozła małego chłopca nieadekwatnie ubranego do pory roku. Dziecko płakało, widać było, że jest zziębnięte i chore. Matka była bardzo nieprzyjemna, a współpasażerowie odwracali głowy.
A jak pani sądzi, dlaczego sąsiedzi rodziny Kamila, którzy wiedzieli, co się dzieje w tym domu, słyszeli krzyki katowanego dziecka, nie reagowali?
Eksperci zwracają uwagę na różne podłoża takich zachowań. Przede wszystkim, na podłoże kulturowe, czyli powszechne przeświadczenie, że to, co się dzieje w rodzinie, jest sprawą rodziny i nie należy zbyt głęboko ingerować. Poza tym, jeżeli sprawca przemocy jest agresywny również wobec otoczenia, to się po prostu boją. W tej konkretnej sytuacji kamienicę zamieszkiwały także rodziny z rozmaitymi dysfunkcjami, objęte pomocą społeczną lub opieką kuratora. I to może być przyczyną bierności.
Tom Doyle. Kate Bush w 50 odsłonach
Z perspektywy czasu widać, że „Never for Ever” to pierwsza z płyt Kate Bush, na której brzmieniowo „jest sobą i tylko sobą”. Powód był jeden: przy swoim trzecim albumie miała wreszcie kontrolę nad produkcją
Po co donosić na sąsiada, jak sąsiad potem może donieść na nas?
Dokładnie. Sama z moich interwencji wiem, że w blokach zamieszkanych przez rodziny z problemami reakcja sąsiedzka jest niezwykle oszczędna. Na pytanie, co się dzieje u sąsiadów, w ogóle odmawiają rozmowy.
Czy reakcja sąsiadów w ogóle by coś zmieniła?
Sądzę, że tak. Ośrodek pomocy społecznej wielokrotnie składał wniosek do sądu o umieszczenie dziecka w pieczy zastępczej, sygnalizował, że dziecku dzieje się krzywda. Sąd mimo to twierdził, że dziecko może pozostać w rodzinie, bo ojczym pracuje, a matka była trzeźwa. Gdyby sędzia miał sygnały od otoczenia, zeznania świadków, że dziecko jest bite, musiałby to uwzględnić.
Zeznania to często zbyt dużo dla ludzi.
Uważam, że informacja od sąsiadów mogłaby zaważyć na decyzji sądu, nawet bez zeznań osobistych.