Ponieważ podobne w wymowie projekty ustaw pojawiały się już wcześniej w innych stanach, rząd federalny postanowił działać prewencyjnie. Wybór padł na stanowe placówki edukacyjne, na które Waszyngton ma duży wpływ dzięki subwencjom budżetowym. Administracja Obamy wydała 13 maja tego roku okólnik z nakazem zapewnienia transseksualnym uczniom swobody wyboru toalety czy szkolnej szatni, która najlepiej odpowiada ich tożsamości płciowej. Wszystko utrzymane w „duchu poszanowania praw osób transseksualnych i ich ochrony przed dyskryminacją i molestowaniem".
Każdy dystrykt szkolny, który się nie podporządkuje, musi się liczyć z krokami prawnymi ze strony administracji Obamy oraz utratą federalnej subwencji. Ten krok Białego Domu spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem polityków Partii Demokratycznej, mobilizując ich do działań we własnym zakresie. I tak miasto Nowy Jork – twierdza demokratów – ruszyła z pierwszą tego typu akcją społeczną „Już nie ma co więcej wracać do tego, czy różowe czy niebieskie" (kolory, którymi tradycyjnie oznacza się przy urodzeniu odpowiednio dziewczynki i chłopców) głosi hasło. Kolejne to wezwanie do działania: „używaj toalety zgodnie z tym, kim się czujesz" – głosi slogan podparty autorytetem burmistrza metropolii.
Drwina, przerażenie, niedowierzanie
Tymczasem w kręgach konserwatywnych okólnik już stał się obiektem jednocześnie drwiny (popularny internetowy mem głosi: „Demokrata Kennedy: postawiliśmy mężczyznę na Księżycu. Demokrata Obama: wstawiliśmy faceta do damskiej toalety", na innym postać Ronalda Reagana głosi: „Siedem lat Obamy i nikt nie wie, z jakiej toalety ma korzystać"), przerażenia (że rząd federalny agresywnie angażuje się w wojnę kulturową, grożąc stanom realnymi sankcjami finansowymi), ale i niedowierzania, że amerykańska lewica nie zwalnia tempa w swoim wysiłku na rzecz radykalnej przemiany Stanów Zjednoczonych.
Przyszła też odpowiedź oficjalna – oto 12 stanów rządzonych przez polityków Partii Republikańskiej pod wodzą konserwatywnego Teksasu wystąpiło na drogę prawną przeciwko administracji prezydenta Obamy. Prokurator generalny Teksasu Ken Paxton przygotował pozew, zarzucając administracji federalnej, że chce „zamienić placówki oświatowe w całym kraju w laboratoria wielkiego społecznego eksperymentu", a sam okólnik jest sprzeczny z Konstytucją USA, aktami Kongresu (rząd federalny dobrowolnie interpretuje sobie pojęcie płci), a przede wszystkim przeczy zdrowemu rozsądkowi. „Bitwa o kible" trafi więc na wokandę sądową i pewnie jeszcze o niej nieraz usłyszymy.
Niekryjący konserwatywnych poglądów aktor James Woods rzucił, że gdy „świat walczy z islamskim terroryzmem, głodem i chorobami, demokraci walczą o prawa mężczyzn do siusiania w damskich toaletach". Po czym dorzucił krótko: „szaleństwo". Jednak można powiedzieć, że w tym szaleństwie jest metoda. A diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach, czyli zapisach okólnika.
Dokument deklaruje, że celem jest „zapewnienie studentom transseksualnym możliwości przebywania w przyjaznym i niedyskryminującym środowisku szkolnym". Założenie piękne i szlachetne, pod którym mógłby się podpisać każdy zdroworozsądkowo myślący człowiek, któremu obce są pokusy zbyt szybkiego oceniania i szufladkowania bliźnich, a co dopiero prześladowania kogoś za sposób, w jaki żyje.