Tak było z dwoma, następującymi jedna po drugiej, wypowiedziami sekretarza stanu Stolicy Apostolskiej. Gdy skandal, jakie wywołała pierwsza z nich, został nieco uspokojony zapewnieniami, że za wszystko odpowiadają dziennikarze, którzy źle przetłumaczyli i zrozumieli głębokie myśli kard. Parolina, on sam udzielił drugiej, jeszcze bardziej skandalicznej wypowiedzi, która już została przetłumaczona odpowiednio. W obu przypadkach mowa była o „uprawnionej obronie", do której Ukraińcy – zgodnie z nauczaniem Kościoła – mają prawo, i o granicach, jakich przekraczać w niej nie należy. I w obu Parolin zawarł tezy kuriozalne.
Czytaj więcej
Obrazów z Buczy czy Irpienia nie da się tak po prostu zapomnieć. Trudno też nie widzieć miłości i rozpaczy rodziców, którzy na ciałach swoich dzieci wypisują kontakt do rodziny, gdyby oni mieli zginąć. Jak nie wyć z wściekłości, gdy się o tym myśli?
Pierwsza dotyczyła dostarczania broni. Sekretarz stwierdził, że Ukraina ma prawo się bronić, że w związku z obawą eskalacji inne kraje nie angażują się po jej stronie bezpośrednio, jednak – dodał – są kraje, które przekazują broń. „To jest straszne – skomentował – bo może spowodować eskalację, nad którą nie będzie się dało zapanować. Ale zasada obrony uprawnionej pozostaje". Niestety, kardynał nie wyjaśnił,a dziennikarz nie dopytał, jak wobec tego dokonywać ma się obrona, jeśli dostarczanie broni jest straszne. Nie padło też pytanie o to, czy za potencjalną eskalację nie odpowiada kraj, którego nazwy w Watykanie się nie wymienia, żeby nie zepsuć relacji z patriarchą Cyrylem.
I czy przypadkiem łączenie słusznej pomocy zaatakowanemu ze strasznym aktem eskalacji nie jest intelektualnym i moralnym nadużyciem, które przypisuje odpowiedzialność za zbrodnie nie zbrodniarzowi, ale temu, kto pomaga skrzywdzonemu. Dziwnym trafem zresztą w ten sam sposób, co Parolin, mówią rosyjscy propagandziści, którzy przekonują, że wojna już dawno by się skończyła, gdyby nie dostarczana przez Zachód broń.