Michał Szułdrzyński: Czy Europa wróci do swoich korzeni?

Trapiący Unię Europejską kryzys może mieć charakter generacyjny. Tzw. proeuropejski i prointegracyjny mainstream przeżywa coś w rodzaju kryzysu tożsamości, na co reakcją jest wzrost nastrojów odśrodkowych, nacjonalistycznych i suwerenistycznych. Mainstream szuka uzasadnienia integracji europejskiej w pewnych abstrakcyjnych pojęciach, w obronie liberalnej demokracji, w rozmaitych projektach społecznych, które mają na celu emancypację kolejnych grup czy mniejszości. Do tego dochodzi zaangażowanie w walkę ze zmianami klimatycznymi, wynikające z przekonania, że to zadanie dla wielkich bytów, takich jak właśnie UE, bo to przekracza zdolności poszczególnych krajów.

Publikacja: 25.02.2022 17:00

rysuje mirosław owczarek

rysuje mirosław owczarek

Foto: Rzeczpospolita

W odpowiedzi ruch eurosceptyków twierdzi, że Unia porzuciła swe chrześcijańskie korzenie, że europejski demos jest mrzonką neomarksistów, że jedynym realnym bytem są narody państw członkowskich. A rządy mają dbać wyłącznie o interesy własnego suwerena, nie zaś o jakąś fikcyjną wspólnotę i abstrakcyjną integrację. Stąd tęsknota za nacjonalizmem i marzenie o powrocie do rozumienia polityki jako realizowanie dość ciasno pojmowanych interesów narodowych. Tam ma swoje źródło również powrót do protekcjonizmu i postrzeganie globalizacji jako zagrożenia dla narodowej tożsamości. W takim rozumieniu nie ma już miejsca na obronę żadnych abstrakcyjnych pojęć – ani praworządności, ani ambitnych planów klimatycznych. Przeciwnie, obrona przez UE abstrakcyjnych wartości czy wytyczanie ambitnych planów rozumiane są przez tożsamościową prawicę jako zamach na suwerenność, narzucenie obcego stylu życia i porządku instytucjonalnego.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Rozpoznawanie twarzy i cyfrowych wypaczeń

Te dwa obozy rozjeżdżają się coraz bardziej. Między liberałami, socjaldemokratami, zielonymi czy chadecją, czyli głównymi aktorami mainstreamu, zacierają się różnice ideologiczne. Potężna dystynkcja pojawia się dopiero w porównaniu z antyeuropejską prawicą, choć także skrajna lewica w niektórych krajach bywa przeciwna Unii, globalizacji, Ameryce i NATO.

W ten sposób obie te siły oddalają się od jednej z zasadniczych idei, które stały za powstaniem UE, czyli pragnieniem: nigdy więcej wojny. Ojcowie założyciele wymyślili europejską Wspólnotę, począwszy od Węgla i Stali, przez wszystkie kolejne fazy integracji, jako pomysł na pojednanie narodów. Realizowali chadecką z założenia zasadę pomocniczości, w której Unia zarządzała kilkoma obszarami mającymi tak mocno ze sobą związać kraje europejskie, by wojna była nie do pomyślenia. Głównym wrogiem był z jednej strony komunizm, ale z drugiej pamięć o tym, do czego w Europie doprowadził nacjonalizm.

W ten sposób obie te siły oddalają się od jednej z zasadniczych idei, które stały za powstaniem UE, czyli pragnieniem: nigdy więcej wojny. Ojcowie założyciele wymyślili europejską Wspólnotę, począwszy od Węgla i Stali, przez wszystkie kolejne fazy integracji, jako pomysł na pojednanie narodów. 

Tyle tylko, że pokolenie, które pamiętało II wojnę światową, już odeszło. Albo umarło, albo dożywa swych dni na emeryturze. Dla nich antywojenny cel integracji był oczywisty. Jedni – szczególnie Niemcy – mieli poczucie winy i odpowiedzialności, inni świadomość tego, że za integracją ekonomiczną i polityczną kryją się wspólne wartości. Dlatego choćby Berlin zgodził się na poważne ograniczenie własnej suwerenności poprzez przyjęcie wspólnej waluty euro.

Dziś w całej Europie liderami politycznymi są ludzie z pokolenia, dla którego te korzenie nie są tak oczywiste. Pierwsi wyłamali się Brytyjczycy, którzy uznali, że Unii wcale nie potrzebują. Więc zarówno politycy z mainstreamu, jak i piewcy nowego-starego nacjonalizmu zapomnieli lekcję historii integracji.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Radykalizm nie zastąpi dojrzałości

Tu jednak na scenę wchodzi Władimir Putin i pokazuje, że oto można zmieniać granice państw za pomocą ruchu czołgów. I że coś, o czym wszyscy zapomnieli, czyli wojna, krew i przemoc, są jak najbardziej możliwe tuż obok nas. Może ta nauczka pozwoli wszystkim Europejczykom zrozumieć, po co jest Wspólnota, i wrócić do korzeni integracji?

W odpowiedzi ruch eurosceptyków twierdzi, że Unia porzuciła swe chrześcijańskie korzenie, że europejski demos jest mrzonką neomarksistów, że jedynym realnym bytem są narody państw członkowskich. A rządy mają dbać wyłącznie o interesy własnego suwerena, nie zaś o jakąś fikcyjną wspólnotę i abstrakcyjną integrację. Stąd tęsknota za nacjonalizmem i marzenie o powrocie do rozumienia polityki jako realizowanie dość ciasno pojmowanych interesów narodowych. Tam ma swoje źródło również powrót do protekcjonizmu i postrzeganie globalizacji jako zagrożenia dla narodowej tożsamości. W takim rozumieniu nie ma już miejsca na obronę żadnych abstrakcyjnych pojęć – ani praworządności, ani ambitnych planów klimatycznych. Przeciwnie, obrona przez UE abstrakcyjnych wartości czy wytyczanie ambitnych planów rozumiane są przez tożsamościową prawicę jako zamach na suwerenność, narzucenie obcego stylu życia i porządku instytucjonalnego.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Portugalska rewolucja goździków. "Spotkałam wiele osób zdziwionych tym, co się stało"
Plus Minus
Kataryna: Ministrowie w kolejce do kasy
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków