Nie można obrazem, to trzeba pieśnią. Polska prawica, żeby odwojować kulturę, musi wymyślić kantry. Dobrze piszę, nie to amerykańskie country, bo to co prawda amerykańska, ale jednak wiocha, tylko kantry – ni to nowoczesne, ni tradycyjne, niby kosmopolityczne, ale jednak swojskie. Jedyną osobą, która to rozumie, jest jeden z najwybitniejszych myślicieli współczesności, Jacek Kurski. Autor ten niewiele ma publikacji teoretycznych, za to mocny jest w praktyce, na polu swym uprawia disco polo, w którym widzi zarzewie kantry. Błąd Sokratesa czasów Pudelka polega na tym, że orze zbyt płytko. Jego w gruncie rzeczy nie interesuje, o czym jego podo-pieczni zawodzą, byle głosowali właściwie i dawali swe twarze medialnym inicjatywom prezesa i ku chwale Prezesa. W efekcie krucjata Kurskiego doraźnych efektów nie przyniesie, bo zbyt krótkie oddziaływania, a długofalowo polegnie, bo wiatr zawieje i roślinki w skałę niewbite rozniesie.