Czy to w ogóle możliwe
Co ciekawe, ruch zero waste nie walczy z kapitalizmem. Jego liderzy uważają wręcz, że to jedyny system, w którym można przeprowadzić efektywny proces przemiany odpadów w zasoby. Tylko ten system w dostateczny sposób instrumentalizuje bowiem indywidualny i zbiorowy wysiłek, daje przestrzeń kreatywności i innowacjom, zwraca uwagę na harmonijnie kształtowany dobrostan jednostki i jej środowiska.
Czy to tylko ideologia? Otóż nie. Zero waste to praktyka, choćby w Kalifornii, w której konkretne założenia polityki ograniczania odpadów wprowadzono już w 2001 r. Miejskim liderem tego stanu na mapie zero waste oraz całej Ameryki jest San Francisco, najczystsze miasto USA, gdzie w ciągu kilku lat odpady zredukowano o 80 proc.
Jeszcze ambitniejszy cel postawiło sobie japońskie Kamikatsu. Ojcowie miasta zapowiedzieli, że do 2020 r. w ogóle przestanie się tam produkować odpady. Kamikatsu do projektu zero waste przystąpiło w 2003 r. Początkowo wprowadzono obowiązek segregacji odpadów tylko na dziewięć kategorii, następnie rozszerzono listę do blisko 40 frakcji. Mieszkańcy zanoszą śmieci do stacji odpadów, gdzie znajdują się pojemniki służące do segregacji, np. osobne na zużyty olej spożywczy, tkaniny, koce i dywany czy nawet na pałeczki jednorazowe. Dodatkowo każdy mieszkaniec ma obowiązek kompostowania odpadów organicznych.
Znaną popularyzatorką ruchu zero waste jest zamieszkała w Kalifornii Francuzka Bea Johnson, która przez rok w czteroosobowej rodzinie zredukowała objętość powstających odpadów do jednego słoika. Stopniową rezygnację z zakupów, które generują śmieci, oraz sposoby na ponowne wykorzystywanie odpadów opisała w książce „Pokochaj swój dom", której podtytuł brzmi: „Zero Waste Home, czyli jak pozbyć się śmieci, a w zamian zyskać szczęście, pieniądze i czas". Książkę przetłumaczono na niemal 20 języków.
Dzisiaj koncepcja zero waste jest standardem dla wielu lokalnych, krajowych i międzynarodowych organizacji. W Australii pierwsze stanowe zakazy używania niedegradowanych plastikowych toreb wprowadzono już w 2009 r. Dziś nie obowiązują tylko w stanie Nowa Południowa Walia. Zastępuje się je torbami wielokrotnego użytku. W samym Queensland zakaz wprowadzony 1 lipca 2018 r. pozwolił wyeliminować aż 1,5 mld foliowych torebek. Dzięki temu Australia w trzy miesiące ograniczyła zużycie plastikowych toreb jednorazowych o 80 proc.
W większości zamożniejszych krajów obowiązują reguły polityki odpadowej dla firm EPR (Extended Producer Responsibility), kontrolujące cały cykl życia produktu, od jego wytworzenia po utylizację. Coraz częstsze jest też ustawodawstwo dbające o zmniejszenie ilości odpadów do minimum. Szczególnie cieszy, że zawitało do Polski, redukując (jeszcze nie rozwiązując od końca) problem segregacji śmieci, plastikowych toreb, opakowań czy zużytego sprzętu AGD. Jeszcze bardziej cieszą innowacje prywatnych firm, jak InPostu, który całkiem niedawno zdecydował się stosować paczki wielokrotnego użytku. Czyżby świat zaczął pokazywać figę świątobliwemu pastorowi Thomasowi Robertowi?
Idee z placu Zbawiciela
Są takie miejsca na całym świecie. Od Tokio po Los Angeles. Od Moskwy po Rzym. W Warszawie bijącym empatycznie sercem naszej planety jest plac Zbawiciela i kilka mieszczących się wokół niego knajpek. Tu całymi dniami przesiaduje postępowa młodzież broniąca na co dzień tęczy, klimatu, Ziemi, kosmosu, innych planet, a nawet całej galaktyki (wychowani na „Gwiezdnych wojnach" mają łatwiej).
O pastorze Malthusie raczej nie słyszeli, ale o Hararim, Naomi Klein czy Chomskym – a i owszem. To w ich kręgu wykuwają się obowiązujące wśród młodych idee, trendy i uprzedzenia. Ta wspaniała, światła młodzież upomina się o ekologizm, recykling, zielony ład, walczy z turbokapitalizmem i przejmuje relacją pomiędzy malejącą populacją orangutanów na Borneo a produkcją ciasteczek Oreo (producent używa oleju palmowego z rozrastających się kosztem dżungli indonezyjskich plantacji). Są młodzi, mają nie tylko prawo, ale i obowiązek zabiegać o przyszłość planety. Wszak to ich przyszłość.
A cóż mają przeciw sobie? Świat, którego nie zdołał złamać Covid-19, tylko na chwilę spowolnił. Niestety, nie ma nadziei na zatrzymanie pędu globalizacji. Koła młyńskie kapitalizmu kręcą się coraz szybciej i coraz bardziej brutalnie miażdżą przeciwników. Tylko w ciągu trzech ostatnich dekad światowy PKB powiększył się cztery razy – z 25,3 bln dolarów w 1992 r. do 102,4 bln w 2022 r. Tempo zmian ilustruje przewidywany wzrost do roku 2026, to kolejne 25 bln dolarów. W samych tylko Chinach, poczynając od 1990 r. (1 bln dolarów), do dziś PKB podniósł się 16-krotnie. Jak na drożdżach rosną nieistniejący jeszcze trzy dekady temu giganci sfery IT. Dziś GAFA – Google, Amazon, Facebook (już pod nazwą Meta) i Apple – jest warta ponad 7 bln dolarów. To o 40 proc. więcej niż PKB Niemiec, czwartej gospodarki świata.
By wrócić do dylematów pastora Malthusa, tylko w ciągu ostatnich dwóch dekad sektor produkcji rolnej, leśnej i rybołówstwa przyrósł o 73 proc. Światowe zbiory rolne – o 53 proc. Produkcja mięsa – o 44 proc. Jednocześnie straciliśmy 94 mln hektarów lasów. To powierzchnia równa takiej np. afrykańskiej Tanzanii. Tak kręcą się koła kapitalizmu i szaleństwem jest myślenie, że można je powstrzymać. A jeszcze bardziej szalone jest przekonanie, że poradzi sobie z nimi złota młodzież z placu Zbawiciela. Nosząca notabene modne ciuchy światowych firm, latająca na wakacje na Zanzibar. Niegotująca w domu, tylko korzystająca z restauracji. Napędzająca rynek produktów Christmas, Valentine's Day i innych upiorów turbokonsumpcjonizmu.
Czyżby więc – na koniec dnia – rację miał jednak pastor Malthus i trafna była jego diagnoza przeżarcia zasobów? W świecie, w jakim żyjemy – tak. Bez wątpienia. Wyścig populacji i jej przyzwyczajeń ze światem zasobów musi po maltuzjańsku skończyć się porażką. Chyba że zmienimy przyzwyczajenia. Zrealizujemy idee zero waste, wesprzemy – tam, gdzie trzeba – produkcję dóbr, myśląc równocześnie o ich utylizacji. Lepiej nauczymy się dzielić. Wybudujemy inteligentne miasta z inteligentnymi domami. To nie jest takie trudne. Ludzie uczyli się trudniejszych rzeczy.
I jeszcze jedno – naprawiają świat lepiej wykształceni, mądrzejsi i bardziej kreatywni. A to domena społeczeństw zasobnych. Więc nie obrażajmy się na kapitalizm. To on jest ojcem i matką zasobów. I tylko z nim w parze wygramy.