Mamy tutaj choćby napisany z czułością i zachwytem esej o pawiach, które pisarka hodowała, a który daje próbkę jej literackich możliwości, bo pisanie o kolorach ptasich piór to poważne artystyczne wyzwanie. Ale już na kolejnych stronach O'Connor rozprawia się z szemranym statusem opowiadania, które bywało przez ówczesną krytykę niedoceniane i traktowane po macoszemu, a stanowiło przecież fundament jej twórczości. „Wydaje się paradoksem, że im rozleglej i bardziej złożenie autor widzi świat, tym łatwiej mu skondensować tę wizję w prozie" – czytamy w przekładzie Michała Kłobukowskiego. Dzisiaj już ta dyskusja zdaje się być przeszłością, opowiadania cieszą się słuszną estymą i bardzo dobrze. Chwilę później dosadnie autorka rozprawia się z kreatywnymi kursami pisania.