A jakie znaczenie miał „Lord Jim" o próbie zadośćuczynienia moralnemu zaniechaniu i wierności sprawie trudnej, by nie powiedzieć – niemożliwej?
To była kultowa książka żołnierzy Armii Krajowej: o wierności, która nie czeka na nagrodę, bo najważniejsze jest związane z nią poczucie wartości, godności.
„Lorda Jima" czytał i miał na stoliku przed śmiercią Józef Piłsudski. Czy wypowiadał się na temat pisarza, z którym łączyła go fascynacja Słowackim?
Umiał na pamięć Słowackiego i to najtrudniejsze fragmenty, ale żadnych wypowiedzi na temat Conrada nie znamy.
Jak podchodziły do Conrada władze PRL?
Był na indeksie do 1956 roku, a potem pozostały na nim dwie powieści „Tajny agent" i „W oczach Zachodu", chociaż próbowałem je wydać. Te dwa utwory mówiły o tak zwanym Wielkim Bracie.
I o korzeniach ZSRS, którymi były sprzęgnięte ze sobą w paradoksalny sposób państwo policyjne i terroryzm.
W tych powieściach Rosja łączyła się z terroryzmem, jako metodą stosowaną przez obie strony – przez państwo i rewolucjonistów, bo jak wiadomo, policja organizowała zamachy nawet na swoich funkcjonariuszy, żeby mieć powód do działania i zyskania większego budżetu.
Mrożek napisał o tym „Policję".
Tak. Jak jest teokracja, społeczeństwo się do niej dostosowuje. „Tajny agent" jest powieścią o międzynarodowym terroryzmie i podwójnej roli ambasad. Z kolei główny bohater Verloc jest agentem potrójnym: anarchistów, Rosjan i Anglików. Conrad pokazał złożoność zjawiska terroryzmu, na którym wiele sił chce coś ugrać, chociaż ryzykuje utratę nad nim kontroli.
Dlatego tak wielki był odzew na książkę po zamachach na World Trade Center. Jak wiadomo, terrorysta Bin Laden był przez wiele lat finansowany przez CIA.
A suflerem do interpretacji „W oczach Zachodu" jest wstęp Conrada napisany w 1921 roku. Zwracał uwagę na to, co się dzieje w Rosji. Wszystko zostało przewidziane: przemoc rodzi przemoc.
Była to również kontynuacja „Biesów" Dostojewskiego.
Conrad nie lubił Dostojewskiego. Mówił, że za dużo jest w jego pisaniu grzebania się w duszy, a za mało o pieniądzach.
Mówimy o zawodowych rewolucjonistach i terrorystach?
Tak. Uważał, że w kadrze terrorystycznej ideowe oszołomienie jest rzadko. Sądził, że grzebanie się w duszy zawsze niesie ze sobą element samousprawiedliwienia.
W duchu Dostojewskiego jest napić się wódki do nieprzytomności, zgwałcić dziewicę, a po otrzeźwieniu paść przed krzyżem i uzyskać wybaczenie.
W kategoriach Conrada to się nie mieściło. Jego moralność była wręcz antyczna. Greków nie obchodziły intencje, bo są nierozpoznawalne, ważne było, kto komu co zrobił. Liczył się fakt. Tak jak u Alfreda Tarskiego, który stwierdził, że tylko to jest treściwe, co może być sfalsyfikowane, zakłamane. To jest wielka zasada dzisiejszej nauki.
Conrad był też istotny dla najważniejszych światowych pisarzy – Faulknera, Marqueza czy Coetzeego. Co cenili najbardziej?
Jeśli chodzi o Marqueza, ale i całą czołówkę południowoamerykańską, oni patrzyli na niego z perspektywy najważniejszej powieści, czyli „Nostromo", w Polsce mało znanej, bo trudnej, o której zwykło się powiadać, że można o niej mówić, gdy przeczytało się ją drugi raz. Państwowy Instytut Wydawniczy rozpoczyna teraz nową serię i na pierwszy ogień idzie właśnie „Nostromo". Stanowi panoramiczny obraz fikcyjnej republiki południowoamerykańskiej, pokazujący jej przeszłość i uzależnienia międzynarodowe. To studium karuzeli władzy i motywów sięgania po nią. Świat latynoski może się w tej powieści odnaleźć.
A Faulkner?
Bardzo się Conradem fascynował, ale cenił też przekłady Sienkiewicza. Odbierając Nagrodę Nobla, powiedział, że pisał „Ku pokrzepieniu serc", przyjmując sienkiewiczowską dewizę jako własną. U Conrada cenił rytmiczną prozę – wyjątkową jak na angielski. Rozwinął ten aspekt jeszcze bardziej. Ważny był dla niego wątek moralny widziany w kategoriach wierności i honoru. Faulknerowi, który był południowcem, stało się to bliskie.
Coetzee ceni chyba tragizm utraty, co wiąże się z melancholią, również po rozpadzie dawnego świata białych w Afryce.
Teraz mamy na świecie odpływ zainteresowania twórczością Conrada, ale jeden utwór będzie przyciągał uwagę zawsze, a mianowicie „Jądro ciemności", dramatyczne i naładowane tematyką kolonialną.
Jak pan odebrał „Czas apokalipsy" Coppoli?
Generalnie jestem sceptyczny wobec filmowych adaptacji Conrada, bo w jego pisarstwie prawie zawsze mamy do czynienia z narratorem i przez jego pryzmat poznajemy całą historię. W filmie to niemożliwe. Ale Coppola w jednym był książce wierny: pokazywał, że jak się odłoży na bok zasady cywilizacji i ma się dużą wyobraźnię, a żadnych zahamowań – człowiek może zajść za daleko.
Co u Conrada jest najważniejsze dla współczesnych Polaków?
Główna lekcja brzmi następująco: jeśli dążymy do celu z autentycznym przekonaniem, sukces nie jest niezbędnym potwierdzeniem słuszności naszego celu.
2017 – powrót Conrada
Joseph Conrad Korzeniowski to najbardziej brytyjski z polskich pisarzy i najbardziej polski z brytyjskich. Jednak w obu krajach wiedza na ten temat nie jest powszechna. Dlatego Sejm ogłosił 2017 Rokiem Conrada, a inauguracja obchodów zapowiadana jest już na grudzień tego roku. Do 30 listopada można zgłaszać wnioski do ministerialnego Programu Conrad 2017 (szczegóły na jego temat pod adresem mkidn.gov.pl ). Kwotą do 300 tysięcy złotych wspierane będą wystawy, spektakle, filmy czy seminaria popularyzujące dzieła i postać Józefa Conrada Korzeniowskiego. Ale równie istotne jak promocja twórczości autora „Lorda Jima" ma być informowanie o jego związkach z Polską, które nie są powszechnie znane. W świadomości znacznej części odbiorców w kraju (i niemal wszystkich za granicą) Conrad to pisarz brytyjski, co jest o tyle zrozumiałe, że pisał po angielsku i wywarł ogromny wpływ na kulturę anglosaską. Dowodem na to jest nie tylko genialna ekranizacja „Jądra ciemności", czyli „Czas Apokalipsy" Francisa Forda Coppoli, ale też fakt, że w ostatnich latach Brytyjczycy nakręcili kilka nowych seriali telewizyjnych na podstawie jego prozy. Co ciekawe, twórczość autora „Lorda Jima" jest często filmowana również w krajach francuskojęzycznych. Niewielu zachodnich odbiorców wie jednak, że pisarz za Polaka się uważał, wspierał dążenia niepodległościowe swojej ojczyzny i znacząco wpłynął na naszą kulturę („spór o Conrada" w latach 40. z udziałem Marii Dąbrowskiej i Jana Kotta był w istocie sporem o stosunek do komunizmu). Dlatego w ramach imprez conradowskich planowane są również wydarzenia i publikacje na terenie Wielkiej Brytanii.
Czytaj więcej:
Kto może zjednoczyć Polaków
Rodziny górników wstaną z kolan
Nowa gitarowa płyta Stinga
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej":
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95