Robert Harris kontynuuje najlepsze tradycje angielskiej powieści historycznej. Oczywiście, nie włada piórem tak jak Robert Graves, nie pisze mistrzowskich dialogów jak Hilary Mantel, ale jego „Trylogię rzymską" czyta się znakomicie. Owszem, można by powiedzieć, że to trochę cykl spod znaku „znacie, to posłuchajcie", bo przecież dziejów Cycerona nie spowija mgła niewiedzy. Wielki retor nie jest postacią w rodzaju naszego Samuela Zborowskiego, przy którym Jarosław Marek Rymkiewicz mógł na wiele pozwolić pisarskiej wyobraźni.

Harris trzyma się faktów, rzymskie realia odzwierciedla więcej niż udatnie i widać, że na ich zgłębianie – jak na autora literatury popularnej z najwyższej półki przystało – poświęcił lata. Dzięki temu „Trylogię rzymską" można czytać trochę jak uzupełnienie ukazującej się u nas niemal równolegle „SPQR. Historii starożytnego Rzymu" historyczki z Cambrigde Mary Beard, która zresztą służyła Harrisowi jako konsultantka. Ale wiedza w przypadku powieści nie zastąpi pisarskiego fachu, a siła angielskiego pisarza opiera się przede wszystkim na umiejętności przedstawiania politycznych zawirowań i wielopiętrowych intryg, co nie powinno dziwić w przypadku byłego dziennikarza politycznego „Observera".

Harris pokazuje, że mechanizmy władzy i polityki od ponad dwóch tysięcy lat właściwie się nie zmieniły. Triumfy w Rzymie Cycerona święcili bogaci krzykacze, a głosom rozsądku przebić się było najciężej. Trzeba jednak przy tym dodać – to wielka zaleta tego cyklu – że i sam Cyceron, choć przedstawiony jako wielki mówca i wybitny polityk, nie jest tu postacią jednoznaczną. Owszem, jako „człowiek nowy" przekonująco wypada w bojach z patrycjatem, ale trudno rozsądzić, w jakim stopniu kierują nim szlachetne pobudki, a w jakim własny interes i żądza wielkości. Czy sprzymierzając się (w pierwszej odsłonie cyklu) z Pompejuszem, nie działa na niekorzyść republiki? Czy słusznie czyni, wspierając (w zamykającym całość „Dyktatorze") Oktawiana? Mimo że historię – zręczny chwyt, pozwalający Harrisowi grać perspektywą – poznajemy za pośrednictwem niewolnika rzymskiego konsula Tirona (postaci historycznej, autora zaginionej biografii Cycerona), to odpowiedź na te i inne pytania nie jest tak jednoznaczna jak przesłanie: republika od samego początku skazana jest na klęskę, bo zwykle partykularyzm w polityce bierze górę nad rzeczpospolitą.

Bodaj największą wadę „Trylogii" stanowią przekłady, ale nie dlatego, że są złe – każdą część przekładał inny tłumacz, co sprawia, że tonacja poszczególnych części się różni (szczególnie widać to, gdy „Cycerona" zmieni się na „Spisek", a co za tym idzie „arystokratów" na „patrycjuszy" i językową prostotę na wyraźną literackość). Ale nie powinno to odebrać przyjemności z lektury, raczej na moment ją tylko zakłóci.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej":

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95