Europa papieża peryferii

Okrągłe rocznice podpisania traktatów rzymskich były zwykle hucznie świętowane, ale 60. rocznica odbędzie się w ponurej atmosferze niepewności.

Publikacja: 16.03.2017 23:15

Europa papieża peryferii

Foto: Fotorzepa, Danuta Matloch

Oglądając plakaty sprzed 60 lat, można zauważyć, że dominującymi hasłami dla Europy były: rozwój i pokój. W późniejszych latach doszły inne spoiwa, takie jak otwartość i solidarność. Stały się one orientacją polityczno-filozoficzną pozwalającą poszerzyć Unię o kraje Europy Środkowej.

Obecny kryzys Europy ma charakter aksjologiczny i kulturowy. Poziom ekonomicznego dobrobytu Starego Kontynentu oraz wyeliminowanie konfliktów zbrojnych na kilkadziesiąt lat dały niespodziewany efekt uboczny w postaci zepsucia samych Europejczyków: wszak na problemy gospodarcze narzekają mieszkańcy najbogatszej części świata. Głównym celem współczesnej Unii stało się pomnażanie dóbr, słowa „rozwój" i „zysk" pojawiają się niemal w każdej wypowiedzi polityków, a wszystkie inne cele zostały temu podporządkowane. Zapomniano, że w gnuśności przesyconych rodzą się tak samo niebezpieczne pomysły, jak w głowach wygłodniałych; współczesne choroby polityczne wywołujące stany zapalne, takie jak Brexit, wiszący w powietrzu Frexit czy pojawiające się nacjonalistyczne mrzonki, to nic innego, jak syndrom spasłych kotów, które nie muszą już walczyć o przetrwanie i nie pamiętają, skąd się bierze pożywienie.

Europejczycy zdali się zapomnieć o trwodze przed wojną czy dawnej poniżającej biedzie. Dzisiejsza Europa jest zupełnym zaprzeczeniem projektu z Rzymu. W tamtej koncepcji Europy nie chodziło jedynie o zachowanie prosperity, ale także o ułożenie zasad współpracy i nowe, kulturowe określenie Starego Kontynentu.

Podpisanie traktatów w Rzymie symbolicznie angażowało w ten proces urząd papieża. Ojcowie założyciele Wspólnoty nie kryli swojego chrześcijaństwa, a sam Kościół stał wówczas w przededniu soborowej wiosny. Proces powstania Wspólnoty nie byłby możliwy bez chrześcijańskiego tła wpisującego się m.in. w falę procesu ekumenicznego i pojednawczego między narodami. Dla Kościołów zjednoczona Europa mogła odegrać rolę nowoczesnej formuły Christianitas, jednak już nie o charakterze władczym, jak miało to miejsce przed wiekami, lecz w postaci ideowego paliwa dla kształtowania nowej formuły wspólnoty. Dlatego inicjatywy zjednoczenia Europy od początku zyskiwały poparcie papieży. Szczególną rolę odegrał Jan Paweł II, pomagając przekroczyć mentalne i kulturowe bariery w poszerzeniu Zachodu o państwa pozostające za żelazną kurtyną. Encyklika „Centesimus Annus" była programem społecznym Kościoła dla Europy po przemianach w 1989 r.

Dzisiaj takiego impulsu brakuje. Głos zdziesiątkowanego sekularyzacją Europy Kościoła nie ma już takiego znaczenia jak przed 60 laty. Franciszek bardzo nieufnie patrzy na Europę. Papieżowi z Argentyny, który na co dzień obserwował skrajne ubóstwo, narzekania na realia europejskiego kryzysu gospodarczego muszą wydać się kuriozalne. To dlatego w jego diagnozie Europy tak często powtarza się zarzut egoizmu czy też ciągle zbyt skąpej pomocy dla potrzebujących.

Europa będzie musiała znaleźć nowe koło zamachowe dla swojej przyszłości. Gorzka, ale i niestety trafna diagnoza Franciszka pozostawia potrzebę sformułowania nowego, pozytywnego programu Kościoła dla Starego Kontynentu. Budowanie Europy jedynie w oparciu o priorytety ekonomiczne okazało się zamysłem nie tylko nietrafionym, ale i nierozwiązującym kluczowych problemów. Dlatego też słowa, które padną w tym czasie z ust papieża, będą miały dla konstruowania przyszłości Europy kolosalne znaczenie. Czy papież peryferii świata pomoże uratować jedność kontynentu? Wpierw musiałby zechcieć postawić się w takiej roli. Jest i drugi warunek, trudniejszy do spełnienia: europejscy politycy musieliby mieć wolę brania słów papieża na poważnie.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Oglądając plakaty sprzed 60 lat, można zauważyć, że dominującymi hasłami dla Europy były: rozwój i pokój. W późniejszych latach doszły inne spoiwa, takie jak otwartość i solidarność. Stały się one orientacją polityczno-filozoficzną pozwalającą poszerzyć Unię o kraje Europy Środkowej.

Obecny kryzys Europy ma charakter aksjologiczny i kulturowy. Poziom ekonomicznego dobrobytu Starego Kontynentu oraz wyeliminowanie konfliktów zbrojnych na kilkadziesiąt lat dały niespodziewany efekt uboczny w postaci zepsucia samych Europejczyków: wszak na problemy gospodarcze narzekają mieszkańcy najbogatszej części świata. Głównym celem współczesnej Unii stało się pomnażanie dóbr, słowa „rozwój" i „zysk" pojawiają się niemal w każdej wypowiedzi polityków, a wszystkie inne cele zostały temu podporządkowane. Zapomniano, że w gnuśności przesyconych rodzą się tak samo niebezpieczne pomysły, jak w głowach wygłodniałych; współczesne choroby polityczne wywołujące stany zapalne, takie jak Brexit, wiszący w powietrzu Frexit czy pojawiające się nacjonalistyczne mrzonki, to nic innego, jak syndrom spasłych kotów, które nie muszą już walczyć o przetrwanie i nie pamiętają, skąd się bierze pożywienie.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Wielki Gościńcu Litewski – zjem cię!
Plus Minus
Aleksander Hall: Ja bym im tę wódkę w Magdalence darował
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Racja stanu dla PiS leży bardziej po stronie rozbicia UE niż po stronie jej jedności
Plus Minus
„TopSpin 2K25”: Game, set, mecz
Plus Minus
Przeciw wykastrowanym powieścidłom
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił