Dobiecki: Nowe szaty prezydenta

Im bliżej wyborów, w których już nie wystartuje (czyli ich nie wygra, ale też nie przegra), tym bardziej Francois Hollande zadbany.

Aktualizacja: 02.04.2017 06:56 Publikacja: 02.04.2017 00:01

Dobiecki: Nowe szaty prezydenta

Foto: AFP

Koniec złej prezydencji, początek dobrej prezencji. Szczuplejszy, ma dizajnerskie okulary i wreszcie porządnie zawiązany krawat. Chyba farbuje włosy. Nicolas Sarkozy, jego rówieśnik i poprzednik na szczycie władzy, siwieje, a odchodzący prezydent – wręcz przeciwnie. Hollande się wylaszczył, ocenia znajoma. Dla kogo, skoro swojego „ludu lewicy" już nie uwiedzie? Może dla Europy, chociaż wypada brać pod uwagę i inne imiona żeńskie. Tak czy inaczej, tracąc (urząd) Hollande coś jednak zyskuje (tzw. look). Dla Francji jego wyborczy walkower stratą nie jest. Zysk będzie zależał od następcy lub następczyni. Oni też dbają o styl i fason. Ale bywają postrzegani niekoniecznie tak, jakby sobie tego życzyli.

Podczas pierwszej telewizyjnej debaty głównej piątki natychmiast odróżniało się niebieskich faworytów mainstreamu od czarnych antysystemowców. Ci pierwsi – Francois Fillon z prawicy, Benoit Hamon z lewicy, Emmanuel Macron zewsząd i znikąd – byli jak z jednej sztancy. Wszyscy trzej w dobrych garniturach, obowiązkowo w ciemnych odcieniach błękitu. Jest to jednak we Francji szablon coraz bardziej ryzykowny, gdyż za sprawą przypadków Fillona polityk plus drogi garnitur równa się postuczciwość. Na wszelki wypadek dwójka rewolucjonistów wybrała więc inne kostiumy, a i barwy mniej pogodne. Neokomunista Jean-Luc Melenchon, kandydat zwykle bojowy z definicji i z wyglądu, tutaj w czarnej bluzo-kurcie przypominał spokojnego bibliotekarza. Skromny żakiet narodowej Marine Le Pen, również czarny, w niczym nie kojarzył się z pancerzem, jaki na co dzień zdaje się ją chronić; ją bowiem najmocniej atakują wszyscy rywale, często w szyku zwartym.

Symbolika wizerunku kandydata/-tki podlega naturalnie rozmaitym interpretacjom. Są one nieraz skrajnie odmienne, choć zarazem gatunkowo sobie bliskie, całkiem jak skraje lewicy i prawicy. I tak, rzeczona zbroja to dla najwierniejszych stronników Le Penówny rynsztunek współczesnej Joanny d'Arc, walczącej z podniesioną przyłbicą (patronką Frontu Narodowego mianował Dziewicę Orleańską jeszcze Jean-Marie Le Pen, bez jej wiedzy i zgody). Ale już dla najzagorzalszych przeciwników FN to nie żadna zbroja i przyłbica, tylko opończa i kaptur Ku Klux Klanu. Styliści francuskiej „pensée unique" (jedynie słusznego myślenia) pierwszą z tych wersji uznają za dowód bezguścia, salonowo dyskwalifikujący. Drugą – za dopuszczalną hiperbolę przenikliwej krytyki.

Prezent w postaci szykownej garderoby (za kilkadziesiąt tysięcy euro) Francois Fillon przyjął z godnością, ponieważ wszystko robi z godnością. Przecież i tak – co Francuzi powinni dostrzegać – nosi togę Katona: apeluje teraz o umoralnienie polityki. Niewykluczone, że ci rodacy, których tak ogromnie rozczarował, widzieliby go chętniej w worze pokutnym. No ale w takim stroju trudno brać udział w wyścigu, zwłaszcza wyborczym. Z postawy Fillona, oburzającego się na kolejne zarzuty nadużyć prawno-finansowych (a choćby tylko moralno-politycznych), przebija zdumienie: czego właściwie ode mnie chcecie? Nie uczyniłem niczego niestosownego; postępowałem tak, jak postępować mi było wolno – albowiem należę do elity...

Błyskawicznie, ścieżką szybkiego awansu (Bank Rotszyldów, sekretariat generalny Pałacu Elizejskiego) do tej kasty przedarł się Emmanuel Macron. Rozepchnął łokciami gnuśne towarzystwo i, kuglarz na jarmarku, wyciągnął królika z cylindra. Ma pełne kieszenie błyskotek, nie przestaje mamić publiki nowymi sztuczkami. Prezydenta we fraku iluzjonisty Francja jeszcze nie miała.

Koniec złej prezydencji, początek dobrej prezencji. Szczuplejszy, ma dizajnerskie okulary i wreszcie porządnie zawiązany krawat. Chyba farbuje włosy. Nicolas Sarkozy, jego rówieśnik i poprzednik na szczycie władzy, siwieje, a odchodzący prezydent – wręcz przeciwnie. Hollande się wylaszczył, ocenia znajoma. Dla kogo, skoro swojego „ludu lewicy" już nie uwiedzie? Może dla Europy, chociaż wypada brać pod uwagę i inne imiona żeńskie. Tak czy inaczej, tracąc (urząd) Hollande coś jednak zyskuje (tzw. look). Dla Francji jego wyborczy walkower stratą nie jest. Zysk będzie zależał od następcy lub następczyni. Oni też dbają o styl i fason. Ale bywają postrzegani niekoniecznie tak, jakby sobie tego życzyli.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Derby Mankinka - tragiczne losy piłkarza Lecha Poznań z Zambii. Zginął w katastrofie
Plus Minus
Irena Lasota: Byle tak dalej
Plus Minus
Łobuzerski feminizm
Plus Minus
Latos: Mogliśmy rządzić dłużej niż dwie kadencje? Najwyraźniej coś zepsuliśmy
Plus Minus
Jaka była Polska przed wejściem do Unii?