Zdarzają się napady, pobicia, zniszczenia mienia, a nawet bomby. Agresja wobec mieszkających na Wyspach Polaków systematycznie rośnie. I choć nie każdy przyjezdny spotyka się z prześladowaniem, to obecnie liczba ataków na imigrantów znad Wisły jest dziesięciokrotnie większa niż dekadę temu.
Marcin na własnej skórze doświadcza dyskryminacji. Na szczęście pracuje w miejscu, gdzie nikomu nie przeszkadza to, że nie jest Brytyjczykiem, bo jego współpracownicy zazwyczaj nimi nie są, ale jego znajomi opowiadają mu, że już zauważają niechętny wzrok tutejszych w miejscu pracy.
Musiała się rozebrać na środku hali
Najwięcej ataków policja odnotowuje w hrabstwie Hertfordshire. Następna w kolejności jest Irlandia Północna. To dlatego, że przez lata istniał tam ostry konflikt na tle etniczno-politycznym. Część Irlandczyków, głównie katolików, dążyła do zjednoczenia należącej do Wielkiej Brytanii prowincji z niepodległą Republiką Irlandii. Protestanci chcieli jednak pozostać w granicach Zjednoczonego Królestwa. W konflikt zaangażowani byli politycy i aktywiści polityczni obu stron, organizacje paramilitarne republikanów i unionistów oraz siły bezpieczeństwa Wielkiej Brytanii i Republiki Irlandii. Do 1998 roku zginęło tam trzy i pół tysiąca osób. A w sam środek tego zamieszania przyjechali nowi obcy. Tym razem z Polski.
Irlandczyków dodatkowo rozjuszył fakt, że rezydenci z Polski po roku pracy w danej miejscowości nabywają praw wyborczych. I pozwalają sobie decydować o ich życiu.
Ich niechęć urosła się do tego stopnia, że podkładają Polakom nawet bomby pod domy. Jedna ze znajomych Marcina, Mariola, zanim musiała ewakuować się z własnych czterech kątów o trzeciej nad ranem, dostawała dziesiątki pogróżek. „Pisali, żebyśmy się wynosili, że nie chcą nas tutaj, wyłączali nam prąd wieczorami, kiedy kąpaliśmy małe dziecko przed snem, rzucali kamieniami w okna – opowiada kobieta. – Policja nawet wtedy, kiedy kazała nam opuścić dom, bo ktoś podłożył bombę, potraktowała nas jako zło konieczne. Wyprowadziliśmy się, a naszym następcom od razu wybito szybę. Nie znam polskiej rodziny, która wytrzymałaby w tej dzielnicy dłużej niż siedem dni".
Magdalena Wójcik, mieszkanka okolic Belfastu, nigdy przed bombą nie uciekała, ale doświadczyła wielu upokorzeń od swojego pracodawcy. Z wielkim koncernem spożywczym emigrantka walczy w sądzie już od czterech lat. „Byłam szykanowana w pracy i publicznie ośmieszana. Musiałam rozebrać się na środku hali produkcyjnej, gdzie pracowałam, w obecności samych mężczyzn, żeby udowodnić, że nie ukradłam złotego łańcuszka. Co było tylko pretekstem, żeby mnie ukarać. Kilka dni wcześniej odważyłam się powiedzieć, że źle naliczono mi urlop. To było jak ostrzeżenie, żebym nie próbowała z nimi walczyć. Polacy byli tam od najcięższej pracy i tego mieli się trzymać" – opowiada.
Po przeszukaniu Magda dostała upomnienie i więcej obowiązków, ale nie narzędzi do ich wykonywania; no i żadnej podwyżki. „Złożyłam zażalenie do pracodawcy, ale ten nie dopatrzył się błędu ze swojej strony. Poszłam więc do sądu. Na początku żaden prawnik, do którego się zwróciłam, nie chciał mi pomagać po tym, jak usłyszał, z kim zamierzam walczyć. A następni rezygnowali w trakcie tłumaczenia dokumentów. Nie ma tutaj żadnej instytucji, która mogłaby mi pomóc. Muszę sądzić się z nimi sama" – dodaje Magda.
Sprawa znalazła swój finał w Sądzie Apelacyjnym w Belfaście, który nie uznał skarg Polki. Magdalena Wójcik zamierza jednak napisać kasację.
Na ponad pół miliona naszych rodaków w Wielkiej Brytanii szykan na szczęście nie doświadczają wszyscy. W każdego jednak uderza antyimigracyjna polityka angielskiego rządu.
Większość Polaków po przyjeździe na obczyznę ima się każdego zajęcia. I za tę pracowitość wielu Brytyjczyków potrafi ich docenić. Spora część uważa jednak, że zabierają im miejsca pracy.
Jak wynika bowiem z analizy Krajowego Spisu Powszechnego, Polacy mieszkający w Wielkiej Brytanii radzą sobie z bezrobociem znacznie lepiej niż Brytyjczycy. Co więcej, nasi rodacy – w porównaniu z imigrantami z innych krajów – są najbardziej aktywni na rynku pracy.
Przeprowadzone badania pokazują również, że osoby przybywające z krajów Unii Europejskiej mają znacznie wyższy wskaźnik zatrudnienia niż imigranci spoza Wspólnoty.
Liczba imigrantów znacznie przewyższa w Wielkiej Brytanii liczbę emigrantów – dużo więcej osób przyjeżdża na Wyspy niż z nich wyjeżdża. Dodatkowo imigracja z państw Unii Europejskiej rośnie o połowę szybciej niż z reszty świata.
To dlatego brytyjskie media zdołały przez kilka lat od otwarcia granic po wstąpieniu naszego kraju do Unii Europejskiej stworzyć obraz sprytnego Polaka, który zabiera miejscowym pracę. „A to nieprawda, bo do ciężkiej pracy czy wymagającej wczesnego wstawania Anglicy się nie zgłaszają" – uważa Marcin.
Fragment książki Edyty Hołdyńskiej „Emigracja ambicji", wydanej kilka dni temu przez Wydawnictwo Zysk i S-ka. Autorka, dziennikarka tygodnika „Do Rzeczy", nagrodzona przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich za cykl tekstów o Fundacji Przyszłość Dla Dzieci. Publikowała m.in. w „Rzeczpospolitej".
Śródtytuły pochodzą od redakcji
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95