Zdzisław Podkański: Lepsza koalicja z SLD niż z PO

Koalicja z SLD była lepsza niż z PO. W tym drugim układzie PSL w ogóle nie miało nic do powiedzenia. Praktycznie przyjęło program Platformy, która zawsze dążyła do utworzenia Europy sfederalizowanej, gdzie państwa byłyby pozbawione prawa do decydowania o własnej przyszłości - mówi Zdzisław Podkański, minister kultury i sztuki w rządzie Włodzimierza Cimoszewicza, prezes Stowarzyszenia Piast.

Aktualizacja: 09.12.2017 16:14 Publikacja: 07.12.2017 23:01

Elitom nie podobało się, że kulturę narodową stawiałem na pierwszym miejscu – mówi Zdzisław Podkańsk

Elitom nie podobało się, że kulturę narodową stawiałem na pierwszym miejscu – mówi Zdzisław Podkański. Na zdjęciu opłatek ludowy PSL, Lublin 2005 r.

Foto: Reporter, Wojtek Jargiło

Plus Minus: W latach 90. był pan jedną z najbardziej wpływowych osób w PSL, a teraz od lat funkcjonuje pan na obrzeżach sceny politycznej. Zastanawiał się pan, jak do tego doszło?

Lata 90. to był bardzo dobry okres dla PSL, a także dla mnie jako polityka ludowego. Organizowałem przedsięwzięcia, na które przychodziły tysiące osób – odsłonięcie pomników, tablic pamiątkowych czy uroczystości rocznicowe. Wszędzie lubelskie PSL było licznie reprezentowane. Podczas wyborów przynosiliśmy najwięcej głosów. Lublin stał się niekwestionowanym liderem w partii.

Mówiono, że Lublin jest matecznikiem PSL.

No właśnie. Dwukrotnie ratowaliśmy Waldemara Pawlaka przed odwołaniem z funkcji prezesa. Gdyby działacze lubelscy odeszli z PSL, to Stronnictwo wypadłoby z parlamentu. I wszyscy o tym wiedzieli.

Zdzisław Podkański był jednym z najbardziej kontrowersyjnych polityków PSL. Jako minister kultury był krytykowany za to, że najchętniej promowałby kulturę ludową. Gdy rząd SLD–PSL doprowadził do podpisania traktatu o wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej, Podkański przed referendum zatwierdzającym akcesję w 2003 roku nagrał telewizyjne wystąpienie w ramach kampanii referendalnej, w którym nawoływał do głosowania przeciwko Unii. Władze partii zablokowały emisję tego materiału.

A jednak Zdzisław Podkański, szef PSL na Lubelszczyźnie, odszedł z partii i Stronnictwo nie upadło.

Zostałem usunięty, podobnie jak Janusz Wojciechowski i Zbigniew Kuźmiuk. Z punktu widzenia statutu decyzja o wykluczeniu nas z partii nie była oczywista. Mogliśmy się od niej odwoływać do sądu, ale nie chcieliśmy doprowadzić do dezintegracji PSL. Nie chciałem być tą osobą, która przyczyniłaby się do upadku własnej partii. W ruchu ludowym zawsze była lewica i prawica, czyli obszarnicy kontra chłopi małorolni. Ja zawsze byłem po prawej stronie naszej partii, dlatego Stronnictwo Piast, które teraz reprezentuję, też jest prawicowe. Motywem naszego działania jest Bóg, honor, ojczyzna. Drugie skrzydło, lewicowe, było mocno związane z PZPR i skręcało w kierunku liberalizmu gospodarczego. Zaczęło nam być nie po drodze.

Skoro pan był taki prawicowy, to jak pan oceniał fakt, że PSL wchodziło dwukrotnie w koalicję z SLD? Był pan posłem, członkiem Rady Naczelnej, a więc te decyzje musiały zapadać przy pana udziale.

No cóż, wtedy inne koalicje nie były możliwe. Podejmowałem próbę porozumienia się z ugrupowaniami prawicowymi. Skończyło się to oświadczeniem przez jednego z polityków, że nie interesuje ich koalicja z PSL. Zbyt mało mieliśmy ludzi w parlamencie, żeby zyskać decydujący wpływ na bieg wydarzeń.

W 1993 roku mieliście akurat najwięcej posłów po 1989 roku – aż 127.

Nawet duże kluby przegrywają. Wtedy nie mieliśmy innego wyjścia, jak zawiązać koalicję z SLD, choć dla mnie to nie był wygodny alians. Dla naszego prawicowego skrzydła to motto, o którym mówiłem, „Bóg, honor, ojczyzna", było bardzo ważne. Na szczęście wartości, które wyznawaliśmy, dawały nam siłę i spoistość, dzięki czemu nawet w koalicji z SLD udawało się nam sporo rzeczy zrobić. Zawsze walczyliśmy o interesy rolników i nikt tego nie może zakwestionować.

Rolnicy jednak nie odwdzięczyli wam się przy urnach, bo po kolejnych wyborach w 1997 roku wasz klub stopniał do 26 posłów.

Rolnicy w wyborach wybrali sobie kogoś innego, czyli SLD.

Dlaczego?

Z powodu agresywnej propagandy. Wtedy non stop szedł atak na PSL, a my nie mieliśmy dobrych doświadczeń medialnych i pieniędzy, które pozwoliłyby na odparcie tego ataku. Jeżeli komuś bez przerwy się wciska, że białe jest czarne, to najpierw będzie się denerwował, później zacznie wątpić, a na koniec może uznać, że faktycznie jest czarne. Media to jest ogromna siła. W moim Stronnictwie Piast mamy wspaniałych ludzi, ale nie jesteśmy w stanie przebić się z naszymi działaniami do radia czy telewizji. Partie, które wypadły z parlamentu, prawie w ogóle nie funkcjonują w mediach i ludzie o nich zapominają. Ale wracając do naszych wyborów politycznych, koalicja z SLD i tak była lepsza niż późniejsza koalicja z PO. Bo w tym drugim układzie Stronnictwo już w ogóle nie miało nic do powiedzenia. Praktycznie przyjęło program Platformy Obywatelskiej, który zawsze dążyła do utworzenia Europy sfederalizowanej, w której państwa byłyby pozbawione podstawowych praw do decydowania o własnej przyszłości i o przyszłości Polaków rozsianych po całym świecie. Przecież trzy miliony Polaków czeka na powrót do domu, jeżeli byłyby ku temu sprzyjające warunki.

Przecież ogromna emigracja Polaków po wejściu Polski do Unii Europejskiej nie była winą koalicji PO–PSL. Ludzie wyemigrowali, bo mogli za granicą znaleźć lepiej płatną pracę.

Nie mam najmniejszych wątpliwości, że przyczyna takich decyzji tkwiła w nowej polityce gospodarczej prowadzonej po 1989 roku, gdy celowo rozkładano przemysł i likwidowano najbardziej rentowne instytucje, a rządy nigdy na nic nie miały pieniędzy. Za czasów rządów PO–PSL doprowadzono do strat ogromnych rozmiarów. W układzie z SLD broniliśmy przynajmniej pewnych wartości gospodarczych i duchowych. Przy czym ja głównie zajmowałem się sferą wartości duchowych.

No właśnie, był pan ministrem kultury w rządzie Włodzimierza Cimoszewicza. O wielu ministrach z tamtego okresu dawno zapomniano, ale pan został zapamiętany jako krzewiciel kultury ludowej.

Narodowej. To za mojego urzędowania był przygotowywane raporty o stanie kultury polskiej i kultury ludowej. „Pan Wołodyjowski" i „Ogniem i mieczem" też zostały nakręcone za mojej kadencji. Więc jakiś dorobek mam. Kiedy odchodziłem z resortu, byłem bardzo ciepło żegnany przez środowiska twórców i korpus dyplomatyczny.

Zapamiętano pana także z powodu historii opisanej przez „Gazetę Wyborczą", a później przez inne media, jak to rzekomo chciał się pan umówić z nieżyjącym pisarzem i malarzem Józefem Czapskim.

[Rozmówca odmówił autoryzacji odpowiedzi na to pytanie]

Nie przypominam sobie tej historii.

[Rozmówca odmówił autoryzacji odpowiedzi]

Wytoczył pan proces kilku gazetom, które pisały o historii z Czapskim. Większość pan wygrał, ale akurat „Gazeta Wyborcza" wybroniła się przed sądem, udowadniając, że dołożyła należytej staranności, pisząc o tej sprawie.

[Rozmówca odmówił autoryzacji odpowiedzi]

A nie lepiej było o wszystkim zapomnieć, zamiast pozywać gazety? Przecież z tego powodu historia o Czapskim żyła latami.

[Rozmówca odmówił autoryzacji odpowiedzi]

A kulturę ludową udało się wybronić?

A tak. Teraz, gdy jesteśmy w Unii Europejskiej, widać, że moje działania miały sens. Czego się najbardziej obawiają państwa unijne? Utraty tożsamości. Tylko za późno się zreflektowały, że trzeba to robić poprzez wspomaganie ludowej twórczości. My mamy jeszcze tradycyjną twórczość i tradycyjne rzemiosło. To za moich czasów w Ministerstwie Kultury powstał program ochrony ginących zawodów, dzięki czemu mamy sporo do pokazania – ośrodek kowalski w Wojciechowie, letnia szkoła tkactwa, ośrodek garncarstwa w Urzędowie. My to wszystko mamy i tylko potrzebujemy trochę pieniędzy, żeby to dobrze działało. Natomiast państwa Unii Europejskiej dopiero zaczęły odtwarzać to, co kiedyś zniszczyły. Ale naszym elitom nie podobało się, że stawiałem kulturę narodową na pierwszym miejscu i stąd te ataki.

Za czasów drugiej koalicji z SLD pana partia uczestniczyła w negocjacjach o warunkach przystąpienia Polski do Unii Europejskiej, a pan w 2003 roku namawiał ludzi, żeby głosowali przeciwko wejściu Polski do Wspólnoty. Dlaczego?

Bo nie podobało mi się, że na starcie mieliśmy gorsze warunki niż kraje starej Unii. Myślę o dopłatach, które nasi rolnicy dostawali w dużo niższej wysokości niż rolnicy innych państw członkowskich. Z tego powodu przeszły nam koło nosa ogromne pieniądze. Nie podobało mi się, że zamiast postawić na Europę ojczyzn, Wspólnota postawiła na regionalizm. Jan Paweł II był za wstąpieniem do Unii Europejskiej, ale na równoprawnych warunkach. W każdym obszarze – czy duchowym czy materialnym – włączeni zostaliśmy do Unii na nierównych zasadach.

A czy dzisiaj, z perspektywy naszych 13 lat w Unii Europejskiej, uważa pan, że warto było do niej wstąpić?

Warto było, ale podtrzymuję swoją opinię, że powinno to nastąpić na równoprawnych warunkach. Norwegia nie należy do Unii, a jej gospodarka jest w bardzo dobrej kondycji. Uważam, że wstąpienie na nierównych warunkach ciągle nam doskwiera i powoduje napięcia, bo władze Unii uważają, że mogą nam dyktować, co mamy robić we własnym kraju. Dobrze, że chociaż pani premier Beata Szydło miała odwagę powiedzieć, co myśli o pewnych zachowaniach naszych partnerów w Unii.

Jednak poziom życia na wsiach znacznie się poprawił m.in. dzięki dopłatom bezpośrednim dla rolników.

Przeciwnie. Cały czas trwa wyniszczanie rodzinnych gospodarstw rolnych. Rolnicy pobrali kredyty na maszyny, a dzisiaj ich dochody są niższe niż raty tych kredytów. Wiele gospodarstw nie daje już rady. Rodzinne gospodarstwo chłopskie się kończą. Unia wspomaga głównie duże gospodarstwa farmerskie, a te małe pozostawione są same sobie. Niemcy, którzy stawiają na ekologię, wspierają mniejsze gospodarstwa, które funkcjonują jako ekologiczne. A my przegraliśmy rolnictwo i gospodarstwa rodzinne.

W 2004 roku wystartował pan w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Dlaczego pan to zrobił, skoro był pan przeciwny wchodzeniu Polski do UE?

Uznaliśmy w PSL, że skoro staliśmy się członkami Unii, to musimy godnie reprezentować nasz kraj i spróbować wywalczyć więcej dla Polski, niż nam zaproponowano. Wstępując do Europejskiej Partii Ludowej, byliśmy pewni, że coś ugramy dla Polski, ale w praktyce okazało się inaczej i dlatego odeszliśmy z niej i przeszliśmy do frakcji Unii na rzecz Europy Narodów.

Tej, którą zmontowało PiS.

Tak. Pamiętam, że poprosił nas na spotkanie ówczesny szef EPP, a późniejszy szef Parlamentu Europejskiego Hans-Gert Pöttering, i powiedział, że jeżeli wyjdziemy z EPP, to zostaniemy wyrzuceni z PSL. Jego słowa wbiły mnie po prostu w ziemię, ale okazało się, że miał rację. Tamto spotkanie z Pötteringiem zachwiało we mnie wiarę, że w Unii Europejskiej można coś zmienić.

A konkretnie dlaczego odeszliście z EPP? Z perspektywy kraju można było odnieść wrażenie, że daliście się złapać na słodkie słówka ówczesnych spin doktorów PiS Adama Bielana i Michała Kamińskiego, którzy zmontowali Unię na rzecz Europy Narodów.

EPP jest opanowana przez Niemców, którzy dyktowali wszystkim swoje warunki, tak jak im było wygodnie. Walczyliśmy wtedy o zapisy w konstytucji, o polski cukier, język polski, a w naszej frakcji rzucano nam kłody pod nogi. A więc odeszliśmy. Nie mam wyrzutów sumienia. Zachowałem się właściwie. Niemcy cały czas realizują swoje interesy z Rosjanami, a my nie mamy nic do powiedzenia. A gdy pojawiają się sprawy istotne dla Polski, są spychane na dalszy tor. Osobiście liczyłem też na to, że po przejściu do UEN uda nam się zawiązać w kraju koalicję między Stronnictwem Piast a PiS. W moim przekonaniu powinniśmy dążyć do układu centroprawicowego, ten jest najlepszy dla nas i najbezpieczniejszy dla ludzi.

Dlaczego układ centroprawicowy jest najlepszy dla ludzi?

Dlatego że mamy jasny system wartości, który jest podstawą do kształtowania świadomości człowieka, jego roli i znaczenia w środowisku i państwie. Centroprawica stawia na rozwój małych i średnich przedsiębiorstw, gospodarstw rodzinnych, natomiast układ liberalno-lewicowy buduje na ogromnych obszarach własność prywatną. Prowadzi to do kumulacji majątków w rękach jednostek i do wykorzystywania mniej zamożnych ludzi, którzy muszą pracować, żeby przeżyć. PSL poszło w kierunku liberalnym, dlatego ja postawiłem na centroprawicę. Niestety, mojego planu koalicji z PiS nie udało się zrealizować. PiS zmieniło zdanie i postanowiło działać samodzielnie. A my dzisiaj jesteśmy partią, która funkcjonuje głównie w południowo-wschodniej Polsce. Na północnym zachodzie w niewielkim stopniu jesteśmy reprezentowani, co bardzo ogranicza nasze możliwości wyborcze.

Dlaczego PiS wycofał się z porozumienia z Piastem?

Myślę, że PiS-owi nie podobało się, że nasza organizacja szybko się rozwijała. W pierwszym kwartale po ogłoszeniu nowej partii wpłynęło do nas parę tysięcy wniosków o przyjęcie w poczet członków. Ale w pewnym momencie z Piasta odeszli Janusz Wojciechowski i Zbigniew Kuźmiuk, żeby wstąpić do PiS. To zahamowało rozwój partii. Ludzie nie wiedzieli o co chodzi. Gdyby zostali wtedy w Piaście, to jestem przekonany, że w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2009 roku zdobylibyśmy mandaty, bo nie było już wtedy ani Ligi Polskich Rodzin, ani Samoobrony, a więc otworzyło się miejsce dla nowej formacji. No ale niestety stało się inaczej. To, że porozumienia się zmieniają, to jest normalna sprawa.

Pana koledzy zapewne uznali, że w PiS mają większe szanse na mandaty europosłów. Dlaczego pan nie poszedł w ich ślady?

Mogłem, bo PiS proponowało mi, bym się do nich zapisał. Ale skoro ogłosiłem, że zawiązujemy nową partię, skoro proklamowaliśmy ją w Wierzchosławicach, powstały struktury w całym kraju, to nie mogłem porzucić ludzi, których namawiałem do wstąpienia w nasze szeregi. Dlatego zostałem w Piaście, mając świadomość, że będą obskubywany przez inne partie. Ludzie do dzisiaj różnie to oceniają. Moi dawni koledzy z PSL mówią, że niepotrzebnie odszedłem ze Stronnictwa, bo nie ma ich teraz kto poprowadzić. Nie mają wodza. Z drugiej strony wszędzie, gdzie się pojawię, przychodzą ludzie na spotkania. Jeszcze politycznie nie umarłem, choć mam świadomość wieku. Powoli trzeba postawić na młodszych działaczy. Ale mamy wyhaftowany sztandar, niedługo go poświęcimy i wytyczymy działania na przyszłość.

Od lat startuje pan na radnego czy na posła z list PiS. Niestety, bez powodzenia. Jak pan sądzi, dlaczego nie jest pan w stanie zdobyć dość głosów, żeby np. wejść do parlamentu?

Nie mogę się zgodzić ze stwierdzeniem, że startowałem w wyborach bez powodzenia, gdyż obecnie jestem radnym w sejmiku województwa lubelskiego z listy PiS. Ponadto mimo zajmowania przez mnie odległego miejsca na liście PiS, np. z pozycji 17 w wyborach parlamentarnych uzyskiwałem dużą ilość głosów wyborców. Jednocześnie na Lubelszczyźnie działają dobrze zorganizowane struktury PSL, które sam zresztą zakładałem. Gdy reaktywowaliśmy PSL po 1989 roku, to rozesłałem 200 zaproszeń, a na spotkanie założycielskie przyszły tylko trzy osoby. Gdy odchodziłem z PSL, organizacja lubelska liczyła 22 tys. ludzi. Te struktury były bardzo aktywne i pozostały lojalne wobec Stronnictwa. Ludzie pełnili funkcje i chcieli je przedłużyć.

Czyli zbudował pan struktury dla PSL, w Parlamencie Europejskim wzmocnił frakcję PiS, a sam został na lodzie?

Nie powiedziałbym tak. Byłem ministrem, członkiem rządu, posłem w kraju i Europie, a obecnie jestem radnym. Startowałem ostatnio z dalszych miejsc i choć sam nie zdobywałem mandatu, to zawsze kilka tysięcy głosów przynosiłem liście. Jestem spełniony politycznie i nadal działam. Obecnie mam więcej czasu na swoje hobby, organizuję od paru lat Przegląd Zespołów i Grup Kolędniczych, jestem radnym oraz pełnomocnikiem wojewody lubelskiego ds. kultury ludowej.

—rozmawiała Eliza Olczyk, dziennikarka tygodnika „Wprost"

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Jan Maciejewski: Granica milczenia
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Upadek kraju cedrów