Libertarianizm jest fundamentem sprawiedliwego ustroju i prawa

Indywidualizm nie prowadzi libertarian do egoizmu, instrumentalnego traktowania innych, ale przeciwnie – do afirmacji człowieczeństwa. Prawo zaś powinno umożliwić nam harmonijną koegzystencję, gdy będziemy realizować własne koncepcje szczęścia.

Publikacja: 04.05.2018 15:00

Libertarianizm jest fundamentem sprawiedliwego ustroju i prawa

Foto: Rzeczpospolita, Mirosław Owczarek

Indywidualizm i niezależność od wspólnoty noszą znamiona egoizmu – taki pogląd pojawia się ostatnio w czasopismach popularnonaukowych, różnych „laboratoriach idei", a nawet w prasie codziennej. W szczególności krytykowany jest w tym kontekście różnie rozumiany (często błędnie) libertarianizm, czyli ideologia oparta na absolutyzacji wolności i własności prywatnej, sceptyczna wobec nakładanych przez państwo ograniczeń. Głęboko się nie zgadzam z tą krytyką. Można bowiem odmiennie zapatrywać się na styl życia i zasady dobrze urządzonej wspólnoty; można także inaczej pojmować moralność i, w konsekwencji, dobrowolnie wyrzec się swobód ekonomicznych i obyczajowych; nie sposób jednak zaprzeczyć formalnym regułom sprawiedliwości, które proponują libertarianie. W mojej opinii wręcz trudno o myśl bardziej humanistyczną i społeczną, a przez to lepiej nadającą się na fundament sprawiedliwego ustroju i prawa.

By dowieść słuszności mojego stanowiska, odwołam się do tzw. filozofii Robinsona Crusoe, którą jeden z najważniejszych libertarian, Murray Newton Rothbard, uprawiał w „Manifeście libertariańskim" i „Etyce wolności". Zgodnie z tym modelem dopóki człowiek (niczym bohater powieści Daniela Defoe) odseparowany jest od innych, dopóty nie ma sensu rozprawiać o etyce, prawie, a nawet ekonomii. Dopiero pojawienie się na wyspie innych osób sprawia, że aktualne stają się pytania o podział dóbr i zasady współżycia. Bez życia społecznego i interakcji międzyludzkich nie ma ani libertarianizmu, ani tym bardziej jakiegokolwiek ustroju.

Rothbard dowodził, że uznanie ludzkiej autonomii jest rzeczą konieczną. Podmiotowość każdego człowieka, wyłączne i bezwzględne władztwo nad samym sobą i swoim postępowaniem, jest, zdaniem amerykańskiego filozofa i ekonomisty, jedynym racjonalnym rozwiązaniem problemu statusu jednostki.

Zwróćmy uwagę, jaką alternatywę oferują zwolennicy innych ideologii: domniemanie władzy jednego człowieka nad drugim (np. Crusoe jako niewolnik Piętaszka) albo współwładztwo ludzi nad sobą nawzajem (np. Crusoe posiadający cząstkową kontrolę nad Piętaszkiem, a Piętaszek cząstkową kontrolę nad Crusoe). Pierwsza z wymienionych opcji traktuje człowieka jako przedmiot, narzędzie w rękach. Żadna rozumna, czy też możliwa do obiektywnego uzasadnienia, doktryna nie może przystać na to rozwiązanie. Druga opcja zakłada zaś, że jakiekolwiek legalne działanie jednostki uwarunkowane jest aprobatą pozostałych członków wspólnoty. Jak jednak ją uzyskać, skoro Crusoe (wnioskujący o zgodę) miałby wówczas kompetencję do analogicznego zezwalania na działanie Piętaszka (wydającego zgodę). Piętaszek nie mógłby przecież udzielić zgody na działanie Crusoe, dopóki ów Crusoe nie udzieliłby mu wpierw zgody na udzielenie zgody. Mamy tutaj więc do czynienia z oczywistym absurdem logicznym – współwładztwo ludzi nad sobą nawzajem, czyli komunizm, jest formalnie niemożliwe. Komunizm zaś realizowany w praktyce, zawsze prowadzi do konfliktu: Crusoe żąda ryb od Piętaszka, na co Piętaszek zdecydowanie oponuje i domaga się, by to Crusoe przekazał mu kilka bochenków chleba. A skoro obaj mają nad sobą cząstkową władzę, argumenty każdego z nich niepozbawione są racji. W tym stanie rzeczy powinno być jasne, że szacunek dla rządów prawa i autonomii drugiego człowieka wymaga, by każdy był panem samego siebie. Jak pisał inny słynny libertarianin Robert Nozick, „są rzeczy, których ani żadna osoba, ani żadna grupa nie może nikomu zrobić (bez naruszania jego praw)". Dopiero po ustaleniu tego aksjomatu możemy przejść do szczegółowych rozważań na temat prawa, etyki czy ekonomii.

Sprawiedliwa własność

Owszem, libertarianizm jest ideologią radykalnie indywidualistyczną. Jednocześnie z uznania podmiotowości ludzkiej wyprowadza wniosek o zasadniczym znaczeniu – każdego obowiązuje zasada nieagresji. Żadna jednostka nie jest uprawniona do przemocy fizycznej wobec pozostałych. Jest to norma absolutna – obowiązuje wszystkich, zawsze i wszędzie. Nie wyklucza możliwości samoobrony (libertarianizm nie jest ślepy na fakt, że znajdą się ludzie bezrozumni, którzy nie zastosują się do opisywanej normy). Wskazuje jedynie, by nie zadawać cierpienia, nie szkodzić i nie krzywdzić drugiego. Jeżeli zatem wolność to wartość najwyższa i absolutna, to jest ona absolutna negatywnie, czyli ograniczona analogiczną wolnością pozostałych. Mam prawo posiadać broń palną, ale nie korzystać z niej, by napaść na sąsiada. Mogę wygadywać bzdury, ale nie domagać się, by inni musieli mnie słuchać itd. Indywidualizm nie prowadzi więc libertarian do egoizmu, rozumianego jako instrumentalne traktowanie innych, ale przeciwnie – do afirmacji człowieczeństwa. Prawo zaś powinno służyć zabezpieczeniu życia i wolności po to, by umożliwić nam wszystkim harmonijną koegzystencję, gdy będziemy realizować własne koncepcje szczęścia.

To właśnie owemu pokojowemu współistnieniu służy sprawiedliwie ustanowiona własność prywatna, w stosunku do której tytuły są jasno określone i do której nikt nie zgłasza uzasadnionych roszczeń. Jeżeli dobra zostały zawłaszczone w tzw. stanie pierwotnym (nawet dziś, po skolonizowaniu praktycznie całej Ziemi, napotykamy przecież przedmioty „niczyje"), pochodzą z samodzielnie wykonywanej pracy, darowizny, spadku bądź konsensualnej wymiany, to jest to własność bezsprzecznie sprawiedliwa.

Nie oznacza to wcale aprobaty dla kapitalizmu, będącego formą sojuszu wielkiego biznesu i państwa, ani tym bardziej dla bezwzględnej grabieży. Więcej nawet, libertarianizm nie wymaga, by działać efektywnie. Jeżeli właściciel ma taki kaprys, nic nie stoi na przeszkodzie, by założył na swojej działce socjalistyczną spółdzielnię pracy albo płacił swoim pracownikom wynagrodzenie dwa razy wyższe, niż wynoszą stawki rynkowe. Dopóki rozporządza swoim majątkiem i nie narusza podstawowych praw innych ludzi, może do woli kształtować własny model życia.

Postulowane przez libertarian poważanie własności prywatnej oznacza więc tylko tyle, co chrześcijańskie: nie kradnij. Zwróćmy przy tym uwagę, jak bardzo „społeczna" jest, zdaniem zwolenników omawianej ideologii, własność prywatna. Już sam mechanizm wolnego rynku to narzędzie powiększania społecznego dobrobytu i wyświadczania sobie przysług. Jeżeli wymieniam dwa złote na butelkę wody mineralnej, to tylko dlatego, że dla mnie napój jest wart więcej niż pieniądze w portfelu; dla sprzedawcy zaś – odwrotnie, to zarobek jest celem podejmowanego działania. W przeciwnym razie czynność byłaby nam obojętna: ja nie podejmowałbym trudu wyprawy do sklepu, ekspedient nie zaprzątałby sobie głowy uruchamianiem kasy fiskalnej. Obaj dobrowolnie działamy nie tylko na rzecz własną, ale i drugiej osoby. Co więcej, jesteśmy sobie za tę współpracę szczerze wdzięczni. Nie ma przypadku w tym, że zarówno klienci, jak i sprzedawcy żegnają się słowami „Dziękuję, do widzenia". Trudno o ideę bardziej pokojową i cywilizowaną, zgodną nawet z chrześcijańskim pojęciem miłosierdzia (co w głośnym wykładzie dla Instytutu Actona pt. „Capitalism is about love" wyraził anarchokapitalista Jeffrey Tucker).

Rzekomy egoizm

Nawet w nurcie obiektywistycznym, zapoczątkowanym przez słynną powieściopisarkę Ayn Rand – notabene odżegnującą się od libertarianizmu i przez wielu libertarian krytykowaną – indywidualizm nie prowadzi nigdy do pogwałcenia statusu drugiego człowieka. Owszem, autorka „Atlasa zbuntowanego" rozprawiała o „cnocie egoizmu". Czyniła to jednak nieco prowokacyjnie, w zaprzeczeniu do „przymusu altruizmu", czyli narzucanego jednostce solidaryzmu społecznego.

Egoizm Rand to nie apoteoza nietzscheanizmu, lecz zaledwie uznanie ludzkiej podmiotowości. W tej wizji człowiek nie ma żadnych zobowiązań wobec pozostałych, poza poszanowaniem ich negatywnych praw i wolności oraz tych ciężarów, które dobrowolnie na siebie przyjmie. W szczególności nie jest nikomu dłużny pomocy czy poświęcenia. Nie oznacza to oczywiście, że w imię rozpoznawanych przez samego siebie celów i wartości nie zdecyduje się na postępowanie skierowane na bliźnich.

Łatwo wyobrazić sobie na przykład nauczyciela akademickiego, który czerpie satysfakcję z pracy dydaktycznej w zakresie, w jakim nie jest to przewidziane obowiązkami na uczelni; albo działacza społecznego, który przedkłada niesienie pomocy nad dobrze płatny etat w korporacji. W skrajnym przypadku przywołać można zaś matkę, gotową poświęcić życie dla ratowania dziecka. Człowiek jest przecież istotą społeczną (Rand wielokrotnie powoływała się na Arystotelesa!), spełnienie znajdzie więc w kontaktach z ludźmi. Nawet jeśli formalnie każdy ma prawo być nieczuły na potrzeby innych, to trudno wyobrazić sobie, by ktokolwiek chciał z kimś takim dzielić życie. W każdym z podanych przykładów jednostka sama wyznacza sobie jednak cele i wartości. Nie są one narzucane jej z zewnątrz, przez wspólnotę czy państwo. I to właśnie do swobody wyznaczania sobie owych celów i wartości sprowadza się rzekomy egoizm libertarian.

Harmonijne wspólnoty

W konsekwencji libertariański indywidualizm rzeczywiście oznacza prawo do prowadzenia życia według uznanych przez siebie reguł. Nie prowadzi to jednak do upartego egzystowania na przekór większości, lecz do możliwości organizowania się we wspólnoty przez wyznających podobne ideały. Dynamika społeczna, której niepodobna przecież zaprzeczyć, pozwala nam tworzyć koła naukowe, stowarzyszenia, kluby czy grupy różańcowe. W zależności od tego, czy wyżej cenimy studia nad prawem własności intelektualnej, udział w koncertach hardcore-punk, uprawianie amatorskiego boksu czy modlitwę, chcemy i możemy dzielić się tymi doświadczeniami z bliskimi. Jest przecież czymś naturalnym, że na spotkania poświęcone doktrynie Edmunda Burke'a umawiają się przyjaciele konserwatyści, a rodziny zakładają ludzie o stosunkowo podobnych zapatrywaniach. W projektowanej przez libertarian utopii – czy to państwie minimalnym czy stanie bezpaństwowym – ludzie organizowaliby się właśnie w takich wspólnotach, łączących wyznających podobne wartości. W wizji tej byłoby więc miejsce zarówno dla społeczności złożonych ze zwolenników społecznej gospodarki rynkowej oraz rozdziału kościoła i państwa, jak i wiernych korporacjonizmowi oraz nauczaniu Kościoła katolickiego. Wspólnoty te harmonijnie koegzystowałyby ze sobą, nie narzucając swojej woli pozostałym, a najwyższym wyrazem wolności byłyby tu samorządność i możliwość migracji między poszczególnymi porządkami.

Libertarianizm jest filozofią szczególnie popularną wśród ludzi młodych. Przyczyny tego zjawiska upatrywałbym nie w młodzieńczej fantazji, lecz w tym, że pokolenia współczesnych 20- i 30-latków potrzebują innego uzasadnienia dla ustanawianych norm niż odwołanie się do tradycji, autorytetu czy siły. Nikt nie ma chyba wątpliwości, że współżycie społeczne wymaga pewnego ograniczenia swobód. Jeżeli jednak jakiekolwiek zakazy, nakazy czy obowiązki mają być przez młodych zaakceptowane, wpierw muszą zostać im w sposób racjonalny wytłumaczone. Bez wątpienia jest to wielkie wyzwanie, jako że o społeczną legitymizację ograniczenia wolności znacznie trudniej w społeczeństwie informacyjnym i sieciowym, w społeczeństwie ludzi wykształconych oraz tak cudownie różnorodnych.

I tu szczególnie widać w pełni intelektualną atrakcyjność libertarianizmu. Ideologia ta nie dostarcza gotowych odpowiedzi. Nie jest ani lewicowa, ani prawicowa. Wskazuje zaledwie, że wystarczy respektować cudzą wolność, by móc żyć nieniepokojonym i wedle własnych upodobań. Można się z tą wizją zgadzać bądź nie, wreszcie można – i chyba nawet należy – wątpić w pełną możliwość jej realizacji, ale trudno odmówić jej poszanowania drugiego człowieka. Postawa ta, jakże różna od tak dziś powszechnej pretensji do narzucania innym wyznawanej przez siebie ideologii, jest prawdziwie społeczna. Znamionuje humanizm, a nie egoizm.

Autor jest radcą prawnym, członkiem OIRP w Warszawie oraz adiunktem w Katedrze Historii Doktryn Polityczno-Prawnych na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Indywidualizm i niezależność od wspólnoty noszą znamiona egoizmu – taki pogląd pojawia się ostatnio w czasopismach popularnonaukowych, różnych „laboratoriach idei", a nawet w prasie codziennej. W szczególności krytykowany jest w tym kontekście różnie rozumiany (często błędnie) libertarianizm, czyli ideologia oparta na absolutyzacji wolności i własności prywatnej, sceptyczna wobec nakładanych przez państwo ograniczeń. Głęboko się nie zgadzam z tą krytyką. Można bowiem odmiennie zapatrywać się na styl życia i zasady dobrze urządzonej wspólnoty; można także inaczej pojmować moralność i, w konsekwencji, dobrowolnie wyrzec się swobód ekonomicznych i obyczajowych; nie sposób jednak zaprzeczyć formalnym regułom sprawiedliwości, które proponują libertarianie. W mojej opinii wręcz trudno o myśl bardziej humanistyczną i społeczną, a przez to lepiej nadającą się na fundament sprawiedliwego ustroju i prawa.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Kryminalna „Krucjata” zawędrowała z TVP do Netflixa. Miasto popsutych synów
Plus Minus
Emilka pierwsza rzuciła granat
Plus Minus
„Banel i Adama”: Świat daleki czy bliski
Plus Minus
Piotr Zaremba: Kamienica w opałach
Plus Minus
Marcin Święcicki: Leszku, zgódź się