Jak co roku odbywa się rytualna już w Polsce debata nad laickimi, pozbawionymi jakichkolwiek odniesień religijnych życzeniami na zimowe dni między 24 grudnia a 2 stycznia. Jedni oburzają się na ten fakt, ubolewają, że ruguje się chrześcijańską symbolikę, lub naśmiewają się z tego, że politycy, biznesmeni czy liderzy opinii świętują coś, czego nie uznają. Inni zachwycają się inkluzywnymi życzeniami, otwartością i wskazują na konieczność tolerancji dla tych, którzy Bożego Narodzenia nie świętują, a chcą spędzić miły czas z rodziną i obdarować się prezentami.
W tym roku rytualną debatę zdominował plakat miasta Warszawy i wewnętrzne zalecenia (odwołane już) Komisji Europejskiej dotyczące „stosowania niewykluczającego języka" w świątecznych życzeniach i komunikatach. O estetyce plakatów świątecznych dyskutować nie będę. Jednym się one podobały (na przykład mnie), innym zdecydowanie nie (mojej żonie). Na zimno rzecz ujmując, politycznie Rafał Trzaskowski też osiągnął swój cel, bo o plakatach mówiono wszędzie, a on sam ponownie został uznany za lidera laickich zmian.
Zalecenia Komisji trzeba ocenić inaczej. Ostro skrytykował je nawet papież Franciszek i stały się kolejnym dowodem na chrystianofobię instytucji unijnych. Niezależnie od intencji ich autorów – poniosły one klęskę i nie pozostało nic innego, jak się z nich wycofać. To jednak, że wycofała się z nich Komisja Europejska, w niczym nie zmienia faktu, że jak co roku część z ambasad, instytucji, a także firm i tak wysyła życzenia inkluzywne, w których odniesienia religijne nie sposób już odnaleźć. I ani religijne wzmożenie tego procesu nie zwolni, ani laickie naciski raczej go nie przyspieszą, bo jego źródeł trzeba szukać w procesach w znacznym stopniu niezależnych od bieżącej polityki.
Czytaj więcej
Kilka dni temu skończyłem czytać „Problem winy" Karla Jaspersa. Wykłady, które składają się na tę niewielką w gruncie rzeczy książkę, niemiecki filozof i psycholog pisał tuż po II wojnie światowej. On sam przeżył ją na wygnaniu wewnętrznym, pozbawiony pracy, wystawiony na nieustanne niebezpieczeństwo związane z żydowskim pochodzeniem jego żony. To opowieść o winie, odpowiedzialności, konieczności rozliczenia się przez Niemców z doświadczenia III Rzeszy.
Świąteczny fast food
Religijny wymiar Bożego Narodzenia jest w pewnym sensie ofiarą własnego sukcesu. Święto to zdobyło świat. Kolorowe światełka, wielkie pięknie udekorowane choinki, krasnale w czerwonych czapach, uchodzące za św. Mikołajów, w towarzystwie śnieżynek i reniferów, śnieg – to wszystko znaleźć można w każdej niemal części świata. Ani Izrael, ani nawet kraje muzułmańskie nie są wolne od wpływu tego święta. Jego symbole – często już od dawna pozbawione znaczenia religijnego – są wszędzie. W sklepach pełno jest swetrów, T-shirtów, skarpetek i piżam z motywami zimowymi (co w istocie oznacza świątecznymi). Reniferki, Santa Clausy, a ostatnio Grinche można znaleźć w każdej możliwej odmianie. Z głośników – zarówno radiowych, jak i sklepowych – już od listopada sączy się „Last Christmas" czy „All I want for Christmas". Nie ma też co ukrywać, że ludzie to kupują.