Pytanie o ulubionych autorów jest dla mnie trudne, bo jest ich cały legion. Jedną z fundamentalnych dla mnie postaci jest amerykański psycholog i filozof James Hillman. Był uczniem Junga, ale niewiernym, w jungowskich kręgach postrzeganym jako heretyk. Hillman to jeden z nielicznych psychologów, który ucieka od normatywności w myśleniu o psychice. Innym ważnym dla mnie myślicielem jest Emil Cioran. Uważa się go za pesymistę, ale dla mnie to ultrarealista. Wpłynął na mnie też René Girard. Zawsze interesowali mnie twórcy z pogranicza, którzy nie wpisywali się jednoznacznie w żaden gatunek czy dyscyplinę, a zarazem mieli odwagę myśleć radykalnie, w poprzek schematom – ci trzej z pewnością spełniają te kryteria.
Na tej liście nie może zabraknąć mojego nauczyciela i przyjaciela Bohdana Chwedeńczuka – jego eseistyka filozoficzna to majstersztyk. Muszą się tu znaleźć także Lawrence Durrell, William Styron, Fiodor Dostojewski, Shirley Jackson, ale też Stephen King oraz Clive Barker.
Moja nowa książka „Ucieczka od bezradności" opowiada o tym, że dzisiejsza kultura wpaja nam, że możemy być każdym, a wszelkie ograniczenia są jedynie w naszych głowach, przekonuje, że człowiek jest w stanie pokonać każdą barierę. W takiej kulturze niewiele jest miejsca na doświadczenie żałoby, rozpaczy czy bezradności właśnie. Moja książka się o takie miejsce upomina.
Z filmu na pierwszym miejscu wymienię „Stowarzyszenie Umarłych Poetów", które moim zdaniem jest w równym stopniu krytyką konserwatyzmu, jak i idealistycznego przekonania, że wszystko jest możliwe. Mądry i piękny film. Z telewizji wskazałbym „Latający cyrk Monty Pythona". Dzieło geniuszu, które po 50 latach ani trochę się nie zestarzało.
Muzyka jest dla mnie bardzo ważna, począwszy od klasycznej przez jazz, zwłaszcza nowoorleański, (Sidney Bechet!), aż po tzw. muzykę rozrywkową. Z tej ostatniej od lat miejsce pierwsze zajmuje u mnie Enrique Bunbury, genialny artysta pochodzący z Hiszpanii, w latach 90. lider słynnej grupy Heroes del Silencio. Niesamowity talent poetycki i muzyczny. Wciąż wysoko, ale już nie tak jak kiedyś, plasuje się też na mojej top liście Depeche Mode. To nie tylko muzyka – to cały światopogląd. Uwielbiam także Marca Almonda, byłego lidera Soft Cell. Ale całe dzieciństwo upłynęło mi przy dźwiękach utworów Jacka Kaczmarskiego, który – choć to postać także mroczna i tragiczna – potrafił w języku ująć wszystko, a jego śpiew miał nieprawdopodobną siłę.