„Niewiele. Z podniebnego lotu obudziliśmy się potłuczeni i nieco skacowani. „Sentymentalna panna S.", za którą wielu gotowych było oddać życie – i niektórzy je oddawali – okazała się nieponętnym i kłótliwym babskiem, a cnotę straciła byle jak, z byle kim, bez przyjemności, bez pożytku. (...) Przydarzył nam się jedynie piękny sen. Obudziliśmy się w świecie niesolidarnym i tak już zostanie". Brutalne i gorzkie słowa. Podobnie jak i sama wizja naszych cywilizacyjnych osiągnięć oraz kondycji moralnej. Zabolały, zwłaszcza że wychodzą spod pióra Surdykowskiego.
Czy ma prawo do takiej konstatacji w tekście pisanym w 41. rocznicę podpisania Porozumień Sierpniowych? Bez wątpienia. Nie można tego prawa odmówić człowiekowi z jego życiorysem. Był naocznym świadkiem tamtej historii. Obecny w stoczni, wspierający robotników. Represjonowany przez komunistów. Nie tylko dał się uwieść sentymentalnej pannie S., ale ślubował jej dozgonną miłość. I wytrwał w niej po swojemu do dziś, choć to dla niego dziś „kłótliwe i stare babsko". Ma więc prawo do tych słów, ale czy są czymkolwiek więcej niźli emocjonalną skargą zgrzybiałego już nieco kawalera, który na miłość życia spogląda przez grube szkła okularów?
Czytaj więcej
Nie lubię modnego określenia „polityka historyczna". W historii liczy się dociekanie prawdy, a wobec polityki jest ona bezbronna.
Owszem, panna młoda po latach jest brzydka i kulawa. Nie pachnie już tak fiołkowo jak przed pół wiekiem. Ale czy w istocie nie żyje? A może tak musiało być, a Surdykowski pada ofiarą własnej metafory. Życie ludzkie to proces degradacji i umierania; młoda panna jest z góry skazana na starość, brzydotę, ślepotę i demencję. Nie da się po prostu inaczej. Takie jest życie i Surdykowski wie to doskonale. Tyle że w ocenie jej egzystencji nie liczy się tylko i wyłącznie żałosny koniec. Ważne jest, jaka była w młodości i wieku dojrzałym. Co dała ludzkości, co dała współczesnym, jakie ma dzieci i czy choć odrobinę może być z nich dumna.
Czy tamta Solidarność może być dumna z Polski? Niech ktoś powie, że nie. Koszmar PRL-u może być uroczym obrazkiem tylko dla ludzi bez krzty krytycyzmu i – jak to pisze Surdykowski – pachołków starego reżimu. Owszem, w wieku dojrzałym z przyjemnością wraca się do wyrysowanych pastelami obrazków młodości. Sentyment, nic więcej. I właśnie dlatego nie może przysłonić realnego obrazu totalitarnej przeszłości kraju nad Wisłą.