Podobnie zdają się rozumować znani badacze Holokaustu, którzy – według izraelskiej gazety „Haarec” – skrytykowali przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Jerzego Buzka za to, że porównał w swoim wystąpieniu w Auschwitz ludobójstwo nazistowskie i komunistyczne. Wymieniając stalinowskie i hitlerowskie zbrodnie przeciw ludzkości, Buzek rzekomo zatarł i zaciemnił znaczenie Holokaustu. Czyżby?

Przede wszystkim buntuję się przeciw coraz bardziej powszechnej zgodzie na karanie za kłamstwo oświęcimskie. Wolność słowa to wartość podstawowa. Współczesne państwo, posyłając do więzienia ludzi zaprzeczających Holokaustowi, występuje w roli inkwizytora. Samo podważa własne fundamenty. Liberalna tradycja opiera się na zaufaniu do zdrowego rozsądku i racjonalności jednostek. Dlaczego w tym jednym przypadku – zbrodni na Żydach – ma być inaczej? Dlaczego nie wystarczą zdrowy rozum i obyczaje, by radzić sobie z kłamcami?

Wbrew twierdzeniom węgierskiego politologa wcale nie uważam, że „negowanie Holokaustu” jest czynem wyraźnie określonym. Czy chodzi tu w ogóle o zaprzeczanie masowej zbrodni na Żydach? Wszakże ludzi, którzy to robią, nie sposób traktować poważnie. Nakładając na nich kary, przydaje się ich głupocie dodatkowej wartości. Ale może chodzi o tych, którzy badają rozmiar zbrodni i liczbę ofiar? Albo też tych, którzy starają się ową zbrodnię wyjaśnić, szukając kontekstu? Właśnie niewyraźność czynu powinna automatycznie prowadzić do rezygnacji z chęci karania go.

Być może jednak kluczem do zrozumienia całej sprawy jest osobliwa niechęć części Żydów do zrównywania zbrodni komunizmu i nazizmu. Tak jakby jedna kategoria niewinnych ofiar i pamięć o nich miała być lepiej chroniona niż inne. Jakby zamordowani przez nazistów Żydzi byli bardziej niewinni i lepsi niż zamordowani przez komunistów kułacy czy inteligenci. Niewinność wszakże nie podlega dzieleniu. To jest właśnie doświadczenie ludzi z Europy Środkowo-Wschodniej, którzy poznali oba zbrodnicze reżimy. I dlatego w dokonanym przez Jerzego Buzka zrównaniu nazizmu i komunizmu nie widzę nic nagannego. Ba, przeciwnie: to wyraz solidarnej pamięci o wszystkich ofiarach. Byłoby dobrze, gdyby żydowscy historycy domagający się wrażliwości dla swej pamięci wykazali jej nieco więcej wobec innych.

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/lisicki/2010/02/26/jedna-zbrodnia-dwie-miary/]blog.rp.pl/lisicki[/link]