Wojna generała

Skrzypczak: amerykańscy komandosi przywozili nam skatowanych cywilów

Publikacja: 10.04.2010 03:53

Gen. Waldemar Skrzypczak

Gen. Waldemar Skrzypczak

Foto: Fotorzepa, BS Bartek Sadowski

Trzej Irakijczycy byli nieludzko pobici, związani w pęczek. Kiedy amerykańscy komandosi dostarczyli ich do polskiej bazy „na przechowanie”, nasi dowódcy byli przerażeni. – Przecież oni umrą. Będzie afera, że stało się to u nas. Ludzie dostaną szału, jak ich zobaczą. Pomyślą, że to myśmy ich skatowali – nie kryli obaw.

Świadkiem tej historii był generał Waldemar Skrzypczak, były dowódca polskiego kontyngentu w Iraku w 2005 r., a do zeszłego roku kierujący Wojskami Lądowymi. Sprawę ujawnia w biografii „Moja wojna”. Skrzypczak sam telefonował do gubernatora Hilli, wyjaśniając, że nasze wojsko jest niewinne. Dowódcy obawiali się, że miejscowi zechcą się mścić na naszych żołnierzach. Sprawa została załatwiona. Irakijczycy przeżyli. Nikt nie pomyślał, że to wina Polaków.

Kolejny przypadek był drastyczniejszy. Amerykańscy komandosi z jednostki ODA przekazali Polakom dwóch nastolatków. Pierwszy miał rozległe obrażenia wewnętrzne. Zrywał wenflony, nie dawał się zbadać, wył z bólu. Po dwóch dniach zmarł. Generał zatelefonował do amerykańskiego dowódcy korpusu generała Johna Vinesa. Dwie godziny później po ciało przyleciały śmigłowce. Generał pytał potem Amerykanów, dokąd zabrali zwłoki. Mówili, że do USA, by zrobić sekcję i wszcząć śledztwo.

Drugiego nastolatka po jakimś czasie Amerykanie pozwolili uwolnić – oznaczało to, że nic przeciw niemu nie mają. Był młodym sunnitą. Wraz z kolegą został uprowadzony przez szyitów i przekazany żołnierzom z ODA.

Nie tylko rebelianci i amerykańscy komandosi byli kłopotem dla polskiego kontyngentu. Generał zdradza, że musiał ukrywać akcje bojowe swoich żołnierzy. Dlaczego? Przełożeni chcieli tylko dobrych wiadomości z Iraku. Choć oddziały się biły, na papierze wokół baz panował spokój, a wojsko było bezpieczne.

– Nie mówiłem więc o akcjach ofensywnych, tylko o… patrolach. Nie mówiłem o zabitych rebeliantach, bo zamiast walczyć, musiałbym odpowiadać na dziesiątki pytań: A dlaczego zabity? Z jakiej broni? – tłumaczy.

W biografii dowódca pisze też o błędach popełnionych w Afganistanie, o układach panujących w Sztabie Generalnym i strachu generałów przed politykami.

Waldemar Skrzypczak to jeden z najzdolniejszych oficerów. Odszedł z armii jesienią 2009 r. Wzburzony po śmierci żołnierza w Afganistanie, skrytykował biurokratów z MON, którzy – jego zdaniem – nie byli w stanie zapewnić sprzętu na wojnę.

Trzej Irakijczycy byli nieludzko pobici, związani w pęczek. Kiedy amerykańscy komandosi dostarczyli ich do polskiej bazy „na przechowanie”, nasi dowódcy byli przerażeni. – Przecież oni umrą. Będzie afera, że stało się to u nas. Ludzie dostaną szału, jak ich zobaczą. Pomyślą, że to myśmy ich skatowali – nie kryli obaw.

Świadkiem tej historii był generał Waldemar Skrzypczak, były dowódca polskiego kontyngentu w Iraku w 2005 r., a do zeszłego roku kierujący Wojskami Lądowymi. Sprawę ujawnia w biografii „Moja wojna”. Skrzypczak sam telefonował do gubernatora Hilli, wyjaśniając, że nasze wojsko jest niewinne. Dowódcy obawiali się, że miejscowi zechcą się mścić na naszych żołnierzach. Sprawa została załatwiona. Irakijczycy przeżyli. Nikt nie pomyślał, że to wina Polaków.

Plus Minus
„Przyszłość”: Korporacyjny koniec świata
Plus Minus
„Pilo and the Holobook”: Pokojowa eksploracja kosmosu
Plus Minus
„Dlaczego umieramy”: Spacer po nowoczesnej biologii
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Małgorzata Gralińska: Seriali nie oglądam
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Plus Minus
„Tysiąc ciosów”: Tysiąc schematów frajdy
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne