Love story przy biurku

Zwykle ma smak zakazanego owocu. Czasem kończy się ślubem, częściej rozwodem, najczęściej psychoterapią. Romans w pracy dla otoczenia i samych zainteresowanych ma moc destrukcyjną

Publikacja: 20.10.2007 02:51

Love story przy biurku

Foto: Rzeczpospolita

Dla tego dreszczu emocji, który przebiega przez skórę, gotowi są zaryzykować wszystko. Jerzy, 37-letni prawnik, były pracownik znanej amerykańskiej kancelarii, z puszką piwa w ręku robi bilans życia. W pozycji straty może wpisać: kochającą żonę, trójkę dzieci, pieniądze, plan budowy domu pod miastem, teściów, którzy pomagali, wakacje za granicą, dobry samochód. Szczęśliwą „małą stabilizację“ na miarę lat 90. Jak ocenia z dzisiejszej perspektywy: życie jak w bajce. – Ale od dnia, kiedy zobaczyłem tę dziewczynę, wiedziałem, że będę miał kłopoty – przyznaje.

Była nową asystentką, świeżo po studiach prawniczych, bez aplikacji. Po dwóch miesiącach w jednym pokoju i nieustannie krążących wokół niej myślach podjął grę. Zaprosił ją na lunch. Tak się zaczęło.

Z badań, jakie dla portalu internetowego Gazeta Praca przeprowadziła pracownia SMG/KRC, wynika, że prawie jedna trzecia pracujących Polaków spotkała się z przypadkami romansów w pracy. Zdumiewające jest jednak, że akceptuje je aż 48 procent badanych. W dyskusji, która rozgorzała w Internecie po opublikowaniu wyników, padały głosy, że zabrakło pytania, czy akceptowałbyś biurowy romans, gdyby jednym z jego uczestników był życiowy partner. Zdaniem Mieczysława Jaskulskiego, licencjonowanego psychologa z Laboratorium Psychoedukacji, na wynik badań mogło wpływać to, że osoby, które same przeżyły lub chciałyby przeżyć romans w pracy, maskują poczucie nieprzyzwoitości. Tak jak w przypadku przekraczania prędkości na drodze czy niepłacenia podatków.

Uniwersalny portret psychologiczny „pracowego“ kochanka nie istnieje. Może nim zostać człowiek bardzo młody lub starszy. Samotny, rozwiedziony, żyjący w stałym związku. Łączy ich jedno: odczuwalna pustka w życiu emocjonalnym. W miejscu pracy – bardziej lub mniej świadomie – postanawiają ją wypełnić. Single szukają żon i mężów, partnerów na resztę życia. Osoby z problemami w związkach – rekompensaty za nieudane życie rodzinne. Zaspokajają emocjonalny głód.

Wykwit biurowej miłości, zdaniem socjologa z Collegium Civitas prof. Hanny Palskiej, przypadał jednak na czas PRL. To wtedy praca, która często sprowadzała się do odsiedzenia ośmiu „dupogodzin“, wprost kusiła, by poszukać rozrywki. W rytualnym piciu wódki, grzybobraniach, delegacjach i dansingach. Tak samo, jak we wczasowych romansach, których klimat uchwycił Wojciech Młynarski w piosence o pannie Krysi. Obowiązujący w latach 90. nowy styl życia zakładał pracę po kilkanaście godzin na dobę. I właściwie żadnego życia prywatnego. Jeżeli imprezy, to tylko biurowe lub w gronie kolegów z pracy. Firmy siłą rzeczy musiały się zamienić w wielkie biura matrymonialne. Duże koncerny stwarzają bowiem nieograniczone możliwości: kontakty zawodowe z wieloma ludźmi, spotkania w zakładowej kuchni czy stołówce, imprezy integracyjne, delegacje.

W „Dzienniku Bridget Jones“, Biblii feministek lat 90., główna bohaterka, samotna kobieta po trzydziestce, szuka stałego związku. Zauważa to i wykorzystuje szef Daniel Cleaver, podrywając ją nowocześnie – metodą mejlową. „Do Jones. Najwyraźniej zapomniałaś spódnicy. W Twojej umowie o pracę jest chyba jasno powiedziane, że personel winien być cały czas kompletnie ubrany“. Bridget daje odpór, twierdząc, że spódnica, choć skąpa, istnieje. Jej szef upiera się jednak, że „jest bezdyskusyjnie nieobecna. Czy jest chora?“ – pyta, dając początek biurowemu romansowi. Typowemu – bez zobowiązań. „Koleżeńska“ namiętność, tak w książce, jak i w życiu, jest trudna do ukrycia. Wcześniej czy później prawda wychodzi jak szydło z worka. Bo inni pracownicy składają ledwo dostrzegalne elementy w logiczną całość.

On wychodzi, ona nagle znika. Pojawiają się razem na ulicy. Ktoś widzi, jak podwożą się do pracy i ona wysiada przecznicę dalej. Ktoś inny kojarzy daty na wnioskach urlopowych lub wspólny stan uzyskanej opalenizny. Plotki zaczynają się przy papierosie. I tylko zainteresowanym może się wydawać, że ich romans jest przezroczysty. Trudno jednak nie zauważyć objawów zauroczenia, gdy partnerzy zaczynają przychodzić do pracy przede wszystkim po to, by spotkać się z partnerem. Wszystko inne schodzi na plan dalszy. Ale psychologowie ostrzegają: nie należy nigdy mylić ról.

– W sferze profesjonalnej i prywatnej jesteśmy nastawieni na myślenie w innych kategoriach – wyjaśnia Aleksander Teisseyre, psycholog z Instytutu Psychoimmunoligii. – W życiu zawodowym powinniśmy się skupiać na wykonywaniu zadań, wywiązywaniu się z zobowiązań, działaniu dla wspólnego dobra. Tu monetą wymienną jest pieniądz. W świecie prywatnym budujemy głębsze związki. Tu monetą jest miłość. Zdaniem Teisseyre już Freud twierdził, że praca i miłość to filary życia dojrzałego człowieka. Ale nie powinno się ich ze sobą mieszać, bo rządzą się innymi prawami. Dlatego proponuje rozwiązanie najprostsze: jeden rodzaj relacji z jedną osobą. Ktoś jest dla nas mężem, ktoś narzeczonym, przyjacielem, kolegą z pracy i pracodawcą. Gdy te role zaczynają na siebie nachodzić, warto je uporządkować. Czyli, nie rezygnując z uczucia, zmienić pracę. Na przykład, jeśli damy pierwszeństwo uczuciu i partnerstwu, dobrze zrezygnować z roli koleżanki, szefa czy podwładnego tej samej osoby. Warto wziąć pod uwagę zmianę pracy.

Jednak czasem się zdarza, że nowego zajęcia muszą sobie szukać nie kochankowie, lecz ich podwładni lub koledzy. Mariusz, były pracownik międzynarodowej korporacji, opowiada: – Naszym szefem był Szwajcar, który miał w biurze romans. Partnerka pracowała w pionie finansowym, była jego prawą ręką. Najgorsze były weekendy, bo on w piątek wsiadał w samolot i wracał do siebie, a ona przejmowała rolę nadzorcy. Choć znała się tylko na księgowości, wtrącała się we wszystko. A my i tak sami z siebie spędzaliśmy w pracy po kilkanaście godzin, by odnieść sukces. Jej uwagi i nadzór upokarzały zespół. W końcu Mariusz zdecydował się na otwartą rozmowę. – Powiedziałem szefowi: ona albo ja. „No to ty“ – odpowiedział. W ten sposób Mariusz stracił pracę.

Romans, zwłaszcza z udziałem osoby na szczeblu zarządzającym, może oznaczać, że korporacja przekształca się w firmę niemal rodzinną. – Dwoje ludzi to już koalicja – wyjaśnia prof. Palska. Siła wspólnych emocji jest destrukcyjna i dla firmy. Pracownicy w miłosnej grze zajmują bowiem pozycję pionków na szachownicy. Przy ich ocenie kompetencje mogą zejść na dalszy plan. Ważne jest pilnowanie, by nic złego nie stało się związkowi. – On pojawia się kilka razy w tygodniu, choć pracownicy zatrudnieni na jego szczeblu bywają tu nie częściej niż raz na miesiąc – opowiada pracownik dużej korporacji finansowej. – Gdy wchodzi do gabinetu szefowej, w zamku przekręca się klucz. A potem wszyscy spuszczamy głowy, szukamy sobie przypadkowych zajęć. Jej pokój zamiast ścian ma mleczne szyby. Siłą rzeczy obserwujemy chiński teatr cieni. Tak jest od ponad roku.

Sytuacja w tym biurze obfituje w nieoczekiwane zwroty akcji. Zaskakująco szybki awans kochanka, zatrudnienie na stanowisku asystentki jego siostry. Zepchnięcie do innego, mniej prestiżowego działu przyjaciółki, której od początku związek się nie podobał. W innym biurze zdarzało się już, że on kupował dla niej kosze róż. Ona za nie rozliczała rachunki. Romans w pracy może co innego oznaczać dla mężczyzn, co innego dla kobiet.

Dla mężczyzn istotniejszy jest awans i wynagrodzenie, dla kobiet relacje z drugim człowiekiem – wynika z badań, które w styczniu br. przeprowadził TNS OBOP. Te odmienne postawy widać także w romansach. – Pracowaliśmy w jednym zespole, w którym to ja byłam bezapelacyjnie liderką – opowiada Anna, pracownik jednej z firm medialnych. Gdy nawiązała romans ze swoim kolegą, poświęciła czas na budowanie domu. Jednak gdy ona prasowała koszule i gotowała obiady, on starał się nadrobić dzielący ich w pracy dystans. Po wspólnym wyjściu z firmy potajemnie tam wracał, by jeszcze popracować. Każdy jej sukces był jego porażką. – Zaczął mi wmawiać, że jestem słaba. Zmieniłam pracę. Wkrótce potem się rozstaliśmy. Na odchodne powiedział mi, że najmocniej kręciła go ta rywalizacja. Że uwiódł mnie, bo chciał mnie pokonać – mówi Anna.

Romansom osób wolnych otoczenie zwykle życzliwie kibicuje. On sam, ona sama – jest nadzieja, że ułożą sobie wspólnie życie. A miłość uskrzydla. Pracy poświęcają więcej czasu, są niezmordowani. Z chęcią zostają po godzinach, zarywają weekendy dla wspólnie wykonywanych zadań. Pracodawca zaciera ręce. Jednak gdy w romans wdają się osoby pozostające w stałych związkach, sprawa przestaje dotyczyć tylko dwojga. – Praca jest dogodnym terytorium takich spotkań, bo z czasu poświęcanego na ten obowiązek małżonkowi trudno jest tę drugą osobę rozliczać – zauważa Mieczysław Jaskulski. Więc latami potrafią tkwić w dylemacie, który związek wybrać. – To problem pary. Tej, która tworzy rodzinę, i tej, która została w pracy. W tę sytuację są zaangażowani wszyscy. Jest on, ona i ten trzeci. Każdy doznaje dyskomfortu, bólu, zranienia – ocenia Teisseyre.

– To się stało, trwało trzy miesiące – opowiada o swym romansie 30-letnia Monika, pracownik w zachodnim banku. – Cieszę się, że znalazłam w sobie tyle sił, by to przeciąć. Wobec męża, który o niczym nie wie i się nie dowie, mam wyrzuty sumienia. Ale czy szukałabym tego, co dostałam od tamtego mężczyzny, gdybym miała to w swoim związku?

Zdaniem Jaskulskiego w trójkątach i czworokątach mamy do czynienia z deformacją sfery przyzwoitości i winy. – Zdrada jest sygnałem głębokich zaburzeń w związku. Jedna ze stron lub nawet obie szukają w ten sposób zmniejszenia napięcia – ocenia. Niedojrzałe zachowanie przywodzi na myśl dzieci bawiące się razem we wspólnej piaskownicy, którym oczywiste wydaje się przeprowadzka do innego miejsca zabaw, gdy kolega nie daje pożądanej zabawki.

Psychologowie powtarzają: związek trzeba szanować. I nie wchodzić w następne relacje, jeśli nie uporządkowało się poprzednich. – Romans biurowy się zegalitaryzował – zauważa prof. Hanna Palska, socjolog z Collegium Civitas. W obowiązującym do niedawna modelu patriarchalnym, gdy mężczyzna szedł do pracy, kobieta pilnowała domu, to on miewał przygody pozamałżeńskie. Teraz, gdy kobiety także pracują, na równi z mężczyznami miewają tzw. przygody. Co więcej, te z wysoką pozycją zawodową stają się atrakcyjne dla mężczyzn młodszych od siebie. Coraz więcej jest związków dojrzałych pań prezes z młodszymi nawet o 10 lat podwładnymi.

W jednej z małych, niemal rodzinnych firm, w której udziały ma grupa znających się od lat przyjaciół, od dwóch lat trwa związek ok. 50-letniej pani menager z młodszym o 25 lat byłym stażystą. Przyszedł na praktyki i został jako jej życiowy partner. Na nic zdały się interwencje rodziców u szefów firmy. – Takie przykłady pokazują, że nie tylko starszy, dobrze sytuowany i wpływowy mężczyzna może być interesujący dla młodych kobiet. Także kobieta z pozycją, prestiżem, służbowym samochodem staje się atrakcyjna – ocenia prof. Palska.

Stąd tylko krok do nadużywania pozycji zawodowej czy wprost molestowania seksualnego. Jak w słynnym filmie z Demi Moore i Michaelem Douglasem „W sieci“. „U mnie trwało to pół roku. W końcu zrezygnowałem z pracy. Wersja dla rodziny – były zwolnienia. Wersja dla znajomych z firmy – znalazłem lepszą pracę. Faktyczny powód – nie chciałem iść z przełożoną do łóżka. Na szczęście skończyło się na spojrzeniach, uchwytach dłoni, piwku po robocie. Żeby było ciekawiej – miała męża, który ją zdradzał, dwójkę dzieci, w tym syna, z którym z racji wieku mógłbym chodzić razem na imprezy“ – pisze „Adam“ na forum poświęconym pracowym romansom. W sądach coraz więcej jest spraw o molestowanie seksualne, choć pod tym względem daleko nam jeszcze do Stanów Zjednoczonych czy Europy Zachodniej.

– Prawo nie nadąża za przemocą seksualną w pracy – twierdzi prof. Palska. Ale nawet jeśli dobrowolny, związek z szefem zawsze jest podejrzany. I prowadzi do dekonstrukcji zespołu, którym zarządza przełożony uwikłany w romans z jednym ze swoich podwładnych. Psuje się atmosfera. Jest namiętność, zazdrość, lojalność lub jej brak, uniesienia, łzy, czasem zdrada. Nie ma pracy. Dlatego część wielkich korporacji już podczas rekrutacji zmusza pracowników do podpisywania deklaracji, że nie zwiążą się z nikim. A jeśli taka relacja zostanie nawiązana – bez szemrania pożegnają się z pracą.

Gdy romans biurowy się zaczyna, najlepiej pomyśleć o końcu. Bo w odróżnieniu od innych love stories, romansu w pracy nie można zakończyć zwyczajnie, rozstając się, pakując, pisząc list czy zatrzaskując za sobą drzwi. Zostaje miejsce, do którego następnego dnia trzeba wspólnie powrócić pod groźbą artykułu 52 kodeksu pracy, czyli zwolnienia dyscyplinarnego. Zakończenie związku to także sytuacja, w której zmiana pracy jest wskazana. Często wspólną pracę po rozstaniu przynajmniej jedna ze stron źle znosi.

Jak wskazuje Teisseyre, kiedy trudno pogodzić się z utratą intymności, wskazana jest zmiana miejsca. Jeśli nie widujemy się na co dzień z byłym partnerem lub partnerką, łatwiej będzie związek zakończyć. Wyrażanie niezgody przybiera czasem formy znane z kina niemego. Albo takie gdy zraniona kochanka w afekcie publicznie wykrzykuje pretensje o rozrzucanych skarpetach i niepranych majtkach. Wypisuje donosy do zarządu, telefonicznie grozi kolejnej kochance czy próbuje popełnić samobójstwo. Często jednak karą i upokorzeniem staje się już sam fakt, że przed kolegami z pracy trzeba się przyznać, że się nie udało. Wychodzi się wtedy na ofiarę lub drania. Albo jest się porzuconym, czyli tym, którego ktoś nie zechciał. Albo tym, który porzucił, czyli skrzywdził.

Historia biurowego romansu Jerzego po ponad roku dobrnęła do banalnego końca: – Znalazł się ktoś, kto doniósł rodzinie – opowiada, nie bez cienia złości. Skończyło się rozwodem. – Nie mam już żony, dzieci widuję od święta, z pracą też musiałem się pożegnać, bo atmosfera stała się nieznośna. Dziewczyna, dla której to wszystko zaryzykowałem, też mnie zostawiła. Nie chciała być z przegranym – opowiada. Nawet jednak gdy wszystko w końcu się układa, nowy związek z czasem blednie.

Eddie Anderson, bohater powieści Elii Kazana „Układ“, który dla poznanej w pracy kochanki porzuca swoją dotychczasową rodzinę, znajomych i traci pozycję wiceprezesa firmy reklamowej, w finale wraca do punktu wyjścia. Wyznaje: „Czasem jednak odczuwam jakiś niepokój. Czy ten cały dramat, wywrócenie do góry całego dawnego życia miało prowadzić jedynie do tego – do prostego życia i pracy, do patrzenia, jak przepływa dzień za dniem?“.

Dla tego dreszczu emocji, który przebiega przez skórę, gotowi są zaryzykować wszystko. Jerzy, 37-letni prawnik, były pracownik znanej amerykańskiej kancelarii, z puszką piwa w ręku robi bilans życia. W pozycji straty może wpisać: kochającą żonę, trójkę dzieci, pieniądze, plan budowy domu pod miastem, teściów, którzy pomagali, wakacje za granicą, dobry samochód. Szczęśliwą „małą stabilizację“ na miarę lat 90. Jak ocenia z dzisiejszej perspektywy: życie jak w bajce. – Ale od dnia, kiedy zobaczyłem tę dziewczynę, wiedziałem, że będę miał kłopoty – przyznaje.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał