Prawda o Mieszku I może jedynie jeszcze bardziej pokazać nam jego wielkość. W barbarzyńskiej Europie, w sytuacji walki wszystkich ze wszystkimi, kiedy liczyło się jedynie prawo miecza, ów Mieszko stworzył coś z niczego. I wiele wskazuje na to, że dokonał tego człowiek wyjęty spod prawa. Tak uważał Karol Szajnocha, pierwszy polski historyk, który wysnuł teorię o Normanach-wikingach jako założycielach państwa polskiego. Twierdził on na przykład, że słowo „lach“ pochodzi od normańskiego „utlag“, co oznaczało banitę. Być może więc pierwszy władca kraju Polan był uciekinierem z pomorskiego Truso, osady handlowej założonej przez duńskich wikingów. Pierwszą siedzibą nowych panów tej ziemi mogły być wyspy na jeziorze Gopło bądź Jeziorze Lednickim. Jako niezrównani żeglarze i zawodowi wojownicy przybysze ze Skandynawii nie mieli się czego obawiać. Najprawdopodobniej na początku wcale nie chcieli zakładać tu swojego państwa, a jedynie bazę wypadową dla zdobycia najcenniejszego skarbu naszych ziem – niewolników. W wielkopolskiej ziemi znaleziono mnóstwo arabskich monet. Za co mogli je dostać pierwsi Piastowie? Bez wątpienia za ludzi. Zresztą oprócz monet w ziemi wielkopolskiej pełno jest pozostałości po Normanach – od insygniów po naczynia, monety i broń.Nie wiemy, czy Mieszko i jego ludzie to pierwsze, czy któreś z kolei pokolenie przybyszów z północy. Wiadomo, że swoją córkę Świętosławę zwaną także Sygryda bądź Storada, wydał za króla Szwecji Eryka Zwycięskiego. Po jego śmierci zaś została żoną króla Danii Swena Sinobrodego. Czy dwaj potężni monarchowie północnej Europy poślubiliby córkę słowiańskiego, nawet zamożnego, królika z dalekich kniei? Nie sądzę. Uważali się za lepszych i cenili przede wszystkim ludzi swojej krwi.Historycy przypuszczają, że pierwotnie nasz Mieszko występował pod germańskim imieniem – Dagome. Pojawia się ono w dokumencie Dagome Iudex, w którym władca Polan oddaje swoje państwo pod opiekę papieską. Być może prawdziwe niesłowiańskie imię Mieszka brzmiało Dago, choć kwestia imienia jest rzeczą drugorzędną. Z relacji Ibrahima Ibn-Jakuba wiemy, że władca Polan dysponował trzytysięczną drużyną, która budziła postrach i podziw w Pradze, do której arabski podróżnik dotarł. Wielu historyków twierdzi, że była to drużyna zaciężna słowiańskiego księcia, ale znając osiągnięcia militarne i polityczne ówczesnych Normanów – np. na terenie Anglii i Normandii, gdzie zbudowali oni własne państwa, tworząc warstwę rządząca w morzu podbitej ludności miejscowej – można przypuszczać z dużym prawdopodobieństwem, że nie inaczej było u nas. Przypuszczać można również, że tak samo jak na tamtych terenach, a także na Rusi, Normanowie szybko się asymilowali, przyjmowali język i zwyczaje tubylców. Szczególnie że przybywali bez kobiet i żenili się z miejscowymi pięknościami. A wiadomo jak Słowianki potrafią zawrócić w głowach cudzoziemcom. Pod Mieszkiem mieli się świetnie. Socjal i świadczenia jak w dobrej korporacji plus dziewczęta do dyspozycji.Owszem, wedle relacji Ibn-Jakuba książę dbał, żeby wszyscy jego drużynnicy zawierali związki małżeńskie. Ponadto fundował im wesela i obdarowywał z okazji ślubu. Trudno, żeby o nich się nie troszczył, dzięki nim stał się potężnym władcą. Efektywność bojową oddziału liczącego kilkuset jeźdźców zakutych w żelazo przyrównać można dziś do pancernej brygady, która bez trudu i prawie bez strat roznosi w pył wielotysięczne źle uzbrojone wojsko, tak jak uczynili to Amerykanie podczas pierwszej wojny w Iraku. Archeologowie ustalili, że w latach 60. i 70. X wieku spalono i zrównano z ziemią prawie wszystkie plemienne grody zachodniej Wielkopolski, Kujaw, zachodniego Mazowsza i północnej Małopolski. Na ich miejsce powstały większe i potężniejsze ziemno-drewniane twierdze. W najważniejszych ośrodkach pojawiły się też budowle pałacowe – pierwsze murowane budynki na naszych ziemiach.Na podbitych ziemiach powstawały warownie, które obsadzano wojownikami ze Skandynawii mającymi pilnować nowego porządku. Niedawno dzięki najnowocześniejszym badaniom pochodzenia pozostałości po potężnych warowniach małopolskich ustalono, że zbudowane zostały właśnie w czasach Mieszka I i jego syna Bolesława. Co ciekawe, owe grody w Małopolsce dziwnym trafem przypominają duńskie twierdze typu Trelleborg, czyli wojskowe, obronne obozy budowane przez normańskich wikingów.
Czy na pewno Normanowie najechali Polan? Może po prostu ich zaprosiliśmy do zorganizowania państwa, a potem apetyt rósł w miarę jedzenia.
Nie zdziwiłbym się, gdyby tak było, bo jedną z pozytywnych cech Słowian jest właśnie skłonność do wykorzystywania lepszych od siebie. Jest pewne, że Bolesław Chrobry i Kazimierz Odnowiciel korzystali ze skandynawskich najemników. Świadczą o tym odkryte groby wojowników pochowanych w pełnym rynsztunku, co jest starym germańskim zwyczajem, kultywowanym przez Normanów pomimo przyjęcia chrześcijaństwa. Często obok walecznego wikinga odkrywano ciało jego żony, której ozdoby świadczyły o jej słowiańskim rodowodzie.W Czersku znaleziono grób zarządcy grodu z XIII w., który był Normanem. Pochowany był z koniem, mieczem i zbroją. Tak długo utrzymywał się uświęcony rodową pamięcią związek najeźdźców z ojczystą tradycją. Wiemy o nim, że nazywał się Magnus. Tak więc można przypuszczać, że duża część szlachty z terenów dzisiejszego Płocka, Ciechanowa czy Ostrołęki posiadała skandynawskich przodków. Dlaczego ta prawda była dla nas zbyt bolesna?
Obraz Słowian – egalitarystycznego społeczeństwa na czele z chłoporobotnikiem Piastem Kołodziejem – pasował do komunistycznej wizji narodu. Na terenach dzisiejszej Polski mieli być od zawsze, co miało dawać odpór roszczeniom Niemiec do ziem zachodnich. Pamiętam jak w 1977 roku, w piśmie „Problemy“ ocenzurowano mój tekst, w którym wspomniałem, że przed nami nad Wisłą żyli Germanie. Podobnie było w ZSRR, gdzie tępiono i tępi się do dziś wszelkie przejawy tzw. normanizmu, czyli oczywistych dziś twierdzeń, że Ruś Kijowską założyli Normanowie.Ideologizacja archeologii zaczęła się jeszcze przed ostatnią wojną: niemieckich praw do ziem polskich dowodził Georg Kossina; fakt, że na ziemiach nad Odrą i Wisłą zamieszkiwały w pradziejach plemiona germańskie, jest wystarczającym argumentem usprawiedliwiającym roszczenia III Rzeszy do tych terytoriów. Tezy o prasłowiańskości naszych ziem bronił Józef Kostrzewski i też często ulegał narodowemu zacietrzewieniu. Jak groźny był jednak dla Niemców, niech świadczy to, że po wkroczeniu Wehrmachtu do Poznania we wrześniu 1939 roku gestapo w pierwszych dniach ruszyło w pościg, by go aresztować. Sam Kossina był ulubieńcem Hitlera, Führer od niego zaczerpnął pomysł używania swastyki – starego indoeuropejskiego symbolu słońca, jako emblematu III Rzeszy. Na szczęście archeologia używająca odległych faktów prahistorycznych dla doraźnych zysków politycznych to dziś wyłącznie wstydliwy epizod w historii nauki (przynajmniej w Europie).
Wróćmy do Mieszka. Prof. Philip Steele twierdzi, że Mieszko nie kierował się względami geopolitycznymi, ale autentycznie się nawrócił.
Nie wierzę w nawrócenie Mieszka za sprawą duchowych olśnień albo anielskich cudów, które opisuje Gall Anonim, a w formie literackiej upowszechnia Józef Kraszewski w „Starej Baśni“. Przyjęcie chrześcijaństwa to była genialna, życiodajna kalkulacja polityczna. Wybierając chrześcijaństwo, Ruś i kraj Polan dołączały do cywilizacji rokującej przyszłość i sukces, a co najmniej zapewniającej przetrwanie w Europie będącej konstelacją zwalczających się okrutnie państw. Nie wiemy dokładnie, jak wielkie było zróżnicowanie religijne na naszych ziemiach, ale można przypuszczać, że było ono znaczne. Władca Rusi początkowo chciał wprowadzić jednolity kult Peruna, ale na szczęście mu się to nie udało. Pogaństwo nie było ekspansywną religią, nie znam przykładu pogańskiego prozelityzmu. Nawracanie to domena chrześcijaństwa, a potem islamu. Profesor Maria Janion twierdzi, że zagłada naszych pogańskich bóstw wyrządziła naszej narodowej psyche niepowetowaną szkodę. I dodaje, że traumę być może złagodziłoby przyjęcie chrześcijaństwa w obrządku słowiańskim. Zgadza się pan z tym twierdzeniem?