Słowacki spór o „Ojca narodu”

Wielu Polaków jest przekonanych, że tylko u nas żyje się sporami o przeszłość, nie wie, że na Słowacji, rozgorzał w zeszłym roku spór, który wyjaskrawił dramatyczne wybory naszych sąsiadów w poprzednim wieku

Aktualizacja: 05.01.2008 08:16 Publikacja: 05.01.2008 04:24

Słowacki spór o „Ojca narodu”

Foto: Rzeczpospolita

Z początkiem tego roku weszła w życie parlamentarna uchwała o „zasługach Andreja Hlinki dla państwowotwórczych zdolności narodu słowackiego i republiki słowackiej”.

Nazwisko księdza Hlinki mówi przeciętnemu Polakowi niewiele. To oczywiście konsekwencja słabej znajomości dziejów sąsiadów z drugiej strony Tatr. Starsi mieszkańcy Podhala pamiętają z lat wojny Hlinkową Gardę – paramilitarną formację, która dawała się we znaki naszym tatrzańskim kurierom w drodze przez Słowację na Węgry.

Parlamentarna dyskusja dotycząca wniosku o uznanie ks. Hlinki za Ojca Narodu wywołała w słowackich elitach żywe dyskusje. Przez media przeszła fala polemik. Przed parlamentem w Bratysławie przeciwnicy czczenia księdza występowali pod hasłem „Hitler – Hlinka – jedna linka” (jedna linia).

Jednocześnie miano Hlinki nosi jeden z wysokich orderów słowackich, po uzyskaniu niepodległości uczczono go pomnikami, między innymi na rynku w Żylinie, jego wizerunek widnieje na słowackim banknocie o jednym z najwyższych nominałów.

Kim więc był był Hlinka – patriotycznym kapłanem czy kimś, kogo można porównywać z wodzem III Rzeszy?

27 października 2007 roku minęła setna rocznica wydarzeń z Czernovej, które dla naszych sąsiadów są symbolem walki o podmiotowość. Na początku XX wieku Słowacja należała do węgierskiej części imperium Habsburgów, a nasi dziadowie nazywali wtedy tereny za Tatrami górnymi Węgrami. Polacy żyli także pod rządami Franciszka Józefa, ale mieli swoją arystokrację, która nieźle dogadywała się z Wiedniem, i mogli osładzać niewolę jubileuszami z bogatej, barwnej przeszłości. Słowacy natomiast żyli pod podwójną władzą – Habsburgów i Węgrów. Jak do dziś gorzko mawiają, przez tysiąc lat byli chłopskim nawozem węgierskiej historii.

Gdy polski arystokrata i patriotyczny chłop patrzyli na Wawel jako pamiątkę własnej imponującej historii, Słowak widział w zamkach węgierskiej szlachty jedynie symbole narodowego upokorzenia.

Gdy Polacy szykowali się w 1907 roku do bliskich obchodów grunwaldzkiej wiktorii, Słowacy mogli tylko ponuro dumać nad przypadającym w owym roku millennium ostatecznego ustanowienia władzy Węgrów nad ich ziemiami. Tysiąc lat wcześniej, w 907 roku, w okolicy dzisiejszej Bratysławy Węgrzy pobili Bawarów i ostatecznie utwierdzili swoje panowanie na ziemiach słowackich.

W 1907 roku sytuacja obrońców słowackiej mowy przypominała opresję Polaków w Poznańskiem. Słowaccy działacze narodowi występowali przeciw madziaryzacji w Kościele i w szkole.

Podobnie jak w wypadku innych „chłopskich” nacji dążących do odrodzenia narodowego – Litwinów, Rusinów czy Słoweńców – postulat prawa do używania „rodnego” języka głosili księża z ludu. W przypadku Słowacji podjęli oni pałeczkę po pierwszej fali budzicieli wywodzącej się z inteligencji ewangelickiej z pierwszej połowy XIX wieku.

Do ich wykreowania mimowolnie przyczynili się sami Węgrzy. Zaniepokojeni rusofilskimi i proczeskimi ciągotami „starej” generacji słowackich narodowców politycy Węgierskiej Partii Ludowej próbowali przyciągnąć do siebie młodych księży słowackich. Wskazywano na wspólnego wroga – socjalizm i liberalizm. Liczono, że jako katolicy będą mieli naturalny dystans wobec prawosławnego panslawizmu, rezerwę wobec Pragi z racji antykatolicyzmu czeskich narodowców, a wreszcie z powodu podległości węgierskim biskupom będą bardziej lojalni wobec państwa Madziarów. Jednym z takich obiecujących księży miał być właśnie ksiądz Andrej Hlinka.

Urodził się w 1864 roku w biednej rodzinie słowackiego chłopa z Czernovej, wówczas wsi pod Rużomberkiem w północnej Słowacji. Jako zdolny uczeń zwraca uwagę nauczyciela wiejskiej szkółki i zostaje zaprotegowany do rużomberskiego gimnazjum. Hlinka na prośbę matki wybiera karierę będącą w chłopskim świecie szczytem marzeń: dostaje się do seminarium w Spiskiej Kapitule. Tam w 1889 roku wyświęcono go na księdza.

Około 1895 roku zaczyna działać w Węgierskiej Partii Ludowej, lecz szybko przeżywa rozczarowanie. Obietnica uwzględniania aspiracji Słowaków w polityce węgierskich ludowców pozostaje jedynie frazesem. Hlinka zbliża się do redakcji „Ludovych Novin” – pisma o zdecydowanie słowackiej linii. W 1906 r. jako proboszcz parafii w Rużomberku angażuje się w kampanię Vavro Szrobara, słowackiego kandydata do parlamentu w Budapeszcie. To już wywołuje reakcje władz węgierskich i sprzeciw biskupa diecezji spiskiej Aleksandra Parvy’ego. Ksiądz Hlinka ignoruje jego ostrzeżenia. Parvy suspenduje kapłana, ten odwołuje się do Watykanu.

W listopadzie 1906 Hlinka i Szrobar stają przed sądem za występowanie przeciw ładowi państwowemu i używaniu języka węgierskiego. Hlinka zostaje skazany na dwa lata więzienia, a Srobar na rok. Do czasu rozpatrzenia odwołania sądowego ksiądz pozostaje na wolności.

27 października 1907 roku dochodzi do tragedii w Czernovej, rodzinnej wsi Hlinki. Przy jego istotnym wsparciu wierni zbudowali kościół i poprosili biskupa Parvy’ego, by świątynię konsekrował właśnie ks. Hlinka. Biskup nie wyraził zgody, gdyż ksiądz był zawieszony w czynnościach. Parafianie zażądali więc, by wstrzymać konsekrację kościoła do czasu rozpatrzenia przez Watykan odwołania ks. Hlinki. Ale biskup Parvy sam wyznaczył dzień poświęcenia kościółka i przysłał innych kapłanów.

W dniu konsekracji władze obstawiły Czernovą węgierskimi żandarmami. Mieszkańcy wsi gromadzili się na głównej drodze, nie kryjąc wrogości wobec „obcych” księży. Gdy powóz z księżmi ostro wjeżchał w tłum blokujący drogę do świątyni, wybuchło zamieszanie. Żandarmi uznają krzyki i tumult za atak na kapłanów. Wskutek nieodpowiedzialnego rozkazu otwarcia ognia 15 osób ginie od kul, a kilkanaście dalszych jest ciężko rannych. Wieczorem wieś zajmuje wojsko i zaczynają się aresztowania.

Pod wpływem zajść kara pozbawienia wolności, jaką orzeczono wobec Hlinki – którego, choć był nieobecny feralnego dnia w Czernovej, władze uznały za politycznie winnego zaistniałej sytuacji – została wykonana. Kapłan trafia do więzienia. Opuszcza je w lutym 1910 roku w aurze narodowego męczennika. Wraca do politycznej aktywności. W 1913 r. na zjeździe w Żylinie zostaje wybrany na przewodniczącego Słowackiej Partii Ludowej, czyli tzw. ludaków.

24 maja 1918 roku na tajnym zjeździe w Martinie ks. Hlinka ogłasza: „Nasze tysiącletnie małżeństwo z Węgrami się nie powiodło. Trzeba się rozejść”.

Ksiądz Hlinka popiera unię państwową z Czechami w ramach tzw. ugody pittsburskiej, ale w myśl jej litery uznaje za oczywistą partnerską autonomię Czech i Słowacji w ramach jednego państwa. Jednak gdy pod koniec 1918 r. czeskie wojska i słowaccy ochotnicy wypierają Węgrów, prezydent Czechosłowacji Tomasz Masaryk przyjmuje centralistyczny model państwa, w którym o wszystkim decyduje Praga.

Hlinka stwierdza, że Czesi złamali obietnice. W sierpniu 1919 roku, używając paszportu wydanego przez polskie MSZ, jedzie do Paryża na czele słowackiej delegacji. Chce w Wersalu przedstawić liderom ententy żądanie poszanowania autonomii Słowacji. Pechowo trafia na koniec obrad. Szefowie koalicji wysłuchują tylko Masaryka i nie mają ochoty spotykać się z nieznanym słowackim księdzem. Po powrocie do kraju w październiku 1919 roku Hlinka zostaje aresztowany pod zarzutem działania przeciw własnemu krajowi i skazany na dwa lata więzienia. Słowaccy ludacy wystawiają go na posła w wyborach w kwietniu 1920 r. Dostaje mandat i dzięki temu wychodzi z więzienia.

Od tego czasu ksiądz, który pozostaje nadal liderem Partii Ludowej, unika skrajności. Odcina się od swojego kolegi ks. Frantiska Jehliczki, który tworzy w Polsce słowacki rząd emigracyjny. Ale Hlinka, który nadal będzie domagał się autonomii Słowacji, staje się autorytetem dla dużej części swoich rodaków. Dumny starzec, imponujący mówca, kapłan, patriota z więzienną przeszłością, Polakom może się kojarzyć z kardynałem Stefanem Wyszyńskim.

W 1933 roku jego wystąpienie – wymuszone na organizatorach uroczystości w Nitrze z okazji 1100. rocznicy budowy pierwszego kościoła na ziemiach słowackich – przyćmiło przemowy oficjeli z Pragi.

Do Polski ks. Hlinka miał życzliwy stosunek, jednak zachował głęboki uraz z powodu korekty granic Spisza i Orawy na korzyść Polski w 1920 roku. Bał się bliskich związków czy wręcz federacji Słowaków z Polską. Uważał, że przy językowym i kulturowym podobieństwie naszych narodów ryzyko asymilacji jest dla jego narodu zbyt duże.

Ale jednocześnie był zdania, że czas wzmocnienia narodowej substancji Słowacji pod kuratelą Czech będzie kiedyś miał kres. A wtedy autonomiczna lub wręcz niepodległa Słowacja będzie potrzebowała Polski jako partnera. 15 sierpnia 1937 roku ten moralny przywódca Słowaków zostaje odznaczony w Krynicy Wielką Wstęgą Orderu Polonia Restituta.

Umiera 16 sierpnia 1938 roku, gdy Czechosłowacja zaczyna wchodzić w kryzys, jaki doprowadzi do jej likwidacji. Miesiąc później w Monachium Francja i Wielka Brytania wydadzą Czechy na pastwę Hitlera. W marcu 1939 roku przy zachęcie Hitlera Słowacja ogłasza niepodległość. Szefem nowego państwa zostaje prawa ręka Hlinki – ksiądz Jozef Tiso. Od tej chwili Tiso i inni uczniowie proboszcza z Rużomberka działają na własne konto, choć tym hałaśliwiej będą powoływać się na swego nauczyciela (ci którzy orientowali się na Polskę, jak np. Karol Sidor, zostali zmarginalizowani). Dlatego też dyskusji o Hlince nie sposób oderwać od dziejów pierwszego, wojennego, państwa Słowaków.

Ksiądz Tiso od początku kariery przywódcy Słowacji był wierny zasadzie wyboru „mniejszego zła”. Na dwa dni przed zajęciem Czech, 13 marca 1939 r., Hitler przedstawił mu w Berlinie alternatywę: albo Słowacja ogłosi „niepodległość”, albo Rzesza zaakceptuje jej rozbiór między Węgry i Polskę, a Bratysława zostanie włączona do Rzeszy.

Tiso nie miał złudzeń, że Budapeszt, niepogodzony z utratą „górnych Węgier”, przy akceptacji Berlina z chęcią zajmie Słowację. Wymuszenie przez Polskę na Czechosłowacji korekty granic na obszarze Tatr, Pienin, Orawy i Czadeckiego w październiku 1938 roku mogło zrodzić u Tisy podejrzenie, że Polska istotnie była w zmowie z Węgrami. Mógł uważać się za zbawcę, który odsunął od swego kraju wizję rozbioru.

Z drugiej strony dyktat Hitlera zapowiadał, że „niepodległa Słowacja” będzie marionetkowym tworem. Tiso, ulegając wodzowi III Rzeszy, mógł czuć się jednak rozgrzeszony – przecież zarówno Hlinka, jak i członkowie jego partii marzyli w cichości o samostanowieniu. Uważał się też za obrońcę umiarkowanej linii przed takimi rywalami jak Vojtech Tuka, którzy chcieli wprost słowackiego nazizmu.

W imię odzyskania zabranych przez Polskę kawałków Spiszu armia słowacka weźmie udział w agresji na nasz kraj we wrześniu 1939 roku. Znów rzekomo realizując testament polityczny Hlinki.

Słowacja za swoją parodię Blitzkriegu w Tatrach zapłaci słoną cenę. Nowy kraj będzie naśladował III Rzeszę. „Tatrzański orzeł” na czapkach dygnitarzy „pierwszego państwa słowackiego” będzie przypominał nazistowską „wronę”, a ich czarne mundury będą małpować wygląd uniformów gestapo. „Hlinkova lidowa strana” stanie się jedyną legalną partią Słowaków. Szybko wprowadzone zostaną paragrafy antyżydowskie, a Żydzi będą wysyłani w transportach do niemieckich obozów śmierci.

Podobnie jak wielu Francuzów z państwa Vichy zwykli Słowacy zapamiętali ten okres jako czas spokoju i względnego dostatku pod kuratelą zbawcy kraju przed furią nazistów. Dla zwolenników Czechosłowacji i Żydów był to okres lęku i łapanek. A państwo, które na nich polowało, uznawało za swego patrona Andreja Hlinkę.

Ale o ile z Hlinki – jak zauważał choćby odwiedzający go Ksawery Pruszyński – biła moc moralna, o tyle Tisę zepsuła banalna i przyziemna praktyka polityczna Czechosłowacji lat 20. i 30. Przez pewien czas był wtedy nawet ministrem zdrowia w jednym z rządów.

Gdy Tiso został przywódcą państewka opartego na fikcji swobody, musiał sięgać po autorytet mistrza, by maskować politykę uległości wobec Hitlera. Ksiądz Hlinka w oficjalnym akcie państwa słowackiego ogłoszony został ojcem narodu, jego statua stanęła w centrum sali słowackiego Sejmu. Organizacja młodzieżowa wzorowana na Hitlerjugend nosiła nazwę Hlinkovej młodzieży. Jeszcze tragiczniej w pamięć ofiar państwa Tisy wbiła się Hlinkowa Garda – paramilitarne ramię Partii Ludowej pomagające w wyłapywaniu Żydów i polskich kurierów tatrzańskich.

Wtedy to ukuto serwilistyczny slogan „Hitler – Hlinka – jedna linka”, który powrócił jak historyczny bumerang w trakcie wspomnianej niedawnej demonstracji w Bratysławie.

Państwo słowackie upadło wraz z III Rzeszą. Tiso został osądzony i skazany na śmierć w 1947 roku. Komuniści sprawnie wykorzystali jego kolaborację do ukucia terminu „klerofaszyzm” i walki z Kościołem. Hlinka zaś był w komunistycznej propagandzie dyskredytowany jako prekursor wojennej „farskiej republiki” (republiki proboszczów).

Po rozpadzie państwa Czechów i Slowaków w 1993 roku Czesi przejęli całą tradycję przedwojennej Czechosłowacji. Republika z lat 1918 – 1939 była idealnym antywzorem dla szpetnej komunistycznej Czechosłowacji. Nikt nad Wełtawą nie traktował wojennego Protektoratu Czech i Moraw jako formy czeskiego państwa.

W innej sytuacji byli Słowacy. Nasi sąsiedzi zza Tatr nie mieli ochoty na gloryfikowanie masarykowskiej Czechosłowacji. Mimo że ojciec Masaryka był Słowakiem, mało kto uważał go za rodaka. Za to przybyli z emigracji ludacy i słowaccy narodowcy zaczęli rehabilitować nie tylko zacnego Hlinkę, ale i państwo słowackie z prezydentem Tisą na czele.

Tej tendencji, która zbiegła się z odkłamywaniem komunistycznej historiografii, sprzyjała bardzo pozytywna pamięć o Słowacji z lat wojny, jaką zachowało starsze pokolenie.

Słowaccy narodowcy boleśnie odczuwający niedostatek tradycji państwowej nie mogli całkiem ignorować pierwszego słowackiego państwa z lat 1939 – 1945. Państwo wielkomorawskie z IX wieku otoczone jest mgłą niewiedzy, a potem przez ponad tysiąc lat Słowacja, wchodząc w skład Węgier, nie istniała na mapie świata. Pech w tym, że jedyne państwo słowackie, jakie istniało przed 1993 rokiem – stworzone z woli Hitlera – ma zbyt wiele ciemnych kart.

Słowackie powstanie narodowe z 1944 roku, będące po wojnie legitymacją przynależności Słowaków do obozu antyhitlerowskiego, było zakłamywane do cna przez propagandę komunistów. Po 1989 roku, podczas odbrązawiania oficjalnych dziejów, zaczęła wychodzić na jaw zarówno brutalność sowieckich zrzutków-dowódców partyzanckich, ktorzy zdominowali z czasem powstanie, jak i niekiedy dosyć groteskowa nieporadność dowódców armii słowackiej, którzy ten zbrojny zryw zainicjowali.

Próby rehabilitacji Tisy – naturalne wobec odbrązawiania powstania – wywoływały ostre protesty liberalnej i lewicowej inteligencji, organizacji żydowskich, kąśliwe uwagi czeskich komentatorów i niespokojne pytania państw zachodnich.

W rezultacie Tiso jest oficjalnie tematem tabu, chociaż na księgarskich półkach, z katolickimi księgarniami Lucz na czele, można znaleźć wybielające go biografie. Godząc się z faktem, że Tiso jest zbyt kontrowersyjny, słowacka prawica tym bardziej sięga po pamięć o Hlince.

Sto lat po masakrze w Czernovej powróciła idea uczczenia urodzonego tam patrona słowackiej niepodległości. Katoliccy demokraci z Chrześcijańskiego Ruchu Demokratycznego przygotowali dosyć wyważony projekt uchwały, ale zdystansowali ich słowaccy narodowcy. Ich projekt oprócz słów uznania dla zasług Hlinki w emancypacji narodowej zawierał jednak zdania, które musiały wywołać kontrowersje.

Projekt wnioskował o przyznanie Hlince oficjalnego tytułu Ojca Narodu. Było to nawiązanie do podobnego aktu państwa Tisy. Ponadto przewidywano ściganie z mocy prawa „naruszania dobrego imienia Andreja Hlinki”.

Jakby tego było mało, narodowcy zaproponowali uchwałę wzywającą parlament Węgier, by przeprosił Słowaków za masakrę sprzed 100 lat. Tekst podziałał na wielu Słowaków jak płachta na byka. Zaprotestowały liberalna inteligencja i środowiska żydowskie na Słowacji. Znany publicysta Eduard Chmel pytał na łamach dziennika „SME”, czy możliwa będzie dyskusja nad sekwencją wydarzeń, które doprowadziły w 1939 roku do powstania państwa słowackiego, jeśli prokuratura będzie mogła uznać wypowiedzi historyków za naruszenie dobrego imienia Hlinki.

Sondaż agencji Focus wskazywał, że 54 proc. Słowaków jest przeciw ustawowemu czczeniu Hlinki, a 25 proc. nie ma w tej kwestii zdania. Politycy prawicy bagatelizowali te wyniki, twierdząc, że gdy idzie o kwestie sporne, obóz liberalny wynajduje wygodne dla siebie sondaże.

Odezwały się też zagraniczne media. „Süddeutsche Zeitung” z 30 października uznawał Hlinkę za postać „uwikłaną w brunatny terror” i „wspólnika nazistów”.

W końcu 26 października 2007 r. parlament słowacki przyjął kompromisową uchwałę w sprawie Hlinki bez budzących spory zapisów z projektu narodowców. Skupiono się na wyrażeniu uznania dla roli kapłana w walce o podmiotowość Słowaków, uznano też mauzoleum Hlinki w Rużomberku za „miejsce czci”.

Ksiądz Andrej Hlinka – nawet bez budzącego złe skojarzenia tytułu Ojca Narodu – na trwałe wszedł do panteonu Słowaków. Nie unieważnia to jednak pytania, w jakim stopniu odpowiada moralnie za formację swoich uczniów, którzy potem stworzyli wojenne państwo słowackie. Czy w postaciach Vojtecha Tuki, ideologa państwa Tisy, czy Aleksandra Macha, nadzorującego deportacje Żydów, stary kapłan nie mógł zobaczyć już w latach 30. chorobliwej gotowości uczynienia z idei narodowej usprawiedliwienia dla despotyzmu i zbrodni?

A co z księdzem Tisą? Jak uczeń wychowanego w XIX wieku kapłana mógł tak łatwo zaakceptować nazistowskie totalitarne wzory, wysyłanie Żydów do fabryk śmierci III Rzeszy? Jak mógł służyć Niemcom Hitlera – państwu, w którym nietrudno było zauważyć cechy pogańskie?

W trakcie zeszłorocznych sporów przywołano też przykłady antyżydowskiej retoryki Hlinki. To zaś przywodzi na myśl dyskusje wokół Romana Dmowskiego.

Czy jego antysemickie wypowiedzi obracają w proch jego zasługi w walce o niepodległość? Hlinka i Dmowski urodzili się w 1864 roku i zmarli niemal jednocześnie – Hlinka w sierpniu 1938 roku, a Dmowski w styczniu 1939 roku. Ile było w niechętnej Żydom retoryce Hlinki religijnych uprzedzeń antysemickich, a ile reakcji na wyraziście prowęgierską postawę społeczności żydowskiej do 1918 roku? W konfliktach ekonomicznych na styku słowacki chłop – żydowski pośrednik w handlu z miastem Hlinka stał po stronie Słowaków. Ale ujawniona wtedy niechęć po latach, w czasach wojny pchała Tisę do wynaturzonej tezy, że deportując Żydów, Słowacy jedynie „bronią się przed wrogim żywiołem”.

Ale Dmowski nie miał swojego ucznia, który by poszedł „jedną linią” z Hitlerem. Nikt w Generalnej Guberni nie zakładał Gwardii Dmowskiego, która by pomagała w wyłapywaniu Żydów. To kolejna różnica pokazująca różne drogi polskiej i słowackiej historii.

Słowacy, powtórzmy raz jeszcze, mają mniejszy wybór w szukaniu swoich tradycji. Małe narody „bez historii” zbyt łatwo mogą jednak przywyknąć do tego, by uznawać słabość za alibi dla swojego konformizmu. Gdy w czasie wizyty w Bratysławie pytałem o spór wokół Hlinki, słyszałem opinię: – Słowacji nie można winić za dostosowanie się do realiów środkowej Europy zdominowanej przez Hitlera. To Paryż i Londyn wydały Czechosłowację na łup III Rzeszy, Tiso wyciągnął z tego tylko konsekwencje.

To nienowy rys w rozmowie Słowaków z samymi sobą. Ostrożność i wpojony nakaz przetrwania to cechy, które mogą też skłaniać do obojętności na cierpienia innych, bo zawsze można argumentować, że samemu też można być zagrożonym. A wielcy tego świata i tak sobie dadzą radę.

Spór o Hlinkę był w istocie powrotem do pytań o stosunek Słowaków do państwa Tisy. Ci, którzy niekiedy zbyt nerwowo objawiają niechęć wobec dekretowania czci dla Hlinki, być może boją się pełzającej rehabilitacji Słowacji z lat 1939 – 1945. Ale inni, którzy widzą w Hlince wyłącznie polityka odpowiedzialnego moralnie za zbrodnie swoich uczniów, także dopuszczają się uproszczeń.

Przyjęta przez słowackich posłów uchwała głosi, że w parlamencie należy umieścić popiersie księdza Hlinki. Znajomy słowacki publicysta kręci z niedowierzaniem głową: – Skończy się, jak zwykle, ni tak, ni śmak, jak to na Słowacji. Ustawa głosi, że popiersie Hlinki może stanąć w parlamencie. Ale kiedy do tego dojdzie? My wiemy, że Hlinka to był morowy gość, ale po co drażnić Zachód i organizacje żydowskie, które nie odróżniają Hlinki od Tisy? Nasi politycy lubią wielkie słowa, ale jeszcze bardziej nie lubią awantur.

I jeszcze jeden kaprys historii. Do dziś nikt nie wie, gdzie jest grób księdza Andreja Hlinki. W 1945 roku jego ciało, pochowane w mauzoleum w rużomberskiej farze, na polecenie Tiso, w obawie przed nacierająca armią sowiecką, wywieziono w nieznanym kierunku. Po wojnie mimo starań emigracji ludackiej nie udało się odnaleźć nikogo, kto by wiedział, gdzie je ukryto. Nadgorliwa troska uczniów księdza zaszkodziła mu nawet w tak doczesnej sprawie jak pochówek.

Z początkiem tego roku weszła w życie parlamentarna uchwała o „zasługach Andreja Hlinki dla państwowotwórczych zdolności narodu słowackiego i republiki słowackiej”.

Nazwisko księdza Hlinki mówi przeciętnemu Polakowi niewiele. To oczywiście konsekwencja słabej znajomości dziejów sąsiadów z drugiej strony Tatr. Starsi mieszkańcy Podhala pamiętają z lat wojny Hlinkową Gardę – paramilitarną formację, która dawała się we znaki naszym tatrzańskim kurierom w drodze przez Słowację na Węgry.

Pozostało 98% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał