Tu też doszło do złamania prawa. Policja nie radzi sobie z rozwiązaniem zagadki, dlatego tajemniczy zleceniodawca proponuje graczom, pracownikom dwóch konkurencyjnych agencji detektywistycznych, zebranie dowodów, które pomogłyby przyskrzynić winnego. Wykonanie zadania nie jest jednak proste. W każdej agencji prócz oficera są też pracownicy, którzy działają w terenie. Starają się słuchać podpowiedzi przełożonego. Problem w tym, że ten przekazuje je za pomocą specjalnie spreparowanych kart, które można zinterpretować na wiele różnych sposobów. Wydedukowanie intencji oficera wymaga nie tylko umiejętności abstrakcyjnego myślenia, ale i przewidzenia, co przełożony mógł mieć na myśli.

Może się wydawać, że „Cienie: Amsterdam" przeznaczone są przynajmniej dla czterech graczy. Rzeczywiście, w takim gronie zabawa jest najlepsza, ale wystarczą dwie osoby, by dobrze się bawić. A to dzięki wykorzystaniu nowych technologii. Specjalna aplikacja przeznaczona na urządzenia przenośne umożliwia zastąpienie jednego lub dwóch graczy sztuczną inteligencją. I sprawdza się naprawdę dobrze. Podejrzewam, że z podobnymi rozwiązaniami będziemy się spotykać coraz częściej. Znak czasów? Jasne, ale i dowód, że nawet w tradycyjnych grach „bez prądu" ten prąd czasami się przydaje. Chociażby do podładowania komórki czy tabletu.

„Cienie: Amsterdam", Rebel.pl

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95