Nie, to było coś całkowicie naturalnego. Naturalnego, bo wojna domowa – powiedzmy to wprost – była wojną przeciwko procesowi rewolucyjnemu w Hiszpanii, a nie przeciwko legalnemu rządowi, jak twierdzi lewica. Wygrała prawica i nie była to prawica faszystowska, jak się utrzymuje. Potem nastąpił dość długi okres dyktatury. Większość ludzi w Hiszpanii przestała w tym czasie wyznawać poglądy lewicowe, bo lewica dopuściła się straszliwych zbrodni. Jej przedstawiciele zabijali się nawzajem i torturowali, a przywódcy uciekli z olbrzymim łupem, skarbem zrabowanym nawet ludziom ubogim, z lombardów, w których zastawiali skromną biżuterię, jaką posiadali. Wszystko zabrali przywódcy Frontu Ludowego. Konsekwencją była ich całkowita dyskredytacja.
Z czasem w Hiszpanii wszystkie te historie o prawicy i lewicy uległy zapomnieniu. Dzięki temu możliwe było przejście do demokracji, dość spokojne, abstrahując od terroryzmu baskijskiej ETA. Teraz jednak rząd José Zapatero wskrzesza starą nienawiść. Wymyśla przy tym rzeczy absurdalne, na przykład kompletnie fałszywą liczbę 140 tysięcy zaginionych. Typowy przykład kłamstw komunistycznej propagandy. To rzeczywiście tworzy głębokie podziały w społeczeństwie. Podziały, których wcześniej nie było.
[b]Nie można odmówić rodzinom ofiar po stronie republikańskiej prawa do poznania całej prawdy o losie ojców czy dziadków...[/b]
Nikt im tego prawa nie odmawia. Ale to jest ich prywatna sprawa, nie mówiąc o tym, że większość rodzin w ogóle nie jest w to zaangażowana. Uczuciowy aspekt całej tej sprawy wykorzystuje paru bezwstydników. Ugrupowania dotowane przez rząd po to, by wykonały tę robotę. Nie zależy im wcale na odkopaniu zabitych. Tych jest zresztą niewielu. Przez tyle lat odnaleziono ich około pięciuset. W dodatku często nie było wiadomo, czy zostali rozstrzelani czy po prostu zginęli w walkach i zostali pospiesznie pochowani, co zdarzało się bardzo często.
Oczywiście rodziny mają prawo wiedzieć, co się stało z ich bliskimi, ale jest jeszcze inny poważny problem. Frankiści rozstrzelali wielu niewinnych ludzi. Ale rozstrzelali też wielu przestępców, którzy popełnili straszliwe zbrodnie. Dopuszczali się tortur, należeli do tak zwanych Checas (Czeki – instytucje wzorowane na radzieckich organach bezpieczeństwa – zatrzymywały, torturowały, sądziły i rozstrzeliwały przeciwników politycznych – red.). Rząd i sędzia Garzón próbują teraz wykazać, że wszyscy – zabójcy i niewinni – są równi, że wszyscy są ofiarami frankizmu. W ten sposób udowadniają, że są po stronie zabójców, a przeciwko niewinnym, bo sprowadzają niewinnych do poziomu zabójców i wynoszą zabójców do rangi ofiar. To jest totalne fałszerstwo. Ja nazywam to prawem zabójców, a nie prawem ofiar.
[b]Może w ogóle nie dojść do procesu. Czy możliwe jest obejście amnestii z 1977 roku?[/b]