Dziecinna Europa

Europa to są wieki katastrof, barbarzyństwa, zła wyrządzanego sobie nawzajem przez ludzi. I nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy, to ten bagaż niesiemy ze sobą przez życie gdzieś w podświadomości - mówi Térese Delpech, francuska politolog.

Aktualizacja: 05.12.2008 23:17 Publikacja: 05.12.2008 23:16

Czy Nicolas Sarkozy przebudzi swoich obywateli z błogostanu?

Czy Nicolas Sarkozy przebudzi swoich obywateli z błogostanu?

Foto: Rzeczpospolita

[b]Rz: Dlaczego Europejczycy mają taką trudność z zaakceptowaniem faktu, że zło jest częścią ludzkiego doświadczenia? Że mamy w życiu przyjaciół, ale mamy też wrogów i że istnieją dziś grupy społeczne, które chcą być właśnie naszymi wrogami?[/b]

[b]Térese Delpech:[/b] Ta negacja zła bierze się z dwóch rzeczy. Po pierwsze, od mniej więcej XVII wieku Europa przeżywała jedną wielką wojnę w każdym pokoleniu i ludzie chcą zapomnieć o okropieństwach związanych z tymi wojnami. Wiek XX z dwoma totalitaryzmami wymyślonymi przez Europejczyków był kulminacją tego procesu. Po drugie, programowe odrzucanie realności zła bierze się z faktu, że dzisiejsi Europejczycy są jak rozpieszczone dzieci. Życie na kontynencie jest dostatnie i proste, w Europie Zachodniej ten stan trwa już zresztą od kilkudziesięciu lat. Wszystko, co zakłóca ten stan europejskiej błogości i samozadowolenia, jest źle widziane.

[b]A równocześnie, i o tym również pisze pani w swojej książce, Europa to kontynent ludzi, którzy nieustannie czegoś się boją. Strach jest najbardziej dojmującym uczuciem, które nam towarzyszy. Boimy się o pracę, żeby jej nie stracić, o dzieci, żeby nie padły ofiarą pedofilów, o środowisko naturalne, żeby przetrwało, boimy się jeść mięso, żeby nie zachorować na serce, i palić papierosy, żeby nie zachorować na płuca. Jak łączy się samozadowolenie ze strachem?[/b]

To jest istota świadomości współczesnego Europejczyka. Żeby żył w nie wiem jakim komforcie, to zawsze towarzyszy mu niepokój. Europa to są wieki katastrof, barbarzyństwa, zła wyrządzanego sobie nawzajem przez ludzi. I nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy, to ten bagaż niesiemy ze sobą przez życie gdzieś w podświadomości. W książce „Powrót barbarzyństwa w XXI wieku” piszę, że Europejczycy zatracili coś w rodzaju łącznika między świadomością a czasem, my nie chcemy pamiętać o naszej historii, wyrzekamy się tradycji, ciągłości. Oczywiście przy takim podejściu do życia bardzo trudno jest cokolwiek przewidzieć, nie mamy odpowiednich narzędzi. A skoro historia nas zaskakuje, to boimy się jej i nie chcemy stanąć z nią twarzą w twarz. Tak, uważam, że strach to jest dziś najsilniejszy rodzaj emocji w Europie, być może jest on naszym udziałem w jeszcze większym stopniu niż wielkie ludzkie pasje opisywane przez francuskich moralistów w XVII wieku – ambicja i miłość były udziałem ludzi wówczas żyjących.

[b]My nie mamy tak wspaniałych pisarzy moralistów, za to mamy polityków i media, które na ludzkim strachu robią majątek.[/b]

To zastanówmy się, jak wpływa na współczesnego Europejczyka obraz rzezi dokonanej przez terrorystów w Bombaju. Dziesięciu ludzi zabija prawie dwustu, kilkuset innych rani, oglądamy sceny, których tak naprawdę nie potrafimy przemyśleć w jakiś sensowny sposób, bo odrzucamy programowo założenie, że dotykamy zła. Widzimy w telewizji jakiś film, który w zasadzie nas nie dotyczy, tak przynajmniej nam się wydaje. Wierzymy, że ewolucja terroryzmu, która nastąpiła w ostatnich kilkunastu latach, jakoś rozejdzie się po kościach. Tymczasem terroryzm staje się naszym codziennym doświadczeniem, nie da się go już „przetrzymać”, siedząc w domu czy nie mieszając się do polityki. To nie jest IRA, ETA, Czerwone Brygady czy terroryzm korsykański. Współczesny terroryzm to globalna wojna, w której, chcemy czy nie, uczestniczymy wszyscy, przynajmniej potencjalnie. Sprawdzają się słowa Clausewitza, który mówił, że wojna jest jak kameleon, wraca do nas w różnych formach. Ale w Europie, nawet po Madrycie i Londynie, ciągle nie chcemy w to uwierzyć.

[b]A dlaczego Europa Zachodnia nie chce uwierzyć, że Rosja może być dla nas wszystkich rzeczywistym zagrożeniem?[/b]

W latach 90. Europa oczekiwała od Rosji reform demokratycznych i otwarcia i w zamian była gotowa otworzyć się na Rosję. Jednak moim zdaniem te procesy, które określaliśmy jako rosyjską transformację, skończyły się około roku 2003. To był czas afery Jukosu, prawdziwy koniec epoki Jelcyna, wzrost ceny ropy naftowej do około 60 dolarów za baryłkę, co stanowiło podstawę bogactwa Rosji, i kilka miesięcy później, latem 2004 – rzeź w szkole w Biesłanie. Ten atak pokazał Europejczykom twarz Rosji, o której dla wygody zapomnieli, oblicze państwa okazującego pogardę dla życia swoich obywateli, w tym dzieci. Latem tego roku mieliśmy atak na Gruzję i stajemy po raz kolejny przed koniecznością uznania, że Rosja odbudowuje swoją potęgę i że ma interesy, które nie są naszymi interesami.

[b]Problem polega na tym, że np. dla Polaków czy Estończyków zagrożenie rosyjskie jest zupełnie czym innym niż dla Francuzów czy Włochów...[/b]

Oczywiście, że doświadczenie historyczne odgrywa tutaj kluczową rolę. Moim zdaniem podejście krajów Europy Wschodniej jest bardziej realistyczne, jednak w Europie Zachodniej ludzie chcą wierzyć, że Rosja jest krajem takim samym jak każdy inny, że np. da się mu logicznie wytłumaczyć, że napadanie na sąsiadów jest złe, a jak się ma problem z sąsiadem, to trzeba usiąść do stołu i z nim pogadać. My nie chcemy przyjąć, że okres transformacji, o którym wcześniej mówiłam, to nieudany eksperyment, o którym sami Rosjanie nie chcą pamiętać.

[b]Czyli problem rozwiązujemy w ten sposób, że uznajemy, iż go nie ma.[/b]

Moim zdaniem prezydent Sarkozy podjął próbę rozwiązania problemu rosyjsko-gruzińskiego i – mimo że rozumiem obiekcje Polaków – to jednak warto popatrzeć realistycznie na to, co zostało osiągnięte. Sarkozy wywalczył rozejm w momencie, gdy wcale nie było oczywiste, jak daleko posuną się Rosjanie w głąb Gruzji. A poza tym, nikt w Europie nie uznał aneksji Osetii Południowej i Abchazji przez Rosję. Zdaję sobie sprawę, że obecny stan nie jest rozwiązaniem perfekcyjnym, ale dla ostudzenia nastroju wyobraźmy sobie, że przy okazji tego kryzysu Europą nie kierują prezydent Sarkozy i kanclerz Merkel, tylko Chirac i Schröder. Różnica jest jednak istotna.

[b]Czy pani zdaniem Sarkozy rzeczywiście akceptuje realność zagrożenia ze strony Rosji?[/b]

Wydaje mi się, że gdy przybył do Moskwy 12 lipca i rozmawiał z Putinem, to nie miał żadnych wątpliwości, że zagrożenie ze strony Rosji dla Gruzji opiera się na rosyjskiej przemocy i że Putin jest osobą gotową przemoc stosować.

To powiedziawszy, unikanie rozwiązywania trudnych problemów jest z pewnością jedną z cech obecnej Unii i dzieje się tak nie tylko w przypadku sporu z Rosją, ale również przy problemach wewnętrznych Unii Europejskiej. W Unii przez długie lata działał mechanizm polegający na drobnych, mało widowiskowych, ale jednak regularnych postępach we wszystkich dziedzinach. O Unii mówiono, że to jest rower, na którym ciągle trzeba pedałować, no to pedałowaliśmy, i to z doskonałym skutkiem. Największe efekty osiągnęliśmy oczywiście w dziedzinie rozszerzania sfery dobrobytu, ale do pewnego momentu Europa integrowała się również politycznie. Od 2005 roku, czyli od odrzucenia konstytucji europejskiej, ten proces nie działa.

I jest to wielki problem, bo moim zdaniem bez integracji politycznej Europa nie przetrwa jako wspólny organizm gotowy stawić czoła wyzwaniom XXI wieku. Być może przetrwa jako wspólnota ekonomiczna, ale to za mało, by się liczyć na świecie. Gdy mówię o integracji politycznej, nie chodzi mi tylko o tworzenie nowych instytucji. W istocie znacznie ważniejsza jest kwestia, o której rozmawiamy od początku tego spotkania: czy Europejczycy zrozumieją, że są częścią globalnych procesów, że te procesy mają wymiary pozytywne i negatywne, że te negatywne trzeba rozwiązywać, że nie da się przeżyć życia w kokonie europejskiego błogostanu. My musimy odnowić w sobie tę świadomość własnej historii i wykorzystać ją, by unikać błędów i zbrodni, które popełniano na tym kontynencie od wieków.W swojej książce poświęcam wiele miejsca wydarzeniom roku 1905, w którym w zasadzie widać było początki wszystkich największych tragedii XX wieku. Tylko że nikt ich nie chciał dostrzec, bo ludzie żyli w czasach nazywanych la belle epoque. Wkrótce miało się okazać, że to były złudzenia tworzone przez Europejczyków na własny użytek. Ważne jest, żeby na początku XXI wieku nie popełnić tego samego błędu. Nie wolno nam np. patrzeć bezczynnie na próby wyprodukowania broni jądrowej przez Iran, na testy nuklearne Indii i Pakistanu, na ewolucję terroryzmu, na modernizację chińskiej armii. Mamy teraz kryzys finansowy, jego skutki strategiczne mogą być ogromne, np. jeśli poziom wzrostu gospodarczego w Chinach spadnie przez kilka lat poniżej 6, 7 procent, dramatycznie wzrośnie bezrobocie i należy spodziewać się poważnych wystąpień społecznych. Następuje powolny rozkład Afryki, ostatnie wydarzenia na subkontynencie indyjskim mogą mieć ogromne konsekwencje. Te wszystkie kwestie to jest pole do popisu dla Europy, oczywiście Europy świadomej swojej roli i potrafiącej stawiać czoło problemom.

[b]To jest bardzo dobry postulat, tylko w książce dowodzi pani skutecznie, że takiej Europy nie ma. I że główna słabość dzisiejszej Europy to słabość moralna. Może powinniśmy zrezygnować z wybujałych oczekiwań. Może po prostu Unia Europejska powinna ograniczyć się do tego, w czym jest niewątpliwie najlepsza: rozszerzania strefy bogactwa. Smutne, ale może prawdziwe?[/b]

Jeśli jest tak, jak pan mówi, to Europa przestanie istnieć. Jeśli rzeczywiście naszym celem będzie wyłącznie konsumpcja – i zostawiam teraz na boku problemy, które mogą się wiązać z takim wyborem, zwłaszcza w czasach obecnego kryzysu – to stracimy wszelkie możliwości oddziaływania na procesy zachodzące w skali globu. Ale nawet jeśli Europa dokonałaby takiego samobójczego wyboru i ograniczyła swoją rolę do pomnażania własnego bogactwa, to realizacja takiego planu jest kompletnie nierealna. Po prostu nie da się odizolować od nędzy świata, zła, kłamstw, barbarzyństwa. Nie ma takich pieniędzy, za które można to kupić. To zło, o którym tak bardzo nie chcemy wiedzieć, samo się o nas upomni. Nie chodzi tylko o Bałkany czy Rosję, czyli kraje leżące na kontynencie. Weźmy Chiny, które teoretycznie są daleko. Możemy nie interesować się, komu Chińczycy sprzedają broń, tylko że ich broń trafia np. na Bliski Wschód, który jest już bezpośrednio w naszej strefie oddziaływania, albo do Afryki, skąd w wyniku wojen toczonych m.in. za pomocą chińskiej broni – do Francji, Hiszpanii, Włoch przyjeżdżają tysiące uchodźców. To jest kolejny problem: Europa ma ogromne problemy społeczne, problemy wykluczenia całych grup społecznych z tego procesu bogacenia się. Niby jak będzie on przebiegał? Bogaci zamkną się w swoich zamkach i nie będą wpuszczać biednych, biali odizolują się od Arabów, Murzynów i jeszcze Romów?

Mottem do mojej książki jest cytat z Kafki: „Musimy rozbić ukryte w nas morze lodu”. Europa nie ucieknie od swojej historii. Owszem, możemy się ukrywać pod tą lodową pokrywą, ale tak nie da się przeżyć.

[ramka][b]Térese Delpech [/b]

Francuska politolog, członek rady londyńskiego International Institute for Strategic Studies, analityk Centre d'Études et de Recherches Internationales w Paryżu, autorka wielu książek i opracowań strategicznych. Ostatnio w Polsce ukazała się jej książka „Powrót barbarzyństwa w XXI wieku” (wyd. Nadir). [/ramka]

[b]Rz: Dlaczego Europejczycy mają taką trudność z zaakceptowaniem faktu, że zło jest częścią ludzkiego doświadczenia? Że mamy w życiu przyjaciół, ale mamy też wrogów i że istnieją dziś grupy społeczne, które chcą być właśnie naszymi wrogami?[/b]

[b]Térese Delpech:[/b] Ta negacja zła bierze się z dwóch rzeczy. Po pierwsze, od mniej więcej XVII wieku Europa przeżywała jedną wielką wojnę w każdym pokoleniu i ludzie chcą zapomnieć o okropieństwach związanych z tymi wojnami. Wiek XX z dwoma totalitaryzmami wymyślonymi przez Europejczyków był kulminacją tego procesu. Po drugie, programowe odrzucanie realności zła bierze się z faktu, że dzisiejsi Europejczycy są jak rozpieszczone dzieci. Życie na kontynencie jest dostatnie i proste, w Europie Zachodniej ten stan trwa już zresztą od kilkudziesięciu lat. Wszystko, co zakłóca ten stan europejskiej błogości i samozadowolenia, jest źle widziane.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
„Heretic”: Wykłady teologa Hugh Granta
Plus Minus
„Farming Simulator 25”: Symulator kombajnu
Plus Minus
„Rozmowy z Brechtem i inne wiersze”: W środku niczego
Plus Minus
„Joy”: Banalny dramat o dobrym sercu
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Karolina Stanisławczyk: Czarne komedie mają klimat
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska