Otwieranie głowy szokuje mózg

Wszelkie zmiany, jakie zachodzą w mózgu – zwłaszcza po operacji struktur bardzo wrażliwych – wiążą się z niedokrwieniem. Guz, który rośnie, musi być unaczyniony - mówi profesor Mirosław Ząbek, neurochirurg

Publikacja: 03.01.2009 00:36

Mirosław Ząbek

Mirosław Ząbek

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

[b]Rz: Chyba żaden inny rodzaj operacji nie budzi wśród pacjentów takiego lęku jak operacja mózgu.[/b]

Obawa przed ingerencją w mózg jest uzasadniona. Stanowi on przecież siedlisko naszej osobowości, kultury, systemu wartości. Mówienie, że jest narządem, to pewne uproszczenie. Można powiedzieć, że jest osobnym organizmem. Bariera między naczyniami krwionośnymi a tkanką nerwową izoluje go właściwie od wszystkiego, co wnika do krwioobiegu. Dlatego leki tak trudno docierają do mózgu.

[b]Zdarza się, że zabieg zmienia człowieka?[/b]

W imię czynienia dobra można coś w mózgu zmienić. Ostatnio operowaliśmy pacjenta z guzem w układzie komorowym, w którym znajdują się struktury odpowiedzialne za pamięć. Jego żona mówi, że po zabiegu stał się niemal innym człowiekiem. Był dość emocjonalny, a jest zamknięty w sobie. Nie doszło co prawda do diametralnej metamorfozy osobowości. Zmiana była jednak na tyle wyraźna, że osoby, które dobrze go znały, zdołały ją zauważyć.

[b]W jaki sposób można wytłumaczyć to, co się stało?[/b]

Wszelkie zmiany, jakie zachodzą w mózgu – zwłaszcza po operacji struktur bardzo wrażliwych – wiążą się z niedokrwieniem. Guz, który rośnie, musi być unaczyniony. Nie ma naczyń krwionośnych powstałych specjalnie dla nowotworu. Zaopatrują one także inne, prawidłowe struktury. A zatem, usuwając guz, musimy poświęcić także te naczynia. Tym samym w pewnych miejscach powstaje większy lub mniejszy deficyt krążenia. Jeśli dzieje się to w głębokich strukturach mózgu, może nastąpić pewna przebudowa osobowości.

W przypadku pacjenta, o którym wspomniałem, po rehabilitacji sytuacja prawdopodobnie wróci do normy. Mózg ma niesamowite możliwości adoptowania się do uszkodzeń. Im młodszy, tym przebiega to szybciej.

[b]Jakie choroby można leczyć, ingerując w pracę szarych komórek?[/b]

Operujemy tętniaki, krwiaki, naczyniaki. Leczymy wszelkiego rodzaju guzy, łagodne i złośliwe. Obiektem pracy neurochirurga są urazy – zarówno rany przeszywające, jak i postrzałowe. Zajmujemy się też chorobami przebiegającymi z ruchami mimowolnymi, czyli drżeniem, sztywnością, chorobą Parkinsona.

[b]Leczycie też choroby psychiczne? [/b]

Ma pani na myśli psychochirurgię. Jej twórcą był portugalski neurolog Egas Moniz. Nam, neurochirurgom, znany jest bardziej jako człowiek, który w 1927 roku wymyślił angiografię mózgową, czyli badanie kontrastowe mózgu. Zrewolucjonizowało to diagnostykę. Nagrodę Nobla otrzymał jednak za wprowadzenie i rozwój psychochirurgii. W latach 40. i 50. XX wieku głównie w Stanach Zjednoczonych z jej pomocą leczono dziesiątki tysięcy ludzi z różnymi zaburzeniami osobowości. Zabieg, który był nazywany lobotomią, polegał na przecięciu części płata czołowego. Pacjenta znieczulano elektrowstrząsami. Następnie przez oczodół wkładano nóż, przebijając dość kruchy jego strop i przerywano drogi nerwowe. W książce pt. „Lot nad kukułczym gniazdem” opisał to Ken Kesey. Jej bohater poddany podobnemu zabiegowi stał się wyciszony, niekontrolujący do końca swoich odruchów, na przykład trzymania moczu. Jak się okazało, zamiast efektu terapeutycznego lobotomia prowadziła do dewastacji osobowości. Moniza, pomysłodawcę psychochirurgii, zabiło jego własne dzieło. Najpierw postrzelił go rozgoryczony pacjent, a potem inny ciężko pobił.

[b]Zdaje się, że dzisiaj lobotomia jest zakazana.[/b]

Podobnych operacji się nie przeprowadza, bo nie ma takiej potrzeby. Dzisiaj dużo lepiej rozumiemy neurofizjologię mózgu i zagadnienia związane z kontrolą zachowań. Mimo to w Ameryce ma w tej chwili miejsce nawrót do psychochirurgii. W Polsce ta metoda również zaczyna się przedzierać. Dzieje się to z wielkim trudem, bo zawsze rodzi się pytanie, czy mamy prawo niszczyć mózg, aby naprawić umysł. Szczęśliwie nie musimy go już uszkadzać, wystarczy stymulować.

[b]W jaki sposób stymuluje się mózg? [/b]

Wkładamy doń nitkę z czterema elektrodami i puszczamy prąd o wysokiej częstotliwości, powyżej 130 Hz. W ten sposób usypiamy grupy neuronów, które znajdują się wokół elektrod i przerywamy transmisję bodźców. Największym wskazaniem do tego typu leczenia są obsesje i kompulsje, czyli zachowania przymusowe. Chociaż przeprowadza się też próby terapii jadłowstrętu psychicznego czy depresji.

[b]Zastanawiam się, jak bardzo trzeba cierpieć, aby pozwolić włożyć sobie do głowy elektrody.[/b]

Kilka lat temu przeprowadziliśmy podobny zabieg u chłopca cierpiącego na zespół Tourette’a (schorzenie charakteryzujące się występowaniem tików ruchowych i werbalnych – red.). Był to wyjątkowo ciężki przypadek. Pacjent rozbijał sobie głowę, uszkadzał gałkę oczną, urywał ucho. Był agresywny także wobec innych. Wykonywał te czynności przy pełnej świadomości, że są złe. Od razu przepraszał. Błagał, żeby się do niego nie zbliżać. Leżąc w łóżku, wkładał sobie ręce pod pośladki, by nie uderzyć. W rezultacie skazany był na samotność i izolację.

Była to jedna z pierwszych operacji w zespole Tourette’a na świecie. Nie mieliśmy pewności, gdzie należy wszczepić elektrodę. Holendrzy włożyli ją do dwóch jąder we wzgórzach, Niemcy do jądra półleżącego. My zrobiliśmy podobnie.

[b]Z jakim efektem?[/b]

Wszystkie objawy cofnęły się w ok. 70 procentach. Mama chłopca powiedziała mi później, że w drodze do domu, na południe Polski, po raz pierwszy od wielu lat mogli spokojnie wejść do restauracji i zjeść obiad. Nie zostali wyproszeni jak zwykle. Jej syn nie rzucał talerzami, nie krzyczał.

[b]Jak zachowuje się mózg, kiedy majstruje w nim człowiek?[/b]

Prawdopodobnie choćby z powodu kontaktu komórki nerwowej z metalowymi narzędziami jest to dla niego szokiem. Oko chirurga jednak tego nie widzi. Chociaż gdybyśmy mieli odpowiednio czułe narzędzia do mierzenia potencjału komórek, to pewnie by się okazało, że reagują nawet na mało inwazyjne zabiegi.

Znacznie bardziej widać reakcję mózgu, kiedy dzieje się z nim coś złego, np. dochodzi do krwawienia w wyniku urazu. Szybko i łatwo ulega on wówczas obrzękowi. W rezultacie nie mieści się w czaszce. Kiedy następuje przyrost objętości brzucha, bez problemu wydyma się on na zewnątrz. W przypadku mózgu jest to oczywiście niemożliwe. Dochodzi do wzrostu ciśnienia śródczaszkowego. W najbardziej ekstremalnych przypadkach tkanka mózgowa wyciska się z uszkodzonego garnka kostnego niczym pasta z tubki. Należy wówczas wykonać szybko wiele czynności, aby uratować ją przed samozniszczeniem.

[b]Ojciec nowoczesnej neurochirurgii, amerykański profesor Harvey William Cushing, uczył, że należy operować tak, by mózg się nie zorientował, że jest operowany.

Przeprowadzał pan zabiegi w głębokiej hipotermii, przy zatrzymaniu krążenia krwi. Tego chyba trudno mózgowi nie zauważyć?[/b]

Zabieg w hipotermii jest procedurą bardzo obciążającą mózg. Na szczęście w związku z rozwojem neurochirurgii potrzeba jej wykonywania jest coraz mniejsza. Choroba, którą w ten sposób wówczas leczyliśmy, była nieusuwalna przy zachowaniu przepływu krwi przez mózg. Trzeba było go zatem zatrzymać. Wiadomo że wystarczą 3 – 4 minuty braku krążenia – w wyniku na przykład duszenia czy topienia – by doszło do obumierania kory mózgowej, a więc przerwania dróg nerwowych. Rozwiązaniem było wydłużenie śmierci komórki. W tym celu wprowadzaliśmy pacjenta w stan snu farmakologicznego, a temperaturę jego ciała obniżaliśmy do 18 stopni Celsjusza. Nigdy nie udało się przeprowadzić tego zabiegu w taki sposób, by mózg nie zauważył urazu. Pacjenci wybudzali się z narkozy nawet po kilku dniach od operacji.

[b]Pacjent zawsze jest nieprzytomny? [/b]

Większość operacji przeprowadza się w znieczuleniu ogólnym. Jest to komfortowe o tyle, że pozwala kontrolować warunki, jakie panują wewnątrz jamy czaszki. Anestezjolog poprzez odpowiednią narkozę może zapobiec obrzękowi mózgu i spowodować, że będzie on zrelaksowany.

Czasami potrzebujemy zachować świadomość pacjenta. On jest przytomny, a my nawiercamy niewielkie otwory w jego czaszce, znieczulając jedynie skórę i wprowadzamy do mózgu elektrody. Rozmawiamy z nim, prosimy by spełniał nasze polecenia, ruszał rękoma, liczył. Zdarza się, że podajemy do ręki szklankę pełną wody. Z początku trzęsą mu się ręce, woda się wylewa. Nagle włączamy prąd i chorobowe ruchy ustępują.

[b]A więc przypadek, o którym czytałam, kiedy to mistrz banjo grał na instrumencie w trakcie operacji, nie był wymysłem.[/b]

Jedna ze stacji telewizyjnych prosiła, bym to wydarzenie skomentował. Właściwie nie było ono wyjątkowe. Japońscy chirurdzy w podobnego typu operacjach używają instrumentów ludowych. W ten sposób można czasami zrobić naprawdę wiele.

[b]Na przykład? [/b]

Pamiętam przypadek jednego z pierwszych chorych na parkinsona, który został przez nas zoperowany. Wydarzeniu temu towarzyszyło spore zainteresowanie. Miałem spotkanie z parkinsonikami w Teatrze Komedia. Wraz z pacjentem weszliśmy na scenę. Przedstawiłem go. Nie miał żadnych ruchów chorobowych, więc sala niespecjalnie wierzyła, że cierpi na parkinsona. Chcąc pokazać, jak bardzo jest chory, wyłączyłem działanie wszczepionego wcześniej przeze mnie stymulatora. Wpadł w tak nieprawdopodobne drżenie, że cała sala zaczęła krzyczeć: niech go pan włączy!

[b]Częściej usuwa się coś z mózgu czy też coś się do niego wstawia?[/b]

Najlepiej byłoby usuwać tam, gdzie wyrosło coś niepotrzebnego, a wstawiać tam, gdzie czegoś brakuje. We współczesnej neurochirurgii dominuje ten pierwszy trend. Choć istnieje wiele chorób neurologicznych, które są wynikiem ubóstwa pewnego neurohormonu pełniącego rolę przekaźnika. Nie wiemy dlaczego, ale wiemy, co się w mózgu dzieje. Brakuje na przykład dopaminy czy serotoniny. Aż się wówczas prosi, by wstawić do mózgu komórki, które będą ją produkować.

[b]Już się to robi?[/b]

Niemal każdą komórkę potrafimy dzisiaj zmusić do wytwarzania tego, co by się chciało. Wystarczy pobrać ze skóry fibroblasty (komórki tkanki łącznej – red.) i technikami inżynierii genetycznej odpowiednio je przemodelować. Problem polega na czymś innym. W mózgu to coś powinno być produkowane w konkretnym miejscu i w konkretny sposób. Komórki musiałyby pokryć dokładnie ten fragment, w którym istnieje ubytek. Nie mogłyby opanować szerszego pola, bo wówczas produkcja wymknęłaby się spod kontroli. Niestety, dzisiaj nie jesteśmy w stanie jej okiełznać.

[b]Za to do perfekcji udało się już zapewne chirurgom opanować otwieranie czaszki.[/b]

Głowy nie otwiera się jak garnka, nie podnosi jak przykrywki do góry, by zajrzeć do środka. Robi się to tylko w miejscu, które będzie operowane. Mając odpowiednie narzędzia, możemy dzisiaj bez otwierania czaszki zobaczyć to, co się dzieje w mózgu, jaki jest kształt i wielkość guza. Pomocą może w tym służyć wirtualna kamera znajdująca się na czubku wkładanej do głowy elektrody.

[b]Gdzie można z jej pomocą zajrzeć?[/b]

Praktycznie w każde miejsce w mózgu. Same drogi dotarcia do źródła choroby są bardzo różne. Do niektórych guzów możemy się dostać przez nos, poprzez odwarstwienie śluzówki w jednym przewodzie nosowym i złamanie jego chrzęstnej przegrody. Jest to dość proste. Są natomiast bardziej karkołomne operacje, kiedy do podstawy czaszki trzeba dochodzić przez gardło. Czasami należy przeciąć żuchwę, wyjąć ją ze stawu i przeciąć język. Do niektórych tętniaków docieramy za pomocą cewnika przez pachwinę.

[b]Który fragment mózgu jest pana zdaniem najważniejszy dla naszego człowieczeństwa?[/b]

Pewne okolice mózgu nazywamy elokwentnymi. Traktowane są one przez neurochirurgów w szczególny sposób. Bardzo dbamy, aby podczas operacji nie doszło do ich uszkodzenia. Są to struktury odpowiedzialne za ruch ciała, wzrok i mowę: jej rozumienie i zdolność mówienia. Jeśli uszkodzeniu ulega jedna z nich, to człowiek może rozumieć sens wypowiadanych słów, ale będzie miał problem z wysłowieniem się. Takie zaburzenia występują w przypadku uszkodzenia okolicy kory czołowej lub skroniowej.

Natomiast gdybyśmy szukali centrum człowieczeństwa czy, inaczej mówiąc, duszy, to myślę, że znajduje się ono tam, gdzie zaczyna kształtować się człowiek: w dzieciństwie, w kontakcie z rodzicami, w tworzeniu właściwych wzorców postępowania. A więc znacznie głębiej niż w mózgu.

[ramka][srodtytul]Prof. Mirosław Ząbek [/srodtytul]

Jest ordynatorem Kliniki Neurochirurgii i Urazów Układu Nerwowego CMKP Szpitala Bródnowskiego w Warszawie. Przeprowadził wiele nowatorskich operacji. Miesiąc temu jako pierwszy w Polsce wprowadził nowy system do operacji guzów mózgu przy jednoczesnym obserwowaniu funkcji włókien nerwowych na całym ich przebiegu. Przez wiele lat pełnił funkcję konsultanta kraju ds. neurochirurgii.[/ramka]

[b]Rz: Chyba żaden inny rodzaj operacji nie budzi wśród pacjentów takiego lęku jak operacja mózgu.[/b]

Obawa przed ingerencją w mózg jest uzasadniona. Stanowi on przecież siedlisko naszej osobowości, kultury, systemu wartości. Mówienie, że jest narządem, to pewne uproszczenie. Można powiedzieć, że jest osobnym organizmem. Bariera między naczyniami krwionośnymi a tkanką nerwową izoluje go właściwie od wszystkiego, co wnika do krwioobiegu. Dlatego leki tak trudno docierają do mózgu.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: Polska przetrwała, ale co dalej?
Plus Minus
„Septologia. Tom III–IV”: Modlitwa po norwesku
Plus Minus
„Dunder albo kot z zaświatu”: Przygody czarnego kota
Plus Minus
„Alicja. Bożena. Ja”: Przykra lektura
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Plus Minus
"Żarty się skończyły”: Trauma komediantki
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje