Dojrzewanie polityczne aktora

„Nil” czekał na realizację wiele lat. Także dlatego, że wszystko, co dotyczy przeszłości, jest eliminowane przez tych, którzy uważają, że musi być wesoło – mówi Olgierd Łukaszewicz, odtwórca tytułowej roli w tym filmie

Publikacja: 23.05.2009 15:00

Dojrzewanie polityczne aktora

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

„Nil” Ryszarda Bugajskiego powstał po wielu perypetiach, które wskazują, że po 1989 r. cenzurę zlikwidowano, ale tylko oficjalnie. Działa środowiskowa, towarzyska. Równie skuteczna. A film o morderstwie sądowym na akowskim generale zdaniem Olgierda Łukaszewicza, odtwórcy tytułowej roli, prowokuje także pytania o naszą demokrację.

Oglądałem „Nila” w Złotych Tarasach. Wyszedłem z kina wprost na Pałac Kultury, co prawda już od dawna nienoszący imienia Józefa Stalina, a jednak poczułem się absurdalnie: do dziś nie wiadomo, gdzie pochowano generała, żadna z osób zamieszanych w mord sądowy nie została ukarana. Pułkownik NKWD, który mówi w filmie, że Polacy uwierzą w każdy absurd, ma rację: wciąż bierzemy udział w historycznym absurdzie.

– Jak się okazuje, pamięcią można manipulować – mówi Łukaszewicz. – Tomasz Łubieński zawarł kiedyś najważniejszy polski dylemat w pytaniu „Bić się czy nie bić?”. Dziś brzmi on „Pamiętać czy nie pamiętać?”. Moja odpowiedź brzmi: trzeba pamiętać o ofierze jako wzorze patriotycznej postawy, a także o ofiarach – tych, którzy oddali życie. O zdradzie wobec Polski, Polaków, tradycji i etosu, a także o zdrajcach.

Tymczasem co chwilę mamy zawirowania związane z naszą historią. – Dyskusja, czy Ryszard Kukliński był zdrajcą, czy bohaterem, robiła na mnie wrażenie nie z naszej rzeczywistości – kontynuuje aktor. – Jakby Polacy mogli abstrahować od własnego położenia i chęci wyzwolenia się spod wpływów Związku Sowieckiego. Dla mnie Kukliński nie był zdrajcą, a każdy, kto go o to posądza, czyni odstępstwo od mitu niepodległościowego ukształtowanego poprzez wszystkie powstania. Jest naiwnym sentymentalistą. Czyżby Konrady Wallenrody i inne przykłady „szlachetnych zdrajców” nie wniosły nic do naszego pojmowania historii?

A jednak w badaniach socjologicznych na pytania: czy popierasz decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego, czy popierasz postawę pułkownika Kuklińskiego – górą jest wciąż generał Jaruzelski, PRL zostawiła ślad.

– Krecha przekreślającą „Nila” na plakacie jest wyraźnie czerwona – stwierdza aktor. – Uważam, że nadużyto grubej kreski w stosunku do naszej pamięci i zbiorowego sumienia narodowego, bo moim zdaniem taka kategoria istnieje. Dziwimy się reakcjom na „Katyń” Andrzeja Wajdy we Włoszech i we Francji, gdzie spotkał się ze zmową milczenia. A u nas zmowy milczenia na tematy historyczne nie ma?

[srodtytul]Salon warszawski[/srodtytul]

Łukaszewicz wielokrotnie się przekonał, jak wiele lat po 1989 r. działało paraliżująco przewrażliwienie na obecność czerwonego wśród nas. Podświadome, wynikające z historycznych doświadczeń.

– Nie było dla mnie do pomyślenia, że Krzysztof Kamil Baczyński może być dla kogoś kontrowersyjny – podaje przykład. – Ale poczułem to, kiedy zrobiłem „Śpiew z pożogi” na placu Teatralnym. Zaczęły ujawniać się upiory, które hamowały sprawy związane z naszą inicjatywą aktorów Teatru Narodowego. I kiedy w 2000 r. urządzałem na placu Teatralnym zaduszki narodowe poświęcone pamięci Sybiraków – zacząłem spektakl słowami: „Odkąd Nowosilcow wyjechał z Warszawy, nikt nie potrafi urządzić porządnej zabawy”. Prowokowałem świadomie. To, z czego szydzi Mickiewicz w scenie „Salonu warszawskiego”, że o wielu sprawach pisać się nie powinno – dziwnie ciąży, dziwnie się przedłuża.

To dlatego „Nil” czekał na realizację wiele lat. 20 lat po odzyskaniu niepodległości stalinizm pozostaje tematem, który trudno ruszyć. Od Ryszarda Bugajskiego wiem – dodaje aktor – że chciał zrobić film o rotmistrzu Pileckim, ale nie było mu dane. Spotykał się z pytaniem: „Panie Bugajski, dlaczego chce pan kręcić filmy na takie tematy?”.

Trzeba sobie powiedzieć wprost: to są dialogi z czasów PRL. Okazało się, że generał Fieldorf jest tematem trudniejszym od Katynia. Film Wajdy pokazuje zemstę obcego mocarstwa, Związku Sowieckiego, za przegraną wojnę polsko-bolszewicką, tymczasem „Nil” przypomina, że polscy komuniści dokończyli czystki przedwojennych elit na rozkaz Moskwy.

– Nie chciałbym nikogo osądzać ani wydawać moralnych ocen na podstawie pochodzenia i rodzinnych doświadczeń – zastrzega się Łukaszewicz.

Podkreśla, że jego świadomość została uformowana na takich lekturach jak „Timur i jego drużyna”, „Waśka Turbaczow i jego koledzy”. Gdy porządkowano hierarchię świata w przedszkolu i pani przedszkolanka pytała, kogo kocha najbardziej – odpowiadał: Pana Jezusa, mamusię, tatusia i Stalina.

– Dlaczego o tym opowiadam? Bo też przez wiele lat nie wiedziałem, kim był Fieldorf. Dowiedziałem się więcej, pracując nad filmem. Przeczytałem monografię „Nila” i mnie jego sprawa zainteresowała. Czytałem też książkę o Sierpcu, gdzie kręciliśmy powrót „Nila” z Sybiru. Jest tam cytowany rozkaz Radkiewicza i podana instrukcja, w jaki sposób powinni być mordowani działacze PSL i jak to powinno być przedstawiane społeczeństwu w prasie. Wszyscy szefowie UB, którzy nie chcieli się zastosować do instrukcji, mieli ponieść konsekwencje.

[srodtytul]Manipulacje w sądzie[/srodtytul]

W filmie Bugajskiego widać totalną degrengoladę ubeków: to banda łajdaków, która wykonując polecenia sowieckich nadzorców, morduje oficerów AK. Jak nie będą mordować akowców, to ich wymordują. Śledczy Górski, który przesłuchuje generała, jest upokorzony, przerażony siłą moralną Fieldorfa.

– Czy było tak naprawdę, mógł powiedzieć sam. Ale nikt nie chciał go przesłuchać – konkluduje aktor. Jeszcze kilka lat temu mieszkał w Warszawie i spacerował sobie spokojnie po mieście.

Pytam aktora, czy czuł, że gra w filmie, który opowiada o egzekucji II Rzeczypospolitej.

– Ryszard Bugajski bada postawę romantyczną u Pileckiego, gdy ofiara staje się pointą życiorysu, i racjonalną Fieldorfa, która też do niczego nie prowadziła. Bo zapadł wyrok. Aktor doświadczał tego w szkole. Piłsudski był przedstawiany jako faszysta i trzeba było o nim zapomnieć. Inna prawda była przekazywana przez historię rodzinną.

– Bratanek prezydenta Władysława Raczkiewicza – Witold – był moim ojcem chrzestnym. Część mojej rodziny była związana z powstaniem warszawskim. W Szarych Szeregach służył jeden z wujów. Zapamiętałem jego zdjęcie z Sachsenhausen – ogolonego 13-letniego chłopca w pasiaku, z wytatuowanym numerem. Moi rodzice z półtorarocznym bratem przeżyli powstanie na Mokotowie, potem przeszli przez Pruszków. Nie wiem, jak przebiega praca mózgu i sumienia, ale poczucie długu wobec pokoleń wiernych suwerennej Polsce obudziło się we mnie, odkąd zostałem aktorem Teatru Narodowego. Na pewno rola „Nila” jest prezentem od losu, ale też układa się w pewną kolej rzeczy. Byłem mistrzem ceremonii na pogrzebie Kuklińskiego. Jako aktor spełniłem tę rolę na pogrzebie Jana Nowaka-Jeziorańskiego, a wcześniej podczas obchodów rocznicy powstania warszawskiego.

[srodtytul]Musi być wesoło[/srodtytul]

Rozmowa schodzi na temat polityki historycznej. Aktor zauważa, że dopiero od niedawna możemy rozmawiać wprost o historii i kluczowych jej postaciach.

Zawdzięczamy to m.in. Scenie Faktu Teatru TV, gdzie Olgierd Łukaszewicz zagrał Wincentego Witosa w spektaklu „O prawo głosu” i kardynała Stefana Wyszyńskiego w „Złodzieju w sutannie”. Gdy grał go wcześniej w filmie „Pokuszenie” Barbary Sass-Zdort – postać była przedstawiona aluzyjnie.

– Rzeczywistość historyczna rozpływała się, była niekonkretna. Dochodziło do absurdów. Pamiętam portret Ignacego Machowskiego upozowanego na Lenina w sklepie na Sławkowskiej w Krakowie. Teraz rozmawiamy o przeszłości świadomie. Ale to nie jest zasługa PiS, tylko wszystkich środowisk, które były tym zainteresowane, m.in. AK – uważa Łukaszewicz. – Wrażliwość historyczna nie zależy od przynależności partyjnej. Jej się nie da wymazać. Ludzie zaczęli się dopominać o tematy z przeszłości. Ale jest też inna perspektywa, która sprawia, że nie można demonizować roli rodzin komunistów w negowaniu spraw historii. Budujemy nową rzeczywistość. Wszystko, co dotyczy przeszłości, jest eliminowane również przez tych, którzy uważają, że powinna królować kultura pop – że to powinien być jedyny łącznik naszej młodzieży z Europą. Musi być wesoło.

A to znaczy, że kino, które oceniało wojnę, mówiło o naszym moralnym niepokoju w czasach PRL, ma dziś dostarczać wyłącznie bezmyślną rozrywkę.

– Nie jesteśmy zresztą samotną wyspą – podkreśla aktor. – Czy Hiszpanie poruszyli już wszystkie tematy historyczne i je wyczerpali? A Francuzi i Austriacy? Myślę, że nie. Ta świadomość zabiła austriackiego pisarza Thomasa Bernharda. Nie mógł się zgodzić na zalukrowanie wszystkiego tak jak ciasteczek Mozartowskich. Artyści się na to nie zgadzali, ale społeczeństwo chciało zapomnieć. Jak Burgtheater grał rozliczeniową sztukę „Plac Bohaterów”, widziałem demonstracje przeciwko temu, że Bernhard szkaluje dobre imię Austriaków. Demonstrowali młodzi ludzie.

Rosjanie dali sobie spokój z rozliczeniami najskuteczniej. Teraz chcą je zablokować ustawowo. Był film „Pokuta”, ale tak wieloznaczny, że nie wiadomo, o co chodzi.

I o to chodzi.

Tymczasem z „Nila” można wyciągnąć wnioski ważne dla naszego współczesnego życia społecznego.

– Najciekawszą rzecz powiedziała pani Anna Jakubowska ze Związku Żołnierzy AK. Osoba, która przetaczała swoją krew do żyły rannego kolegi po zamachu na Kutscherę. Jej zdaniem film mówi też o tym, żeby mieć odwagę cywilną w życiu publicznym. Ja się spotkałem z takim odbiorem, gdy się zastanawiano, co się dzieje, kiedy polityka wkracza do sądu i do wymiaru sprawiedliwości. Oglądamy sąd stalinowski, a ja pytam o naszą demokrację. Co z naszymi sądami?

[srodtytul]Polska upartyjniona[/srodtytul]

Olgierd Łukaszewicz zaangażował się w obronę burmistrza Helu posądzonego o wzięcie łapówki z panią Sawicką.

– Czego się dowiedziałem? Sąd w Poznaniu nie chciał go sądzić, odesłał papiery do sądu w Gdyni, a ten do sądu w Gdańsku, ten zaś do sądu w Warszawie. To się dzieje teraz. Jeżeli wyprowadza się ludzi w kajdankach – powinni mieć godny proces. Słyszał pan o procesie Wieczerzaka czy Jamrożego? Rodzą się pytania: czyżby ktoś zamykał usta? Żeby burmistrz Helu wyszedł z więzienia, żona zapożyczyła się u ludzi na kaucję

200 tys. zł, co jest sumą ponad ich stan materialny. On sam nie może podjąć pracy w sektorze publicznym, jego składki ubezpieczeniowe nie są odprowadzane. Znalazł się poza prawem. Tymczasem pan prezydent Sopotu Karnowski ma postawione zarzuty, wpłacił 35 tys. zł i pełni swoją funkcję. Demokracja nie uchroniła nas przed mechanizmami, które budzą sprzeciw. Polska jest upartyjniona. Każda inicjatywa, każda decyzja jest oceniana z punktu widzenia pożytku dla partyjnego marketingu. Każda partia robi badania socjologiczne i kiedy może, dopisuje punkty w sondażach. Nie ma celów i wizji ponadpartyjnych. Ale, jak wynika z historii, podobnie było w II Rzeczypospolitej. A mimo to myślałem, że nauczymy się czegoś na błędach. Nie rozumiem tego, jak prawica z prawicą może się kłócić.

[srodtytul]Uczmy się historii[/srodtytul]

Aktor jest przybity politycznym krachem „Solidarności”. Żałuje, że zaangażował się w kampanię prezydencką Lecha Kaczyńskiego.

– Pełniłem funkcję przewodniczącego Rady Pozarządowych Organizacji Kulturalnych. Mieliśmy sukcesy w lobbowaniu ustaw na rzecz kultury. Chciałem pozostać partnerem władzy w polityce kulturalnej. Jednak minister kultury Kazimierz Ujazdowski nie zwoływał posiedzeń Rady i bez naszej wiedzy ją zlikwidował. Potem się dowiedziałem, że był w sporze z prezydentem. Skąd miałem o tym wiedzieć? Do obiecanego mi podczas kampanii wyborczej przez pana Andrzeja Urbańskiego spotkania z prezydentem Lechem Kaczyńskim nie doszło, a moje obszerne pismo pominięte zostało milczeniem. Patrząc na to, co się obecnie dzieje, widzę, że niewiele wiedziałem o kandydacie w wyborach. Byłem dobry do reklamówki i tyle. Oceniam to jako ewidentny dowód mojej niedojrzałości politycznej.

Gdy aktor tak krytycznie ocenia swoją decyzję, niedojrzałymi politycznie należy określić nas wszystkich, którzy braliśmy poważnie projekt koalicji.

Kończymy rozmowę. Olgierd Łukaszewicz wybiera się na sejmowy pokaz „Nila”.

– Chcę powiedzieć posłom, żeby się przyczyniali do rozwoju sztuki filmowej rozumianej także jako zadania historyczne. Ucieszyłem się, kiedy usłyszałem w radiu, jak pan Tusk żałował, że nie mamy filmu o cudzie nad Wisłą. Takie filmy są potrzebne. Kiedy jeździłem na pokazy filmu w kraju, okazywało się, że młodzi ludzie o „Nilu” nic nie wiedzieli. A na „Katyniu” mówili, że oficerowie uciekną, że na pewno się im uda. Pod koniec przeżywali szok. Dlatego powinni poznać historię.

„Nil” Ryszarda Bugajskiego powstał po wielu perypetiach, które wskazują, że po 1989 r. cenzurę zlikwidowano, ale tylko oficjalnie. Działa środowiskowa, towarzyska. Równie skuteczna. A film o morderstwie sądowym na akowskim generale zdaniem Olgierda Łukaszewicza, odtwórcy tytułowej roli, prowokuje także pytania o naszą demokrację.

Oglądałem „Nila” w Złotych Tarasach. Wyszedłem z kina wprost na Pałac Kultury, co prawda już od dawna nienoszący imienia Józefa Stalina, a jednak poczułem się absurdalnie: do dziś nie wiadomo, gdzie pochowano generała, żadna z osób zamieszanych w mord sądowy nie została ukarana. Pułkownik NKWD, który mówi w filmie, że Polacy uwierzą w każdy absurd, ma rację: wciąż bierzemy udział w historycznym absurdzie.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Agnieszka Fihel: Migracja nie załata nam dziury w demografii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
Dzieci nie ma i nie będzie. Kto zawinił: boomersi, millenialsi, kobiety, mężczyźni?
Plus Minus
Nowy „Wiedźmin” Sapkowskiego, czyli wunderkind na dorobku
Plus Minus
Michał Przeperski: Jaruzelski? Żaden tam z niego wielki generał
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Michał Szułdrzyński: Wybory w erze niepewności. Tak wygląda poligon do wykolejania demokracji