„Nil” Ryszarda Bugajskiego powstał po wielu perypetiach, które wskazują, że po 1989 r. cenzurę zlikwidowano, ale tylko oficjalnie. Działa środowiskowa, towarzyska. Równie skuteczna. A film o morderstwie sądowym na akowskim generale zdaniem Olgierda Łukaszewicza, odtwórcy tytułowej roli, prowokuje także pytania o naszą demokrację.
Oglądałem „Nila” w Złotych Tarasach. Wyszedłem z kina wprost na Pałac Kultury, co prawda już od dawna nienoszący imienia Józefa Stalina, a jednak poczułem się absurdalnie: do dziś nie wiadomo, gdzie pochowano generała, żadna z osób zamieszanych w mord sądowy nie została ukarana. Pułkownik NKWD, który mówi w filmie, że Polacy uwierzą w każdy absurd, ma rację: wciąż bierzemy udział w historycznym absurdzie.
– Jak się okazuje, pamięcią można manipulować – mówi Łukaszewicz. – Tomasz Łubieński zawarł kiedyś najważniejszy polski dylemat w pytaniu „Bić się czy nie bić?”. Dziś brzmi on „Pamiętać czy nie pamiętać?”. Moja odpowiedź brzmi: trzeba pamiętać o ofierze jako wzorze patriotycznej postawy, a także o ofiarach – tych, którzy oddali życie. O zdradzie wobec Polski, Polaków, tradycji i etosu, a także o zdrajcach.
Tymczasem co chwilę mamy zawirowania związane z naszą historią. – Dyskusja, czy Ryszard Kukliński był zdrajcą, czy bohaterem, robiła na mnie wrażenie nie z naszej rzeczywistości – kontynuuje aktor. – Jakby Polacy mogli abstrahować od własnego położenia i chęci wyzwolenia się spod wpływów Związku Sowieckiego. Dla mnie Kukliński nie był zdrajcą, a każdy, kto go o to posądza, czyni odstępstwo od mitu niepodległościowego ukształtowanego poprzez wszystkie powstania. Jest naiwnym sentymentalistą. Czyżby Konrady Wallenrody i inne przykłady „szlachetnych zdrajców” nie wniosły nic do naszego pojmowania historii?
A jednak w badaniach socjologicznych na pytania: czy popierasz decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego, czy popierasz postawę pułkownika Kuklińskiego – górą jest wciąż generał Jaruzelski, PRL zostawiła ślad.