– „... czego ty właściwie od nas chcesz, czego żądasz? I czego, Polsko, my od ciebie chcemy?”.
Przed laty napisał w wierszu: „To jest twoja ojczyzna, innej mieć nie będziesz”. Od dawna też co rusz przypomina, że to nie my jesteśmy potrzebni Polsce, ale Polska nam. Bo bez niej, cóż nam pozostanie - ścieżki rowerowe?
[srodtytul]Krew królów[/srodtytul]
Zetknąłem się kiedyś z absurdalnym określeniem Jarosława Marka Rymkiewicza jako pisarza historycznego. Absurdalnym, bo na tę historię, którą lubi autor „Kinderszenen”, składa się ta historia, „co była, i ta, co tylko mogła być, i jeszcze ta, która nie mogła być, lecz została wymyślona”. W takiej historii, jak pisał w 1987 r. w „Żmucie”, chciałby żyć, a chociażby uczestniczyć. „Historycy powiedzą – pisał J.M.R. – że to nie jest historia, bowiem historią jest to, co się wydarzyło. A to się nie wydarzyło? Te zmyślenia, domniemania, przypuszczenia? Też się wydarzyło, tylko jakoś inaczej: jakby mniej realne to było, lecz jednak realne. Różnica polega zatem na stopniu realności. Więc to też jest historia, tyle że nieco inna: historia mojego umysłu, naszych umysłów”.
Na współczesność pisarz patrzy inaczej. Z wywiadów pomieszczonych w „Rozmowach polskich w latach 1995 – 2008” wyłania się niekiedy wizerunek bystrego obserwatora i gniewnego komentatora dziejów najnowszych. Czasem jawi się nam Rymkiewicz niczym rasowy publicysta, zazwyczaj jednak – i zdecydowanie wolę go w tej roli – jako kontynuator tradycji literatury i myśli polskiej od Jana Kochanowskiego, przez Maurycego Mochnackiego, po Józefa Piłsudskiego (tak, tak, Marszałek miał znakomite pióro!). Gdzieś między nimi dumnie kroczą nasi romantycy, z Mickiewiczem na czele. Z tym poetą, na którego – bywa – pisarz spogląda bardzo krytycznie, wie jednak, jest o tym święcie przekonany, że „gdyby nie Mickiewicz, Polski by nie było”.
Niektóre z wywiadów dostarczają ciekawego materiału poglądowego. Tak dzieje się na przykład, gdy Cezary Michalski usiłuje przekonać autora „Baketu” do Stanisława Brzozowskiego, a ten odpowiada: „Brzozowski jest u początków tego upadku... to jego straszliwe socjalistyczne zdziczenie”. Michalski z pomocą Agaty Bielik zarzuca Rymkiewicza nazwiskami, a to Derridy, to znów Podsiadły z Tokarczuk i Wiedemannem pospołu i chce rozmawiać o „Fa-arcie”, a pisarz z kamiennym spokojem odpowiada, że „zamiast czytać głupoty, lepiej jeszcze raz posłuchać ostatniej sonaty Beethovena”.
Swoją drogą, wymieniony wyżej publicysta nazwał ostatnie książki Rymkiewicza „polskimi »Biesami«”. Może i to porównanie z Dostojewskim jest pochlebne dla polskiego pisarza, ale – moim zdaniem – nie do końca trafne. Jeśli widzę jakąś prostą linię wiodącą do „Wieszania” i „Kinderszenen”, to od kresowej twórczości romantyków, od Malczewskiego i Goszczyńskiego, a i od „Króla Ducha” Juliusza Słowackiego.
„... jedynym fundamentem istnienia królestwa Polaków – tłumaczy J.M.R. – może być krew polskich królów, a zatem ta krew, żeby Polska zaistniała, musi być przelana. Polska oparła się o swoją, nie o cudzą krew. Oparła się o swoją własną krew w roku 1944 i teraz buduje na tym swoją państwowość. Tak właśnie ma być”.
[srodtytul]Truchło świadkiem[/srodtytul]
Niewielu jest autorów, którzy swoje sądy przedstawiają z podobnym Rymkiewiczowi przekonaniem. Nie zawsze sądy te się sprawdzają, życie zweryfikowało np. niektóre polityczne prognozy autora „Wieszania”. W kwietniu 2007 r. wieszczył, że „Jarosław Kaczyński wygra następne wybory”, na tej podstawie, że „historia Polski nagle się poruszyła. Polacy się ruszają, rusza im się w głowach”. Bardzo to możliwe, ale że rzeczywistość skrzeczy, J.M.R. od pewnego czasu utrzymuje, że – jak powiedział w najnowszym wywiadzie dla „Newsweeka” z 14 czerwca br. – „Kaczyński miewa fenomenalne pomysły, ale jego problem polega na tym, że nie jest w stanie ich zrealizować, bo nie dysponuje realną siłą”. W przeciwieństwie do takiego, na przykład, Piłsudskiego, który – dopowiada – „miał wojsko, wiernych oficerów, a także wsparcie robotników i intelektualistów”.
Tymczasem bracia Kaczyńscy – dowodził – mają trudności z wyjściem z politycznej sytuacji, w jakiej się znaleźli, i w istocie nic nie mogą zrobić. No to nasuwa się pytanie: skoro wszystko, co robi Jarosław Kaczyński, jest dobre dla Polski, a nie może zrobić niczego, to jaki może być efekt takiego działania czy – jak kto woli – braku działania?
Na pewno w „Rozmowach polskich latem roku 1983” nie pomylił się Rymkiewicz, przypisując prezydenturze Ronalda Reagana wyjątkowe znaczenie ani też zapowiadając bliski już kres komunizmu. Ale np. nie rozpoznał stanu umysłów na Ukrainie. „To wielki naród – pisał – większy niż my, więcej jest ich przecież niż trzydzieści sześć milionów. A gdzie teraz są, kim są? Kto mieszka dziś w ukraińskich wioskach nad Dnieprem, nad Zbruczem? Jakim językiem mówią tam ludzie, jaka jest ich ojczyzna, jakiej chcą ojczyzny?
I kto dziś mieszka w Kijowie, we Lwowie, w Odessie? Co to jest za naród? Czy oni jeszcze chcą, czy potrafią być narodem?”.
Bez obaw, przekonaliśmy się, że potrafią być narodem. Jeszcze jakim, choć na pewno niezgodnym z naszą wizją „słodkich Rusinów”. Skądinąd rozumiem, dlaczego autor „Baketu” zachował taką ostrożność czy wręcz nieufność wobec Ukraińców i idei niepodległej Ukrainy. Nie z egoistycznych pobudek, lecz w trosce o Polskiego Ducha, który „tam ciągle przebywa, ciągle tam gospodarzy. Trzeba zapytać: czy on ma tam nadal gospodarzyć, czy właśnie tego chcemy, czy raczej powinien się zacząć stamtąd wycofywać? Czy taka dziejowa rejterada w ogóle jest możliwa, czy to się w dziejach zdarzało?”.
Nie ma rady, „z Polski – pisał Rymkiewicz w »Rozmowach polskich latem roku 1983« – wypisać się nie można, i Polak, który umiera, nie przemienia się przecież – o, to byłaby kara zbyt już okrutna, gorsza niż wszystkie czyśćce, wszystkie piekła – w truchło bez narodowości, w ducha bez ojczyzny, lecz pozostaje nadal Polakiem, duchem polskim, trupem polskim, i nadal zatem uczestniczy w polskich dziejach, jest obecny, jest świadkiem, poświadcza, i działa nadal duchowo, a może, w tajemniczym jakimś sposobie, i fizycznie w sprawie polskiej, wspomaga Polskę, wzmaga polskość Polski (...)”.
[srodtytul]Swoisty wampiryzm[/srodtytul]
W najnowszym wywiadzie udzielonym Mariuszowi Cieślikowi z „Newsweeka” Jarosław Marek Rymkiewicz powiada: „Dla naszego samopoczucia byłoby lepiej, gdyby w stanie wojennym rzucono parę bomb i spalono jakiś komitet. Późniejsze wyroki śmierci stałyby się pomnikami narodowej chwały”.
– Nie przeraża cię – spytał mnie kiedyś pewien znany krytyk literacki – ten swoisty wampiryzm Rymkiewicza, ta łatwość, z jaką szafuje życiem narodu, ta ochota na złożenie daniny krwi?
– Przeraża – odparłem – ale to nie kto inny, tylko ten pisarz właśnie powiedział kiedyś, że nie jest godzien litości ktoś taki, kto pisze tak, że jego pobratymcy nie mają żadnego pożytku duchowego z jego pisania. A ja ten pożytek duchowy z lektury książek autora „Kinderszenen” mam.
Krytyk spojrzał na mnie nieprzychylnie, machnął ręką i w końcu orzekł: – To wszystko jest chore.
Może i chore – myślę – ale jakże to piękna choroba.
[ramka][b]Jarosław Marek Rymkiewicz[/b]
(ur. 1935 r.) – poeta i prozaik, dramatopisarz, eseista. Profesor Instytutu Badań Literackich PAN. Znawca twórczości wielkich polskich poetów: Mickiewicza, Słowackiego, Fredry, Leśmiana, o których pisał w licznych publikacjach. Autor ważnych książek o najnowszej historii Polski i współczesności, m.in.: „Wieszanie” (2007 r.), „Kinderszenen” (2008 r.). Ostatnio nakładem Wydawnictwa Sic! ukazały się jego „Rozmowy polskie po latach 1995 – 2008”. [/ramka]