Jedną z bardziej intrygujących reakcji po filmie Sachy Barona Cohena „Bruno” był protest australijskiego pisarza Marka Adnuma. Jako zadeklarowany gej Adnum uznał się za obrażonego nie filmem, ale stanowiskiem Gejowsko-Lesbijskiej Ligi przeciwko Zniesławieniom (GLAAD), która domagała się od twórcy „Bruna” umieszczenia na koniec filmu wyjaśnienia, że tytułowa postać nie jest reprezentatywna dla środowiska homoseksualistów. Rzecznik GLAAD Rashad Robinson uznał, że film nie obala stereotypów, a co gorsza, „miejscami” wyśmiewa się z gejów.
Musieliśmy z panem Robinsonem oglądać inny film, bo w moim „Bruno” geje wyśmiewani są non stop, podobnie zresztą jak „heterycy”. „Miejscami” na celowniku Cohena znaleźli się co najwyżej ortodoksyjni żydzi z Jerozolimy, chrześcijańscy nawracacze gejów, myśliwi ze stanu Arkansas i amatorzy walk w klatce z Teksasu, były republikański kandydat na prezydenta Ron Paul, piosenkarka Paula Abdul, Austriacy, zwłaszcza Hitler, oraz członkowie organizacji palestyńskiej Brygady Ofiar al Aqsa – by wymienić tylko niektórych. Geje nie byli jedynymi obrażonymi, którzy ostro zaprotestowali – także wspomniane Brygady zapowiedziały, że zareagują na film „w odpowiedni sposób”, na co – jak donosi „The Telegraph” – brytyjski aktor wzmocnił osobistą ochronę.
[srodtytul]Worek pełen uraz[/srodtytul]
Mark Adnum odciął się od stanowiska GLAAD, uznając, że obraża go ono jako geja, w przeciwieństwie do filmu Cohena, który – zdaniem australijskiego autora – trafnie pokazuje zachowania części środowiska gejów, zwłaszcza tzw. flamers (jak podpowiada mi homoerotyczny kolega, polskim odpowiednikiem będzie określenie „przegięte cioty”). „Nie jestem żadnym stereotypem do obalenia” – napisał Adnum, dodając, że działacze GLAAD mogą „wsadzić sobie w dupę” swoje zażenowanie filmem.
Niby to drobna potyczka słowna w światowej gejowskiej rodzinie, ale jakże charakterystyczna dla naszych czasów. Geje z GLAAD domagają się od Cohena publicznej samokrytyki, bo poczuli się obrażeni. Adnum z kolei pokazuje, że obrażanie się jest jak worek bez dna – nie ma końca i każdy, kto chce i kiedy chce, może z niego czerpać.