60. rocznicy likwidacji getta Halina Elczewska, jedna z ocalałych, zwróciła się do władz miasta o upamiętnienie tych, którzy przeżyli. Miała pomysł, by posadzić im drzewka. Zainspirowała tym miejską konserwator zieleni Grażynę Ojrzyńską, która znalazła miejsce w środku miasta, przy ulicy Wojska Polskiego i zaprojektowała Park Ocalałych. Dla przybywających do Polski gości przygotowano 400 drzewek.
[srodtytul]Powrót ocalałych[/srodtytul]
Zorganizowanie przez miasto w 2004 r. obchodów 60. rocznicy ostatniego transportu z getta do Auschwitz-Birkenau poprawiło atmosferę.
– Ówczesny prezydent Izraela Mosze Katzaw przyjął zaproszenie do komitetu honorowego. W uroczystościach wzięło udział 5 tys. gości. Zabrakło miejsc w hotelach, Łódź nie była jeszcze przygotowana na takie wydarzenia. Jednak goście byli wzruszeni powitaniem przez mieszkańców miasta. Gdy odwiedzali swoje dawne domy, mieszkańcy byli wobec nich serdeczni. Opiekowali się nimi harcerze. – Starzy ludzie byli wzruszeni pomocą dzieci – opowiada Ostapowicz.
W tym samym roku pojawiła się kolejna okazja do wykazania przez prezydenta Kropiwnickiego dobrej woli. Miasto chciało położyć nowe tory pod szybki tramwaj na ulicy Zachodniej. Gdy robotnicy wkopali się w ziemię, odkryli szczątki grobów cmentarza z ulicy Wesołej. Prace natychmiast przerwano. Dla Żydów cmentarz to bowiem dom dany zmarłemu na własność. W nim czeka na dzień, w którym przyjdzie Mesjasz, nastąpią czasy wiecznego pokoju i zmartwychwstanie. Czysto fizyczne, cielesne. Dlatego kości w kulturze żydowskiej nie mogą być naruszone.
– Śmierć 6 milionów Żydów w czasie wojny była tragedią narodową i ludzką. Ale to zupełnie bez znaczenia z punktu widzenia religijnego. Tragedią religijną było spalenie ciał po śmierci. W ten sposób uniemożliwiono tym ludziom zmartwychwstanie i życie wieczne. – tłumaczy Rogoziński. Z Izraela przyjechali rabini – specjaliści od takich sytuacji. Bo ludziom potrzebny jest tramwaj, a Żydom groby. Znaleźli wyjście: stalowe płyty nad grobami na szerokości torów. Wszystkie warstwy umocnień układane były na nim.
– To kosztowna praca, ale warto było ją wykonać. Teraz tramwaje suną po cmentarzu, nad grobami. I nikt nikomu nie przeszkadza – mówi Hubert Rogoziński. Na miejscu pierwszego żydowskiego cmentarza stanęła pamiątkowa macewa.
Jednak dla Żydów, nie tylko łódzkich, to cmentarz na Brackiej – położony na 42 hektarach w centrum miasta i do niedawna największy w Europie – jest miejscem szczególnym. Rogoziński, przewodnik po cmentarzu, jak nikt inny potrafi opowiadać o jego historii.
Choć każdy Żyd jest wobec śmierci równy – co podkreślać ma prosty strój, w którym składają go do grobu – łódzka nekropolia jest świadectwem tego, że każde zalecenie można obejść.
– Wzdłuż głównej alei nie leżą Żydzi, ale ich pieniądze – zauważa przewodnik.
Kestenbergowie odgrodzili się od reszty Złotą Bramą – kopią tej, która w Jerozolimie stoi z zamurowanymi drzwiami i czeka na nadejście Mesjasza. Konstadtowie ozdobili grób kutymi z żelaza motywami roślin. Jednak nad wszystkimi góruje grobowiec Poznańskich, z okrągłą kopułą wyłożoną mozaiką, w której każdy cytat z Biblii ma słowo Izrael, tak jak na imię miał właściciel grobu.
Grobowiec Poznańskich został niedawno odrestaurowany. Od dwóch lat trwają prace nad mniejszym, choć wykonanym z większą finezją sąsiednim grobem Silbersteinów. Także dom przedpogrzebowy stoi w gorsecie rusztowań. Trwają prace remontowe dachu. – Z budżetu miejskiego konserwatora pozyskujemy część środków przeznaczonych na renowację obiektów – przyznaje Aleksandra Szychman, kierownik biura gminy żydowskiej.
[srodtytul]Stacja Radegast[/srodtytul]
Od pięciu lat w Łodzi stoi pomnik Zagłady Stacja Radegast. Miejsce, z którego Żydów z getta wywożono do obozów w Auschwitz-Birkenau i Chełmnie nad Nerem. Idea stworzenia pomnika narodziła się, kiedy któraś z miejskich ekip konserwacyjnych odkryła, że przy niepozornym, zbitym z desek baraku pozostały tory z napisem Krupp 1939. Budynek odnowiono, zakupiono kilka wagonów i lokomotywę z epoki. Przed stacją zaś stanął pomnik. Długa konstrukcja z jasnej różowej cegły stanowi wejście do tunelu, którym idzie się na rampę. Na ścianach wiszą listy przeznaczonych do wywózki, z pozaznaczanymi nazwiskami.
Pomnik, zaprojektowany przez Czesława Bieleckiego, podzielił Żydów. Jedni uważają, że jest niepotrzebny. Zastrzeżenie innych wzbudza kształt – górująca nad industrialnym krajobrazem terenu pnąca się konstrukcja przywodzi na myśl komin. A przecież w Łodzi Żydów nie palono. Choć autor projektu zarzeka się, że to pęknięta grecka kolumna, nikt już chyba tak o jego pracy nie myśli. Słychać głosy, że tego pomnika powinno tu nie być. Że to komercyjne żerowanie na ludzkim nieszczęściu.
Jest faktem, że muzeum cieszy się zainteresowaniem. Przez 11 miesięcy ubiegłego roku miejsce odwiedziło prawie 20 tys. młodzieży i 6,5 tys. dorosłych. Najczęściej przyjeżdżają zorganizowane grupy ze Stanów Zjednoczonych i Izraela.
– Mają swoich przewodników, nie jesteśmy im do niczego potrzebni – mówi Izabela Miniak, historyk z Muzeum Tradycji Niepodległościowej, którego stacja Radegast jest oddziałem. Często odwiedzają też to miejsce ocaleni, którzy z rodzinami odbywają podróż sentymentalną. – Kilka godzin temu mieliśmy tu pana, który prosił, by pomóc mu zlokalizować dawne adresy. Siedzieliśmy nad mapami Łodzi i odtwarzaliśmy jego drogę do stacji Radegast – mówi Miniak.
[srodtytul]Tu tętni życie[/srodtytul]
Za grubym murem posesji przy ulicy Pomorskiej 18, w siedzibie gminy wyznaniowej żydowskiej tętni życie. Pobożni Żydzi modlą się w maleńkim domu modlitwy na pierwszym piętrze. W pomieszczeniach biurowych trwają narady. Część hotelowa czeka na gości. Także tych ze specjalnymi wymaganiami. Ortodoksyjny Żyd musi dbać o rytualną czystość. Nie położy nawet kapelusza, jeśli przedtem nie rozłoży pod nim folii, którą sam przywiózł.
– Mamy tu wszystko, co jest potrzebne w podróży. I dom modlitwy, i koszerną kuchnię. Od roku jest także mykwa, czyli rytualna łaźnia – mówi Szychman.
Więc przyjeżdżają. Także nieortodoksyjni Żydzi pochodzący z Europy Środkowej i Wschodniej wracają do świata, barw, smaków, zapachów, które znali i zapamiętali.
– Nie mogą się doczekać tych kopytek z kapusią okraszoną suto skwarkami, bynajmniej nie drobiowymi – śmieje się Szychman.
Od 2002 r. przy Pomorskiej działa dom dziennego pobytu dla osób starszych. Wymyśliła go Ewa Wajnryb. Wcześniej pracowała w domu socjalnym żydowskiej pomocy społecznej w Warszawie. Chciała taką placówkę stworzyć w Łodzi, ale zabrakło na to pieniędzy. Dom dziennego pobytu zapewnia podopiecznym – głównie starszym kobietom, wdowom – posiłki, gimnastykę, rehabilitację. Przede wszystkim jednak rozrywkę. Od kilku lat trwa współpraca z miejskimi ośrodkami pomocy społecznej. Organizowane są imprezy integracyjne.
Integruje się także młodzież. Łódź zainicjowała wymianę międzyszkolną. Chaim Kozienicki, 81-letni ocalały, przywozi grupy młodzieży z Izraela do Polski.
– Zanim młodzież się spotka, proszę, by każdy napisał osobisty e-mail, rodzaj wizytówki: Kim jest i co lubi. Piszą je swoim kulawym angielskim, bo wśród rzeczy, które nas łączą, jest znajomość angielskiego na podobnym poziomie – śmieje się Kozienicki.
Jeszcze przed przyjazdem każdy otrzymuje kogoś do pary. Potem następuje spotkanie, wspólne zwiedzanie, wizyty w szkołach, wyjazd do obozu w Chełmnie. Najważniejsze jednak, zauważa Kozienicki, to nawiązać więzi. Na pożegnalnym ognisku leją się łzy, młodzież wymienia adresy. Pozostają kontakty.
Ewa Wajnryb mówi: – Dla mnie to są kochane czasy. I gdyby zawsze tak było, Polska byłaby najmniej antysemickim krajem na świecie. Szczególnie widać to już wśród młodzieży, na której Żydzi – jak Murzyni czy Chińczycy – nie robią już wrażenia. Przyjmowani są z życzliwą ciekawością.
Jednak nie wszyscy w społeczności żydowskiej są takiego zdania. Można usłyszeć, że Kropiwnicki chce Żydów politycznie wykorzystać. Że chodzi tu o poklask i pokonanie lewicy, która za swoich rządów Żydami się nie interesowała.
– Co nim tak naprawdę kieruje, tego nie wiem. Jest takie powiedzenie: Pochodzisz w cudzych butach, to wiesz, co ten człowiek czuje. Ja w jego butach nie chodzę – mówi jeden z członków gminy żydowskiej.
Z jednym się zgadzają wszyscy: jest moda na żydowską tradycję Łodzi. I to trzeba wykorzystać. W Parku Ocalałych przybyła ławeczka Jana Karskiego, który z narażeniem życia informował Zachód o Holokauście. Powstał pomnik polskich Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Teraz czas na Centrum Dialog – budynek przeznaczony do organizowania spotkań i wystaw. I w ogóle czas na dialog.