Skandalistka Formuła 1

Flavio Briatore, prostacki geniusz wyścigów, za odkryte właśnie oszustwo na torze zapłacił banicją, ale już jego mocodawcy z Renault – tylko wstydem. A cała Formuła 1 pojechała dalej. W stronę następnej afery, bo ta wybuchnie niezawodnie

Publikacja: 26.09.2009 15:00

Flavio Briatore na torze w Monako w 2005 r., w tle bolid Fernando Alonso

Flavio Briatore na torze w Monako w 2005 r., w tle bolid Fernando Alonso

Foto: AP

Scenę chwały Renault od sceny hańby Renault dzieli niewiele, najwyżej kwadrans spaceru po Polach Elizejskich. Najsłynniejsze okno wystawowe francuskiego koncernu jest właśnie tu, na Avenue des Champs-Elysées pod numerem 53. L’Atelier Renault, urządzone w dawnej siedzibie firmy, to więcej niż salon samochodowy. To demonstracja potęgi: przeszklona gablota o wysokości kilku pięter wypchana symbolami sukcesu.

Można je oglądać z ulicy, ale po co, skoro w środku oprócz salonu zmieściła się jeszcze restauracja, sala wystawowa i butik z gadżetami. I na każdym kroku jakiś znak przypomina: jesteś na terytorium firmy, która dwa razy zdobywała mistrzostwo Formuły 1. Pamiętaj o tym, gdy będziesz się zastanawiał, jaki samochód kupić.

Może nie ma tu już takiego szaleństwa jak w 2005 i 2006 roku, gdy kierowca Fernando Alonso i szef zespołu Renault F1 Flavio Briatore zapewniali pierwsze tytuły mistrzowskie w historii koncernu. Ale restauracja ciągle zaprasza na transmisje z Grand Prix, butik ugina się od pamiątek, a na poziomie ulicy trwa wystawa samochodów, której tytuł może dziś brzmieć nieco sarkastycznie. „Sport by Renault”: od starych wyścigówek, przez samochody rajdowe, do bolidów, którymi jeżdżą kierowcy w F1. Wszystko błyszczące, pachnące wielkimi pieniędzmi. Kto mógł pomyśleć, gdy wystawę otwierano, że to się będzie teraz źle kojarzyć.

[srodtytul]Czarujący chuligan[/srodtytul]

Pełną prawdę o sporcie „by Renault” poznajemy dopiero od niedawna: z przecieków z afery nazwanej Crashgate i z wydanych w niej kilka dni temu wyroków. Chodzi o oszustwo zespołu Renault w ubiegłorocznym Grand Prix Singapuru – celowe spowodowanie wypadku. Najważniejsze wydarzenia ze śledztwa w tej sprawie rozgrywały się ledwie kilometr od przeszklonego atelier z Pól Elizejskich, na placu Concorde. Tam, gdzie podczas rewolucji spadały głowy gilotynowanych, a dziś ma swoją siedzibę FIA, Międzynarodowa Federacja Samochodowa.

FIA to ustawodawca oraz najwyższy sędzia Formuły 1 i innych sportów motorowych. Rządzi nią słynny Max Mosley, autokrata po przejściach, też bohater niejednego skandalu. Ten najgłośniejszy wybuchł wówczas, gdy Maksa, syna najbardziej znanej pary brytyjskich faszystów, sfilmowano podczas sadomasochistycznej orgii z udziałem prostytutek przebranych w mundury obozowych strażniczek. Mówiło się, że to zemsta zespołu McLarena za surową karę w tzw. aferze szpiegowskiej sprzed dwóch lat. Za wykradanie tajemnic technologicznych Ferrari McLaren musiał zapłacić 100 mln dolarów grzywny i podobno w odwecie z pomocą agenta służb specjalnych sfilmował orgię Mosleya, podrzucając potem taśmy zaprzyjaźnionym ludziom w mediach.

Wówczas Mosley przetrwał burzę, ale już nigdy nie wrócił do dawnej potęgi. Za miesiąc oddaje władzę, którą sprawował w FIA od kilkunastu lat. Śledztwo w sprawie Crashgate to był jego ostatni majstersztyk. Gdy raz złapał trop, nie odpuścił. Zatrudnił firmę detektywistyczną Quest z Londynu, znalazł świadków koronnych, dawał przecieki zaprzyjaźnionym redakcjom. I odsłonił kulisy wielkiej manipulacji, a przy okazji upolował Briatorego, z którym od dawna było mu nie po drodze.

Teraz Mosley wie, że nie spadnie ze szczytu samotnie. Zabierze ze sobą człowieka, który doprowadził dwa zespoły i dwóch kierowców do czterech tytułów mistrza świata, ale potrafił też obrazić każdego, w kilku językach. Briatore, niebieski ptak Formuły 1 i jej dyżurny playboy, miał słabość do modelek, złota i nisko rozpiętych koszul z wyszytymi własnymi inicjałami. Ale był też geniuszem zarządzania i wybierania sobie do pomocy ludzi nieprzeciętnie utalentowanych.

Luciano Benetton, szef odzieżowego imperium, które uczyniło Briatorego bogatym, powiedział o nim kiedyś: „Jest chuliganem, ale takim czarującym”. I powierzył mu swoje interesy w USA, a potem swój zespół Formuły 1. Z nim i z Michaelem Schumacherem Briatore zdobył pierwsze dwa mistrzostwa świata, kolejne dwa dołożył, gdy w 2000 roku Renault wykupił zespół Benettona i mianował Flavio jego szefem.

Przez 20 lat spędzonych w Formule 1 Włoch wygrywał, szokował, szantażował, zarabiał i dawał zarabiać. Popisywał się znajomościami z możnymi tego świata i osobistym bogactwem. W jego posiadłościach bywali Silvio Berlusconi, Jose Maria Aznar, Bruce Willis, Lakshmi Mittal, a Flavio nie marnował okazji, by o tym przypominać. Potrafił wejść do padoku z hitlerowskim pozdrowieniem, a potem zastraszać kamerzystów telewizji, która to nagrała. Drażnił, ale lepiej go było mieć po swojej stronie. Zgodnie z rooseveltowską zasadą: „Może to i sukinsyn, ale nasz sukinsyn”.

[srodtytul]Podejrzanie dużo szczęścia[/srodtytul]

Szefowie Renault teraz za takie podejście płacą. Za to, że oddali mu pełnię władzy w zespole, w zamian żądając tylko wyników. Nie przeszkadzało im, że Briatore bywał jednocześnie menedżerem kierowców, których zatrudniał. Przymknęli oko na przedziwne losowe przypadki Włocha zwanego Supercafone – superprostakiem. Na to, że geodeta z alpejskiej mieściny pod Turynem, były instruktor narciarski, miał w życiu podejrzanie dużo szczęścia. Że jeden z jego wspólników zginął od bomby podłożonej w samochodzie, inny miał brać udział w transakcjach sterowanych przez CIA, a sam Flavio dostał swego czasu cztery lata i pół roku więzienia za oszustwa. Wyroku nie odsiedział, bo uciekł na Wyspy Dziewicze, a do Włoch wrócił dopiero po amnestii.

W Formule 1 Flavio też oszukiwał. W 1994 roku w komputerach Benettona FIA znalazła program do niedozwolonej wówczas kontroli trakcji, nie potrafiła tylko udowodnić jego zastosowania, więc nie mogła wymierzyć kary. Wymierzyła ją za to, gdy odkryła u Michaela Schumachera nieregulaminową część w podwoziu.

Potem był jeszcze m.in. nieregulaminowy filtr paliwa mający przyspieszyć tankowanie benettonów, odkryte dwa lata temu w komputerach Renault dane bolidów McLarena, podejrzana kolizja Schumachera z Damonem Hillem, która dała Niemcowi mistrzostwo świata w 1994 roku. Inżynierem Benettona był wtedy Pat Symonds. Do niedawna dyrektor techniczny... Renault, dziś współoskarżony w aferze.

Wszystkie te grzeszki uchodziły dotychczas Briatore na sucho nie tylko dlatego, że potrafił wiele ugrać prośbą i groźbą. On po prostu aż tak bardzo nie różnił się od innych bossów F1. Kto miałby go ukarać za hitlerowskie pozdrowienie? Mosley, obciążony przeszłością rodziców i własną teraźniejszością? Bernie Ecclestone, właściciel praw do Formuły 1 i zysków z niej, który mówi otwarcie, że Hitler swoje grzechy miał, ale przynajmniej był skuteczny?

Trudno też znaleźć tego, kto miałby pierwszy rzucić kamieniem w Briatorego za oszustwa. McLaren już po karze za szpiegowanie Ferrari próbował w tym roku oszukać sędziów w sprawie jednego z manewrów na torze. Michael Schumacher prowokował kolizje nie tylko wówczas, gdy jeździł dla Briatore. Hondę kilka lat temu ukarano za zamontowanie ukrytego zbiornika paliwa, i mówiło się, że inne zespoły robiły to samo, ale nie zostały przyłapane.

W Formule 1 nigdy nie pachniało różami, za duża jest stawka. Skandale to codzienność F1; byli tacy, którzy podejrzewali Berniego Ecclestone’a, że niektóre afery sam podsyca, by podtrzymywać zainteresowanie wokół swojego biznesu. Pływając od lat w tak mętnej wodzie, Briatore miał prawo nabrać przekonania, że jest nietykalny. Ale nie docenił Mosleya. I Nelsona Piqueta juniora, kierowcy Renault, który pod koniec lipca wszedł do biur FIA przy placu Concorde. Złożył tam zeznania, które zatrzęsły światem według Flavio.

[srodtytul]Kraksa na życzenie[/srodtytul]

Piquet junior był już wówczas właściwie byłym kierowcą Renault, choć – jak to w Formule 1 – rozstanie ogłoszono oficjalnie dopiero kilka dni później. Ale syn trzykrotnego mistrza świata F1 Nelsona Piqueta o tym, że zostanie zwolniony, wiedział od dawna. I wiedział, jak się zemścić za wszystkie krzywdy. Jego ojciec przekazał Mosleyowi, że Nelsinho może już powiedzieć prawdę o tym, co się zdarzyło rok temu podczas nocnego wyścigu w Singapurze. W Formule 1 plotkowano od dawna, że Piquet junior rozbił się tam o ścianę przy torze nieprzypadkowo. Że wyglądało raczej, jakby chciał się rozbić, zwłaszcza że to bardzo pomogło jego koledze z zespołu Fernando Alonso w wygraniu wyścigu. Plotek było wiele, brakowało dowodów. Pierwsze przyniósł Piquet, któremu w zamian za to obiecano uniknięcie kary. I lawina ruszyła.

Protokół jego zeznań, spisanych przez działaczy FIA i detektywów Quest, to niespełna trzy kartki z rekonstrukcją wydarzeń z 28 września 2008 roku. Dnia, który zakończył się dawno niewidzianą sceną: Alonso i Briatore, oblani szampanem, świętowali na podium zwycięstwo Renault. Pierwszy triumf po roku przerwy, ulgę w nerwowych czasach, gdy konkurencja im uciekała, a szefowie Renault dawali do zrozumienia, że mogą obciąć fundusze, jeśli ta susza się nie skończy.

Piquet potwierdził, że on, Briatore i Pat Symonds umówili się, jak pomóc szczęściu. Kraksa była dokładnie zaplanowana, szef zespołu i dyrektor techniczny wybrali nawet zakręt, na którym Brazylijczyk ma się rozbić: numer 17, tam gdzie nie dotrze dźwig do ściągnięcia bolidu z toru, więc będzie musiał wyjechać samochód bezpieczeństwa. Wtedy wszystkie bolidy zwolnią, a kluczowe dla losów wyścigu będzie, kto już zatankował, a kto nie. Fernando Alonso, ruszający z 15. miejsca, zatankował dwa okrążenia przed kraksą.

[srodtytul]Trędowaty[/srodtytul]

Piquet twierdzi, że wszystko wymyślili Briatore z Symondsem, a on się zgodził, bo to był warunek przedłużenia kontraktu na 2009 rok. Symonds mówi, że było inaczej, propozycję złożył sam Piquet, wiedząc, jak słaba jest jego pozycja w zespole. Flavio Briatore podczas przesłuchań zaprzeczył, że w ogóle był taki plan, a na rozprawę przed Światową Radą FIA nie przyszedł. Gdy na kilka dni przed rozprawą Renault ogłaszało w oświadczeniu, będącym de facto przyznaniem się do winy, że Briatore i Symonds odeszli z zespołu, Włoch też powiedział niewiele. Że jest wstrząśnięty, a zespół, który zbudował, zostawia, by go ochronić. I że to wszystko jest spiskiem, w którym chodziło tylko o jego głowę.

Gdy pięć dni temu FIA ogłaszała kary za Crashgate, tak właśnie można było pomyśleć: że chodziło o to, by dorwać Briatorego. Włoch nie tylko dostał dożywotni zakaz działalności w F1 i jakiejkolwiek innej serii wyścigowej pod egidą FIA. Takim zakazem objęte będą również jego firmy. FIA nie wyda wyścigowej licencji żadnemu kierowcy, który ma związki z Briatore’em, a Włoch współpracował jako menedżer m.in. z Alonso i Markiem Webberem z Red Bulla. Briatore ma być od teraz trędowatym Formuły 1, a wszelkie pozostałości jego potęgi, którą budował w F1 przez 20 lat, mają zostać wykarczowane. Będzie trochę tego karczowania: działalność menedżerska, współudziały w GP2, czyli serii będącej zapleczem Formuły, reprezentowanie FOTA, czyli stowarzyszenia zespołów F1, w sprawach reklamowych i marketingowych. Wymieniać można długo.

Intrygujące, że dla Briatorego FIA nie miała litości, a dla innych – zaskakująco dużo. Symondsa, wiernego druha w dobrym i złym, objęto podobną klątwą jak Włocha, ale tylko na pięć lat. Podobno to on jest jednym ze świadków koronnych, tajemniczym panem X, który pogrążył Briatorego. Stąd względna łagodność. Piquet, zgodnie z obietnicą FIA, kary uniknął.

Fernando Alonsoem FIA w ogóle się nie zajmowała, bo przyjęła ciekawą wersję, że ten nic o spisku nie wiedział. Więc Hiszpan, który najbardziej na kraksie skorzystał, jedzie w ten weekend w kolejnym Grand Prix – o ironio, właśnie w Singapurze. I w barwach Renault, które dostało najśmieszniejszą karę: dyskwalifikacja na dwa lata, ale w zawieszeniu. Do tego zwrot kosztów śledztwa Quest (1,4 mln dolarów) i zobowiązanie do zwiększonych wydatków na projekty dotyczące bezpieczeństwa.

FIA tłumaczy, że Renault przyznał się do winy, pozbył się oszustów jeszcze przed rozprawą i obiecał poprawę, nie idąc w zaparte jak McLaren w sprawie szpiegostwa. Można powiedzieć: hańba i wycofywanie się sponsorów zespołu (po aferze zrezygnowały już bank ING i ubezpieczyciel Mutua Madrilena) jest wystarczającą karą dla tej firmy. Ale mądrzej byłoby powiedzieć: Renault jest jeszcze Formule 1 potrzebny, a Briatore już nie. Renault nie warto było zniechęcać wysoką karą, bo daje dużo pieniędzy, daje silniki innym zespołom F1, napędza GP2 i wyścigi innych klas.

A Briatore wolał brać, niż dawać. Był coraz pewniejszy siebie, coraz bardziej krytyczny wobec szefów Formuły 1 i coraz bardziej stanowczy podczas kłótni o udział zespołów w zyskach, które F1 daje swojemu władcy, Ecclestone’owi. Mówiło się nawet, że widzi już siebie w roli następcy Ecclestone’a, zresztą jego przyjaciela i partnera w wielu interesach.

Mosleyowi zaszedł za skórę jeszcze mocniej. W imieniu stowarzyszenia zespołów F1 najgłośniej groził organizacją rozłamowej serii wyścigów, jeśli FIA nie zrezygnuje ze swoich planów zmiany przepisów. Przerwał tę wojnę dopiero wtedy, gdy Mosley zapowiedział, że w październiku ustąpi ze stanowiska. Okazało się, że tamto zwycięstwo było początkiem klęski Briatorego. Gdy okazja do rewanżu wpadła Mosleyowi i jego ludziom w ręce, werdykt był łatwy do przewidzenia: łotr, a co gorsza, już nie nasz.

Scenę chwały Renault od sceny hańby Renault dzieli niewiele, najwyżej kwadrans spaceru po Polach Elizejskich. Najsłynniejsze okno wystawowe francuskiego koncernu jest właśnie tu, na Avenue des Champs-Elysées pod numerem 53. L’Atelier Renault, urządzone w dawnej siedzibie firmy, to więcej niż salon samochodowy. To demonstracja potęgi: przeszklona gablota o wysokości kilku pięter wypchana symbolami sukcesu.

Można je oglądać z ulicy, ale po co, skoro w środku oprócz salonu zmieściła się jeszcze restauracja, sala wystawowa i butik z gadżetami. I na każdym kroku jakiś znak przypomina: jesteś na terytorium firmy, która dwa razy zdobywała mistrzostwo Formuły 1. Pamiętaj o tym, gdy będziesz się zastanawiał, jaki samochód kupić.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy