W swoim tekście „Zagubione proporcje” („Plus Minus” z 22 – 23 sierpnia) Kazimierz Orłoś, polemizując z moją książką „Kryptonim »Liryka«”, broni przed zarzutami o świadomą współpracę z SB swego stryja Stanisława Cata-Mackiewicza i starego przyjaciela Włodzimierza Odojewskiego, głównie dlatego, że są swoi – „bliscy i dobrze mu znani”, ignorując i dezawuując ipeenowskie świadectwa na ich temat. Nie znalazłam jego nazwiska wśród tych, którzy zapoznali się z bogatymi materiałami na temat Cata. Najwyraźniej nie czytał też, skoro brzydzą go ipeenowskie papiery, znakomicie udokumentowanej książki historyka Krzysztofa Tarki „Mackiewicz i inni”. Mimo nieznajomości nowych źródeł o swoim stryju, nicujących jego dotychczasowy wizerunek, Kazimierz Orłoś broni publicznie jego niezłomnej legendy, niczym Władysław Mickiewicz argumentując, że prawda o Cacie zrobi przykrość jego rodzinie.
Na jakiej podstawie twierdzi więc, że współpracę Cata, bo trudno to inaczej nazwać, usprawiedliwia jego chęć powrotu do kraju, skoro choćby przykład Wańkowicza pokazał, że można było wrócić bez zdrady emigracji i nie za esbeckie pieniądze. Swoje „rozmowy” z SB kontynuował też po powrocie do kraju. Rzeczywiście, nie podpisał zobowiązania i nie pisał sam swoich raportów, mimo to był cenniejszy od wielu formalnie zarejestrowanych TW. Dostarczał bowiem, i to bardzo chętnie, setki istotnych informacji, trafiających na biurka wtedy najważniejsze – m.in. Bieruta – oczerniających emigrację, wykorzystywanych przez bezpiekę do walki z nią. M.in. o emigracyjnych władzach, osobistościach, choćby generale Andersie i jego żonie – ich sprawach finansowych, osobistych, intymnych. A w kraju o swoim najbliższym otoczeniu, m.in. kardynale Wyszyńskim, arystokracji, paryskiej „Kulturze”, gdzie pojechał za pieniądze SB, które nie tylko brał, ale się ich domagał.
Chciejstwem jest również usprawiedliwianie „rozmów” Cata staraniami o wydobycie z łagru jego córki, aresztowanej w 1944 roku przez NKWD. Barbara Rzepecka została zwolniona na mocy amnestii z roku 1948 i wróciła do Polski, Cat natomiast rozpoczął na dobre swoje kontakty z SB w 1955 roku, gdy przestał być premierem, chociaż próby czynił też wcześniej.
Włodzimierz Odojewski natomiast przyznał się przecież do swojej współpracy w wywiadzie przeprowadzonym przez Krzysztofa Masłonia i swojej sprawie powinien stawić czoło sam; adwokat typu Orłoś robi mu tylko niedźwiedzią przysługę, usprawiedliwiając współpracę swego przyjaciela... strachem przed utratą pracy, co jest tłumaczeniem żenującym, bo cóż to za represja? Czy rozgrzesza blisko pięcioletnią współpracę? Owocną, w przeciwnym wypadku nie trwałaby tyle czasu – SB rezygnowała z martwych, nieproduktywnych dusz.
Kogo przekona też przedstawianie osób miary Cata i Odojewskiego jako małych, naiwnych chłopczyków, „nieorientujących się” – jak pisze Orłoś – w konsekwencjach kilkuletnich tajnych rozmów ze swoimi oficerami prowadzącymi (choć w wypadku Odojewskiego był to oberhycel od pisarzy, dobrze w środowisku znany płk Majchrowski): rejestracjach, nadawanych pseudonimach i statusie TW. Nie były to również, jak sugeruje Orłoś, przesłuchania, tylko agenturalne, operacyjne spotkania owocujące konkretnymi doniesieniami i realizowanymi później zadaniami.